HMS Nike wstrząsnęły trafienia spójnych wiązek laserowych rozrywających opancerzoną burtę. Działo laserowe numer siedem i graser numer pięć zniknęły w gąszczu eksplozji. Radar numer pięć oraz zapasowa sekcja łączności i wyrzutnie trzynasta i czternasta, działo laserowe numer trzy oraz rufowy pokład hangarowy podzieliły ich los. A wraz z nimi dziewięćdziesięciu trzech członków załogi.
W zapasowej sekcji łączności i na pokładzie hangarowym nastąpiły wtórne eksplozje, siejąc w sąsiednich przedziałach śmierć i zniszczenie. Przedział koordynacyjny stał się nagle śmiertelną pułapką pełną szrapneli z pancernej stali oderwanej od podłogi oraz trujących wyziewów. Zginęło w nim następnych dwudziestu sześciu ludzi, zaś pomieszczenie wypełnił ogień i dym. Przeszła po nim fala uderzeniowa, która skupiła się na rufowej ścianie dzielącej przedział od pomostu flagowego.
Była ona pancerna, jak wszystkie otaczające pomost, ale nie wytrzymała siły wybuchu — pękła, siejąc odłamkami poruszającymi się z zabójczą prędkością. Jeden z nich przeciął na pół adiutanta Sarnowa, drugi trzech podkomendnych Josepha Cartwrighta, następny przemknął z rykiem przez całe pomieszczenie i odciął głowę Casperowi Southmanowi, po czym odbił się od konsolety Ernestine Corell, mijając ją o centymetry i pozostawiając za sobą strzaskane ekrany, by znieruchomieć w fontannie krwi i kości w siedzącym obok niej operatorze.
A kolejny trafił w tył fotela admirała Sarnowa, przecinając oparcie niczym rozgrzana do białości, poszarpana piła tarczowa. Siła uderzenia wyrwała uprząż z mocowań i Sarnow wraz z nią wyleciał do przodu niczym wyrzucony z katapulty, ale odłamek dopadł go w locie. Amputował prawą nogę tuż nad kolanem, zmasakrował lewą łydkę i na tym skończył swe niszczycielskie dzieło. Natomiast nie skończyły się jego skutki — szczątki oparcia wbiły się w plecy lecącego, a on sam huknął z taką siłą o główny ekran, że żebra popękały niczym wiklinowy kosz. Zmasakrowane ciało osunęło się na pokład i znieruchomiało na podobieństwo szmacianej lalki.
Samuel Webster znalazł się przy nim pierwszy, w momencie, gdy zamknęły się drzwi awaryjne, odcinając zdehermetyzowane pomieszczenie, dzięki czemu z pomostu przestało uciekać powietrze. Skafander Sarnowa uruchomił już opaski uciskowe na każdym południku, a krzyki rannego przycichały szybko.
— Nie rozpraszać się! — Nieporadnie próbował złapać Webstera za rękaw i powtórzył: — Przekaż, żeby się nie rozpraszali!
Webster bladł coraz bardziej, w miarę jak docierał do niego stopień obrażeń rannego, i czym prędzej nadusił czerwony panel na piersiach skafandra, uwalniając solidną dawkę środków znieczulających i nasennych. Sarnowa ogarnął błogostan tym większy po przeżytej agonii, ale resztką sił nadal czepiał się przytomności, widząc zbliżającą się Corell.
— Nie rozpraszać się! — jęknął. Corell spojrzała pytająco na Webstera.
— Co powiedział? — spytała ostro. Webster bezradnie wzruszył ramionami.
— Nie wiem, ma’am. Nie mogłem go zrozumieć. Corell pochyliła się i Sarnow spróbował desperacko powtórzyć rozkaz, ale ciemność okazała się szybsza.
Meldunki o uszkodzeniach spływały na mostek i Honor ze zdziwieniem stwierdziła, że potwierdza je spokojnym i opanowanym głosem, nie odrywając oczu i uwagi od ciemnego pustego ekranu przy prawym kolanie. Zmusiła się w końcu do spojrzenia na ekran taktyczny fotela, pokazujący dane przekazywane przez sekcję taktyczną okrętu. Ciężkie krążowniki Sorierer i Merlin zmieniały pospiesznie pozycje, zbliżając się do burt HMS Nike, by wspomóc jego obronę antyrakietową, gdy stało się jasne, że to właśnie ten krążownik liniowy został nowym celem ścigających. Widok ten sprawił, że zaczęła ponownie myśleć trzeźwo i jasno — doskonale wiedziała, jaki rozkaz Sarnow miał zamiar wydać: za długo była jego taktycznym alter ego, by mieć co do tego wątpliwości. Ale nie zdążył go wydać…
Dowództwo po śmierci czy ciężkim zranieniu Sarnowa powinien przejąć któryś z dowódców dywizjonów, ale oboje nie żyli. Następny według starszeństwa był kapitan Rubenstein, ale Onslaught stracił już wcześniej sensory grawitacyjne i miał poważnie uszkodzoną łączność, co skutecznie odcinało go od wiadomości z platform sensorycznych, zwłaszcza nadających z prędkością nadświetlną. Rubenstein nie mógł wiedzieć o przylocie Danislava i nie mógł przewidzieć zmiany rozkazów. Nie znał też zamierzeń Sarnowa…
Czuła na sobie pytający wzrok Moneta czekającego, by poinformowała Rubensteina, że powinien objąć dowództwo, i nie odzywała się ani słowem.
Pozostałości Grupy Wydzielonej Hancock 001 kontynuowały lot w szyku, coraz słabiej odgryzając się pościgowi. Ostrzał okrętów admirał Chin także słabł, w miarę jak kolejne trafienia niszczyły wyrzutnie, pruły kadłuby i zabijały obsługę, ale nadal był silniejszy. Odległość ponownie zaczęła rosnąć, tyle że powoli, a uprzednio spadła do mniej niż trzech milionów kilometrów. Kapitanowie Marka Sarnowa trzymali z desperacją kurs, wiedząc, że zrobili już wszystko, co mogli, i niczym zbawienia oczekiwali rozkazu z okrętu flagowego do rozproszenia się.
Kapitan Pavel Young siedział na fotelu kapitańskim HMS Warlock blady niczym mgła na cmentarzu i zlany potem. Jak dotychczas jego okręt był jednym z trzech nieuszkodzonych jednostek Grupy Hancock. Sensory grawitacyjne odebrały informację o przylocie do systemu planetarnego eskadry admirała Danislava i Young czekał w stanie bliskim paniki na rozkaz rozproszenia się, świadom, że wyjątkowe szczęście okrętu musi się skończyć, i to szybko.
Wpatrywał się w ekran taktyczny, czując w ustach krew płynącą z przygryzionej wargi, obserwując trafienia i uniki jednostki flagowej znajdującej się pod huraganowym ostrzałem. Kontrast był tym większy, że na mostku Warlocka panowały cisza i spokój. Pomimo przerażenia jakaś część jego umysłu pełna była zachwytu i samozadowolenia — śmierć Van Slyke’a dała mu wreszcie dowództwo eskadry, a udział w takiej bitwie jak ta zmyje w końcu piętno porażki na placówce Basilisk. Przyszłość rysowała się zgoła świetlanie, tylko należało jej dożyć i to było teraz najważniejsze…
Osiągnęli ustalony wcześniej punkt rozproszenia i sprężył się, oczekując stosownego rozkazu z okrętu flagowego. Ale żaden rozkaz nie nadszedł. Minęli owo niewidoczne miejsce w przestrzeni i nic się nie zmieniło — nadal lecieli tym samym kursem, w tym samym szyku i pod nieprzyjacielskim ostrzałem. Young z niedowierzaniem wytrzeszczył oczy.
Co, do ciężkiej i niespodziewanej cholery, napadło Sarnowa?! Ta myśl tłukła się pod jego czaszką jak oszalała. Dalsze ryzykowanie było bez sensu — pogoń dostrzeże okręty Danislava za dwadzieścia, góra trzydzieści minut i wtedy na pewno zmieni kurs, dlaczego więc ten wariat nie pozwalał swoim ludziom uratować życia trochę wcześniej?!
W tym momencie skończyło się szczęście Warlocka. Rakieta co prawda nie była dlań przeznaczona, ale dała się zwabić lewoburtowej boi i zmieniła kurs, zostawiając w spokoju HMS Invincible. Detonowała dwadzieścia cztery tysiące kilometrów od burty i promienie jej laserów impulsowych przebiły się przez osłonę i pancerz, niszcząc działo laserowe numer cztery, rozpruwając magazyn rakiet numer dwa i dehermetyzując go całkowicie.
Kiedy rozległo się wycie alarmów uszkodzeniowych, kapitana lorda Younga ogarnęła panika.