Выбрать главу

– Dalej będziemy jechać wzdłuż kanału?

– Nie. Teraz pójdziemy przez pola i dotrzemy do skraju pustyni, a właściwie stepu, na którym słońce wypaliło już wszelką wiosenną roślinność. Tam przenocujemy, a nazajutrz rano przetniemy ten step, aby dotrzeć do następnego kanału. Potem już cały czas będziemy szli wzdłuż tamtego kanału.

– Myślisz, że nadal uda nam się nikogo nie spotkać?

– Na stepie chyba nie. Ale nad tamtym kanałem jest kilka osiedli „ziemi łuku”. Tam też ciągną się posiadłości wielkich panów oraz majątki świątyń. Mam nadzieję, że nikt nas nie pozna. Gdyby ktoś pytał, mów, że jedziemy z Opis do Uruk, aby się pokłonić bogini Nana, pani tego miasta. A teraz śpij!

Tym razem Zukatan, zmęczony marszem i wyczerpany tragicznymi przeżyciami poprzedniego dnia, usnął jak kamień. Kiedy Ubartu go obudził, słońce już przebyło większość swej drogi po niebie, a promienie jego stały się mniej piekące. Chłopcu powrócił apetyt. Błyskawicznie zjadł dwa jęczmienne placki i garść daktyli. Do popicia była tylko woda z kanału.

– Dotychczas jechaliśmy na osłach – powiedział stary żołnierz – teraz będziemy iść pieszo, a osły będą dźwigały bukłaki napełnione wodą. Pa cztery na każde zwierzę. Wody musi nam starczyć na dziś wieczór i na cały jutrzejszy dzień. A będziemy szli w spiekocie przez step, bo tam nigdzie nie znajdziemy ani cienia, ani miejsca na spoczynek. I my, i osły musimy mieć dostateczny zapas wody na ugaszenie pragnienia.

Ubartu napełnił wodą osiem bukłaków, sporządzonych ze skór baranich tak, że nie miały ani jednej dziurki, zaś otwory po głowach i nogach zaszyte były gęstym ściegiem i zasmarowane asfaltem. Gdy napełniało się je wodą, nawet kropli z nich nie ubyło. Można je było również nadymać powietrzem, a następnie ułożyć na nich deski z palmowego drzewa lub po prostu maty z grubych prętów trzcinowych – i tak powstawał kelek, czyli tratwa służąca do transportu zboża lub przewozu ludzi. Armie babilońskie, medyjskie, a potem perskie używały keleków nawet do przeprawy wojsk przez wielkie rzeki.

Objuczyli osły i prowadząc je za uzdy ruszyli, tym razem, prosto na południe. Im bardziej oddalali się od kanału, tym szybciej znikały pola uprawne. Zamiast niskich krzaków o kłujących gałęziach rosły tu palmy daktylowe, których zielone pióropusze widać było z daleka wzdłuż kanału. Pod nogami, zamiast wyschniętej trawy, zaczął się pojawiać suchy piasek o ciemnym, prawie czarnym zabarwieniu. Podróż stawała się coraz bardziej męcząca. Wreszcie Ubartu dał sygnał do odpoczynku. Napoili osły, spętali je, a zwierzęta wyszukiwały sobie pożywienie w spieczonej przez słońce ziemi.

Czy tu nie ma dzikich zwierząt? – spytał Zukatan.

– Nie. Kiedyś trafiały się lwy. Teraz jednak spotyka się je tylko dalej, na pustyni. Możemy spać spokojnie. Przykryj się jednak płaszczem, bo nocą, zwłaszcza nad ranem, jest bardzo Chłodno.

I znów Ubartu zbudził Zukatana, gdy było jeszcze ciemno.

– Wstawaj i szybko coś zjedz. Osły już sprowadziłem i napoiłem. Trzeba w chłodzie przebyć jak największą część drogi.

Początkowo posuwali się dość szybko. Jednakże słońce zaczęło ostro przypiekać, droga zaś stawała się coraz trudniejsza. Nogi grzęzły w sypkim piasku, a temperatura powietrza i ziemi gwałtownie wzrastała. Ubartu nie pozwalał jednak na odpoczynek.

–  Tutaj nie odzyskasz sił – tłumaczył. – W tej spiekocie lepiej iść, byle powoli, niż odpoczywać w miejscu pozbawionym cienia. Znam to dobrze, bo nie raz i nie dwa wędrowaliśmy z twoim ojcem przez pustynie Syrii, Egiptu i Libii.

– W jaki sposób wojsko może się posuwać bez wody w tej spiekocie?

– Najpierw idą specjalne oddziały, które transportują wielkie gliniane dzbany z wodą. Co pół dnia marszu dzbany zakopuje się w piasku pustyni. Dopiero wtedy wyrusza główny trzon wojska. Marsz jest tak obliczony, że robi się przerwy tam, gdzie zmagazynowano wodę, aby co kilka dni można było dotrzeć do jakiejś oazy i odpocząć… Nieprzyjaciel wiedział o tym i opuszczając oazy, zasypywał studnie i’ źródła. Specjalnie wyszkoleni żołnierze musieli je przed przybyciem głównych sił odkopywać. Tutaj nie ma tych problemów, bo cała przestrzeń pomiędzy rzekami Purattu i Idiglat pocięta jest kanałami” nawadniającymi.

– Strasznie spieczona i uboga tu ziemia – zauważył Zukatan, rozglądając się wokół.

– Tak, ziemia tu wprawdzie taka sama jak w pobliżu kanałów, jednakże brak wilgoci powoduje, że słońce ją spiekło na ciemny proch. Kiedy wiosną pada deszcz, step zamienia się na dwa miesiące w zieloną łąkę. Później żar słoneczny wypala rośliny, zaś wiatry gnają tumany piachu, który wszystko zasypuje. – Gdyby pomiędzy tymi kanałami przeprowadzić jeszcze poprzeczne, woda doszłaby i tutaj.

– Na pewno. Wtedy i na tej pustyni rodziłaby się pszenica i jęczmień. Podobno przed wiekami były takie kanały. Ale zniszczyły je wojny. Bogaci panowie i bogate świątynie nieustannie powiększają swoje grunty i w końcu dochodzi do takiej sytuacji, że nie mają możliwości obsiewania wszystkich obszarów oraz zadbania o sieć nawadniającą. To powoduje, że uprawne dawniej ziemie stają się z powrotem pustynią.

Słońce podnosiło się coraz wyżej na niebie, a żar stawał się trudny do wytrzymania. Pomimo to mała karawana, złożona z dwóch ludzi i dwóch osłów, brnęła przez piaski pustyni, z największym trudem pokonując gorący, sypki piach. Co jakiś czas zatrzymywano się. Mężczyźni sięgali do bukłaka i zwilżali usta nagrzaną przez słońce wodą. Wydzielali też po parę łyków osłom i szli dalej.

Było już dobrze po południu, kiedy Zukatan zauważył daleko na horyzoncie niską zieloną linię.

– Widzę krzaki! – zawołał. – Zbliżamy się do kanału!

– To nie krzaki, tylko czubki wysokich palm daktylowych. Jeszcze dzieli nas od nich wiele godzin drogi. Ale najgorsze chyba za nami, bo będzie coraz Chłodniej.

Przyspieszyli kroku. Nawet osły, jakby widząc wyłaniające się daleko przed nimi pióropusze palm, bez poganiania pomaszerowały raźniej, trzeba je było aż powstrzymywać. Wreszcie zbliżyli się do brzegu. I ludzie, i zwierzęta weszli do wody i długo raczyli się orzeźwiającą kąpielą. Zanocowali w gaju palmowym. Pod drzewami leżała cała masa owoców strąconych przez wiatr. Ubartu i Zukatan nie sięgnęli więc do sakwy, lecz posilili się słodkimi owocami. Osły również nie szukały innego pożywienia.

Następnego ranka wyruszyli w dalszą drogę. Wkrótce natknęli się na wieśniaków, którzy posługując się mocnym rzemieniem, zręcznie wspinali się na palmy i rwali daktyle. Inni, na dole, zbierali owoce w wielkie kosze splecione z trzciny.

– Bądźcie pozdrowieni, niech was Nabu prowadzi – powitali chłopi podróżnych – skąd i dokąd idziecie?

– Z miasta Opis pokłonić się wielkiej bogini Nana w Uruk – wyjaśnił Ubartu. – Jeszcze długa droga przed nami.

– Długa i niebezpieczna – potwierdził jeden z wieśniaków. – Mądrze zrobiliście, że podróżujecie nad kanałem, a nie gościńcem…

– Nad wodą chłodniej.

– I chłodniej, i bezpieczniej. Złe czasy nastały.

– Co się stało?

– Podobno w Babilonie zabito jakiegoś króla czy też ważnego kapłana. Persowie go zabili. Lud bardzo się wzburzył, wymordowano wielu Persów, kupców i wojskowych. Reszta uciekła z miasta. Uciekający żołnierze zabijają każdego, kogo tylko spotkają na drodze. Palą „osiedla i folwarki. Pojawili się także i inni rabusie, nie lepsi od Persów. U nas na razie spokojnie, ale nocą wszyscy mężczyźni czuwają uzbrojeni. W dzień także wystawiamy straże, aby nas nikt z nienacka nie napadł. Gdy noc zapada, z dała widać łuny pożarów.