Otrząsnęła się z uczucia nieomal fizycznej przyjemności i podeszła do fotela kapitańskiego. Zaczęła podnosić dłonie, by zdjąć z ramienia Nimitza i posadzić go na oparciu, ale zamarła — to była także jego wielka chwila, a po tym, co zrobił na Graysonie, cała Royal Manticoran Navy wiedziała, że nie jest tylko maskotką. Opuściła ręce i wcisnęła klawisz łączności pokładowej na poręczy fotela. Wyraźny, melodyjny sygnał oznaczający komunikat dotyczący wszystkich członków załogi rozległ się z głośników na całym okręcie, a wszystkie ekrany łączności ożyły, ukazując ją i treecata. Honor wyjęła z kieszeni pismo i spojrzała prosto w kamerę, powstrzymując się, by nie odchrząknąć, i zastanawiając nieco abstrakcyjnie, dlaczego jest zdenerwowana. Zupełnie jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Rozłożyła papier, którego szelest był wyraźnie słyszalny w panującej ciszy, i zaczęła czytać spokojnym i wyraźnym głosem:
„Od admirała sir Luciena Corteza, Piątego Lorda Przestrzeni RMN, do kapitan damy Honor Harrington, hrabiny Harrington, Rycerza Towarzysza Zakonu Króla Rogera, MC, SG, DSO, CGM, Royal Manticoran Navy, dwudziestego pierwszego dnia szóstego miesiąca dwieście osiemdziesiątego drugiego roku Po Lądowaniu. Madam: poleca się pani i nakazuje, by udała się pani na pokład Okrętu Jej Królewskiej Mości Nike (BC-413) i objęła obowiązki związane z dowodzeniem nim w służbie Korony, a Jej zawieść bezkarnie nie sposób.
Z rozkazu lady Francine Maurier, baronowej Morncreek, Pierwszego Lorda Admiralicji RMN, za Jej Majestat Królową”.
Powoli i ostrożnie złożyła pismo, schowała je do kieszeni, po czym spojrzała na komandor Henke.
— Pani komandor — oznajmiła formalnie — przejmuję dowodzenie.
— Ma’am, dowództwo należy do pani — odparła równie formalnie Henke.
— Dziękuję, pani Henke. — Honor przeniosła spojrzenie na kamerę i dodała: — To dla mnie wyjątkowa chwila i czuję się niezwykle wyróżniona: niewielu kapitanów ma zaszczyt dowodzić okrętem o tak chlubnej tradycji, a jeszcze mniej ma okazję objąć dowództwo, gdy okręt jest jeszcze w budowie. Nikt zaś nie miał sposobności przeżyć obu tych wydarzeń więcej niż raz. Jako załoga musimy dorównać poprzednikom, bowiem spoczywa na nas obowiązek kontynuowania szczytnych tradycji. Jestem jednak pewna, że gdy nadejdzie czas, bym przekazała ten okręt nowemu kapitanowi, będzie on zmuszony dołożyć jeszcze większych starań, by dorównać naszym osiągnięciom.
Przerwała, zdając sobie sprawę, że gdyby nie wierzyła w to, co mówi, brzmiałoby to niewiarygodnie sztucznie i nadęcie. Uśmiechnęła się prawie złośliwie i oświadczyła:
— Będziecie czuć się przepracowani i niedoceniani, dopóki nie zakończą się próby okrętu, a my nie stworzymy zgranego zespołu, ale jestem pewna, że zrobicie wszystko, by stało się to jak najprędzej. Obiecuję, że ze swej strony również dołożę wszelkich starań. Proszę kontynuować.
Wyłączyła kamerę i odwróciła się do komandor Henke.
— Witamy na pokładzie, pani kapitan. — Henke wyciągając dłoń w tradycyjnym geście powitania, a Honor uścisnęła ją mocno.
— Dzięki, Mike. Dobrze jest znów być na okręcie.
— Mogę przedstawić starszych oficerów? — Widząc przyzwalający ruch głowy Honor, Henke dała znak czekającym, by podeszli, i dokonała prezentacji: — Komandor Ravicz, pierwszy inżynier, ma’am.
Honor uścisnęła rękę mężczyzny przyglądającego się jej z nieskrywanym zainteresowaniem.
— Komandor Chandler, oficer taktyczny, ma’am. Ogniście ruda czupryna znajdowała się na poziomie ramienia Honor, ale pani komandor miała wygląd osoby rzeczowej i uścisk równie zdecydowany co spojrzenie.
— Chirurga, komandora Montoyę, jak sądzę, już pani zna, ma’am — powiedziała Henke i Honor uśmiechnęła się szeroko.
— Znam! — przyznała, ściskając serdecznie dłoń komandora. — Miło znów cię widzieć, Fritz.
— Panią także, skipper. — Montoya uważnie obejrzał lewą stronę jej twarzy i dodał: — Zwłaszcza w tak dobrym stanie.
— Miałam doskonałego lekarza… a raczej dwóch. — Jeszcze raz uścisnęła mu dłoń i spojrzała na kolejnego oficera.
— Podpułkownik Klein dowodzący kontyngentem pokładowym marines, ma’am — przedstawiła Henke.
— Pułkowniku. — Zdecydowanemu uściskowi dłoni towarzyszył równie zdecydowany skłon głowy.
Klein był niewysoki. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Za to trzy rzędy baretek na kurtce mundurowej mówiły same za siebie. I powinny — Nike miał na pokładzie pełen batalion marines, toteż jego dowódca nie mógł pochodzić z losowania.
— Komandor porucznik Monet, oficer łączności, ma’am. — Henke przedstawiła następnego według starszeństwa oficera.
Monet był przeciwieństwem Chandler — wysoki, chudy i bezbarwny, o pozbawionej poczucia humoru twarzy i silnym, ale mechanicznym uścisku dłoni.
— Komandor porucznik Oselli, oficer astrogacyjny, ma’am.
Wargi Honor drgnęły leciutko, gdyż Henke zaakcentowała leciutko słowo „astrogacyjny”, wiedząc, że w tej kwestii dowódca nie jest wzorem do naśladowania. Honor była zadowolona z tego, co zobaczyła — ciemne włosy i oczy prawie dorównujące odcieniem jej własnym, zdecydowane, nieco lisie rysy twarzy wskazującej na pewność siebie i inteligencję.
— Komandor porucznik Jasper, kwatermistrz, ma’am. — W głosie Henke wyczuwało się ulgę, jako że był to ostatni w kolejce do prezentacji.
— Poruczniku Jasper, sądzę, że w ciągu najbliższego tygodnia lub dwóch będziemy się spotykać naprawdę często. — Honor uśmiechnęła się porozumiewawczo, nie kryjąc sympatii. — Będę się starała nie wymagać od pana rzeczy niemożliwych, ale wie pan, jacy są kapitanowie, jeśli chodzi o wyposażenie ich okrętów…
— Obawiam się, że wiem, milady — przyznał lekko rozbawionym, głębokim barytonem. — W tej chwili wiem dość dokładnie, czego nam brak i w jakiej fazie są prace, ale naturalnie to się ciągle zmienia i będzie się zmieniać niespodziewanie, jak długo nie opuścimy stoczni.
— Niewątpliwie — zgodziła się Honor i przyjrzała zgromadzonym. — Cóż, panie i panowie: mamy wiele do zrobienia i z pewnością zdążę poznać was wszystkich lepiej, nim rozpoczniemy normalną służbę. Teraz proszę wrócić do zajęć, które przerwało moje przybycie, a na osiemnastą jesteście wszyscy zaproszeni na obiad. Naturalnie, jeśli nie sprawi to nikomu kłopotu.
Odpowiedziały jej przytakujące mruknięcia i skinienia głów, na widok których uśmiechnęła się w duchu — nie słyszała jeszcze o oficerze, który skorzystałby z tej wymówki, mimo że pierwszy obiad wydawany przez nowego kapitana był kłopotliwy dla wszystkich jego uczestników. Pożegnała ich lekkim ruchem głowy i uniosła dłoń, widząc, że Henke także robi w tył zwrot.
— Chwileczkę, komandor Henke. Byłoby miło, gdyby towarzyszyła mi pani do kabiny — mamy sporo spraw do przedyskutowania.
— Oczywiście, milady — zgodziła się Henke i dodała głośniej: — Proszę przejąć wachtę, pani Oselli.
— Aye, aye, ma’am. Przejmuję wachtę. Obie skierowały się do windy.
Dopiero gdy drzwi zamknęły się za nimi i zostały same, Henke uśmiechnęła się szeroko.
— Dobrze cię znowu widzieć, Honor — oznajmiła i objęła ją krótko, ale mocno.
Potem pogłaskała Nimitza, który zamruczał uszczęśliwiony i podał jej prawą chwytną łapę. Uścisnęła ją i dodała:
— Ciebie też miło widzieć, Stinker. Dalej wymuszasz seler u każdego?
Nimitz bleeknął ze świętym oburzeniem i machnął ostentacyjnie ogonem, a Honor parsknęła śmiechem. Z zasady nie nawiązywała szybko przyjaźni, nadal też nie czuła się dobrze w towarzystwie ludzi z arystokracji, mimo że niedawno dołączyła do jej szeregów. Istniał jednak jeden wyjątek od tej zasady, i to od dawna, a była nim Mike Henke, stanowiąca osobliwość samą w sobie. Nigdy tego nie podkreślała ani nie wykorzystywała, ale pochodziła z młodszej gałęzi rządzącej Gwiezdnym Królestwem dynastii. Miała też taką łatwość w nawiązywaniu kontaktów i tak dobrze potrafiła zapanować nad każdą sytuacją, że Honor mogła jej tylko zazdrościć. Przez ponad trzy lata standardowe mieszkały w tym samym pokoju na wyspie Saganami i Henke straciła niezliczone godziny, próbując wbić podstawy trójwymiarowej matematyki w głowę swej nieśmiałej wysokiej towarzyszki. I jeszcze dłuższe, a bardziej frustrujące, wyjaśniając jej tajemnice etykiety i ucząc podstaw życia towarzyskiego, do którego — zwłaszcza wobec szlachetnie urodzonych — nie przygotowało jej pochodzenie. Honor zresztą nieraz zastanawiała się, czy nie był to główny powód, dla którego adiutant akademii połączył właśnie je dwie, przydzielając pokoje. Zresztą obojętne, czy było to zamierzone czy nie; doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo pomogła jej spokojna i naturalna pewność siebie Michelle.