Выбрать главу

Tartanu Sillaja nigdy nie skorzystał z tego zaproszenia.

Smutne było także pożegnanie młodych: Golmar i Zukatana. Przeszło pięć lat spędzili razem. Już przestawali być dziećmi, choć jeszcze nie byli dorosłymi. Piętnastoletni Zuka tan wyrastał na silnego i przystojnego chłopaka. Wygląd Golmar zapowiadał, że odziedziczy ona piękność po matce. Młodzi przywykli do siebie, a teraz tak nagle mieli się rozstać, aby być może już nigdy się nie zobaczyć.

– Zawsze będę o tobie pamiętać – Golmar głośno płakała.

Nawet księżna Meherbanu dyskretnie ocierała łzy z oczu.

– Nigdy cię nie zapomnę - Zukatan, jak przystało mężczyźnie, walczył ze sobą, aby nie okazać wzruszenia.

– Ja ciebie także nigdy nie zapomnę – Meherbanu serdecznie ucałowała chłopca na pożegnanie.

Tartanu Sillaja również nie krył smutku. Doskonale zdawał sobie sprawę, że z chwilą wyjazdu Azardada i jego rodziny zamyka się jakiś rozdział w jego życiu. A jakie będą następne? Przyszłość wyglądała niepewnie i rysowała się w ciemnych barwach.

Ale na razie nic nie zapowiadało jakichkolwiek-zmian. Nowy satrapa wezwał dowódcę Straży Miejskiej do Sippar i tam łaskawie z nim rozmawiał. Zaakceptował wszystkie uprzednio wydane przez Sillaję zarządzenia i oświadczył mu, że wielki król Kserkses jest zadowolony z tego, w jaki sposób zapewniony został spokój i bezpieczeństwo królewskie na całej drodze do Babilonu i w samym mieście. Podobno nawet stawiał Sillaję za przykład perskim dowódcom.

Nowy satrapa rozszerzył zakres władzy Sillai. Ponieważ w Babilonie nie było już oddziałów „nieśmiertelnych”, a tylko zwykły-garnizon wojskowy kwaterujący w cytadeli, powierzono Sillai opiekę nad Pałacem Głównym i Pałacem Południowym. Miały one być odnowione i utrzymywane tak, aby król czy satrapa Babilonii w każdej chwili mogli przybyć do miasta i zamieszkać w którymś z tych gmachów.

Nocna narada w świątyni

Noc była ciemna. Księżyc w nowiu, gwiazdy ledwie migotały na wysokim niebie. Po pustych ulicach Babilonu z rzadka przemknął zapóźniony przechodzień. Czasem rozległy się twarde kroki patrolu Straży Miejskiej. Na szczycie Etemenanki jak zwykle płonął nikły ogień, za to w świątyni Esagila nie błyskało nawet najmniejsze światełko. Wszystkie bramy były pozamykane.

Drogą procesyjną szedł samotny mężczyzna. Miał obuwie z miękkiej skóry, tak że stawiał kroki bezszelestnie. Nosił długi, szary płaszcz z kapturem zakrywającym prawie całą twarz. Skradał się ostrożnie, tuż pod oknami Jego szara postać była prawie niewidoczna na szarym tle murów. Teraz przekradał się wzdłuż świątyni Esagila i zatrzymał się dopiero przed’ małą furtką, niemal niewidoczną we wgłębieniu muru. Lekko zapukał. Furtka uchyliła się natychmiast, a jakiś głos zapytał:

– Hasło?.

– Ahuramazda jest Mardukiem Pesydy.

– Takie hasło było bluźnierstwem, którego żaden Pers by nie darował. Wprawdzie kapłani Marduka głośno odmawiali litanię, w której po imieniu każdego boga następował refren: „jest Mardukiem słońca… ziemi… ognia… księżyca”, ale na to mogli sobie pozwolić tylko w stosunku do bogów babilońskich. To podkreślenie, że wszyscy bogowie są jedynie różnymi wcieleniami Marduka, budziło gniew w świątyniach i w wielu miastach doprowadzało do zaburzeń ulicznych. Ale potężni kapłani z Esagili lekceważyli sobie te gesty. Co innego jednak poniżanie religii władców imperium. Gdyby się król Kserkses, a choćby tylko satrapa” o tym dowiedział, kapłani Marduka drogo by zapłacili za taką bezczelność.

– Wejdź – rozkazał głos.

Człowiek w kapturze czuł, że ktoś go ujął pod ramię i prowadzi w ciemnościach. Jeszcze parę kroków i nagle ostre światło padło na jego: głowę. Jednocześnie czyjeś ręce zsunęły mu kaptur. Światło nagle zgasło; a otworzyły się drzwi prowadzące do niedużej salki. Stał tam jeden z arcykapłanów…

– Bądź pozdrowiony, dostojny panie, w progach świętego przybytku Marduka. Pójdź za mną. Czcigodny Szamaszerib czeka.

Kapłan prowadził gościa długą i krętą drogą. Mijali różne sale i korytarze, niektóre z nich biegły w dół, inne wznosiły się. stromo do góry. Przybysz dawno już stracił orientację, gdzie się znajduje. Wreszcie weszli do sporej komnaty oświetlonej kagankami z płonącym olejem sezamowym. Na środku przy długim stole siedział na honorowym miejscu, w fotelu z wysokim oparciem, główny arcykapłan Szamaszerib w otoczeniu pięciu mężczyzn w szarych płaszczach z kapturami.

– Witaj, dostojny Kalbu – odpowiedział arcykapłan na niski ukłon przybyłego – jeszcze cztery osoby i będziemy w komplecie.

Kalbu, jeden z najbogatszych kupców babilońskich, ciekawie rozejrzał się dokoła. Znał wszystkich ludzi siedzących za stołem. Byli to dwaj członkowie Rady Starszych, zarządzającej miastem, setnik ze Straży Miejskiej imieniem Belszimani i arcykapłan jednej z licznych świątyń Marduka.

Wkrótce przybyli następni czterej uczestnicy nocnej narady. Oni także zaliczali się do najznakomitszych – obywateli miasta. Kiedy już całe grono zasiadło przy stole, Szamaszerib odmówił krótką modlitwę i rzekł:

– Wezwałem tutaj najdostojniejsze osoby w całym Babilonie, bo uważam, za – nadszedł czas, o~ którym marzyli i na który czekali nasi ojcowie. Nadszedł czas czynu.

Kapłan zrobił krótką przerwę, ale nikt się nie odezwał. – Wiele się ostatnio zmieniło w państwie perskim – ciągnął więc dalej. – Umarł Dariusz, wielki i mądry król. Żelazną ręką. trzymał władzę. Ale teraz jest inaczej: na tronie zasiadł Kserkses, król słaby i nieudolny. Podbite ludy czekają na okazję, aby zrzucić perskie jarzmo. Państwa greckie szykują się do zemsty za zburzenie Miletu przez Dariusza. Gdy Babilon da sygnał, powstaną wszystkie miasta w całym imperium perskim. Za nimi pójdą Egipt, Libia, Frygia oraz inne kraje. Kserksesowi pozostanie wtedy jedno: wrócić na stepy i być tym, czym byli jego przodkowie – pastuchem koni!

Na taką zniewagę jeden z siedzących za stołem z niepokojem spojrzał w stronę drzwi. Szamaszerib dobrze zrozumiał to spojrzenie:

– Jesteśmy tutaj między swoimi. Żadne uszy nie przylegają do tych drzwi i do tych ścian. Każdy może mówić to, co czuje.

– W Babilonie przebywa teraz dużo wojska – zauważył Kalbu.

– Zbieranina z różnych krajów – arcykapłan lekceważąco machnął ręką – zresztą nie będziemy wywoływali powstania ani dziś, ani jutro. Zebraliśmy się tutaj po raz pierwszy, aby omówić sytuację i podjąć przygotowania. Być może, potrwają one nawet kilka lat. Czas nam-sprzyja; im dłużej Kserkses będzie rządził, tym bardziej jego nieudolność i głupota staną się widoczne dla wszystkich. Jego błędy będą ośmielały jego wrogów. – Wiadomo mi – wtrącił setnik Belszimani – że liczba wojsk w Babilonie niebawem bardzo się zmniejszy. Mówią o tym sami Persowie. Część oddziałów zostanie przekwaterowana do Sippar, część ma wymaszerować do dawnej siedziby ostatniego króla babilońskiego Nabonida, do oazy Tema, gdzie plemiona arabskie znowu się buntują i napadają na karawany kupieckie.

– Tym lepiej dla nas – ucieszył się Szamaszerib. – Kserkses nie będzie w stanie uzupełnić garnizonu babilońskiego. Zajmie się ważniejszymi kłopotami.

– Jednak cytadela jest potężną fortyfikacją i panuje nad miastem – wtrącił ktoś z obecnych, nie przekonany tymi argumentami.

– Podejmuję się – zapewnił chełpliwie Belszimani – zdobyć cytadelę w ciągu najwyżej dwóch godzin. Atakiem przez zaskoczenie.

– Dlaczego nie ma wśród nas tartanu Sillai? – padło nagle pytanie.

– Sillaja – wyjaśnił arcykapłan – jest synem ubogiego chłopa spod Uruk. Ze zwykłego dziesiętnika awansował do stopnia tartanu. Wszystko zawdzięcza wyłącznie Persom. Czy taki człowiek może być godzien zaufania) aby brać udział w naszej ściśle tajnej naradzie? Czy jutro nie pojedzie do Sippar i nie opowie o wszystkim satrapie, aby dostać nagrodę od Kserksesa? Dlatego postanowiłem nie wtajemniczać go aż do czasu, gdy dam sygnał do walki. Wtedy się okaże, czy jest on z nami, czy przeciwko nam.