Nagle, przez tłum przepchnął się mały, może dziesięcioletni chłopiec. Bez namysłu skoczył do rzeki i od razu zniknął pod falami. Po chwili wypłynął i znów dał nurka.
– Utonął! Szkoda chłopaka. Odważny, ale głupi – zauważył ktoś głośno.
Jednak mały ratownik nie zginął. Wynurzył się dość daleko od miejsca, gdzie wpadła do wody Golmar. Prąd Purattu, chociaż nie tak wartki jak jego bratniej rzeki Idiglat, jest jednak dostatecznie szybki, aby porwać nawet dobrego pływaka.
Ciężko pracując obiema nogami i jedną ręką, chłopiec powoli kierował się w stronę brzegu. Drugą ręką trzymał za włosy na wpół przytomną dziewczynkę.
Teraz i inni skoczyli na ratunek. Kilku mężczyzn spuściło się po linach na duże kufy przymocowane do wysokich pali wbitych w brzeg. Stamtąd usiłowali podać chłopcu długie kije, którymi żeglarze odpychali się od brzegu lub oswobadzali statki uwięzione na zdradliwych mieliznach.
Chłopak, na szczęście, zdołał pochwycić wysunięty do niego kij, a wtedy przyciągnięto go do burty. Mocne męskie ręce chwyciły dziewczynkę, którą podano szlochającej matce. Meherbanu śmiała się i płakała z radości.
Ktoś także podał rękę chłopcu. Ten wlazł na kufę i przez chwilę ciężko oddychał, odpoczywając po wielkim wysiłku. A potem zwinnie jak kot wdrapał się po linie na kamienne nadbrzeże. Tutaj jeden z „nieśmiertelnych” złapał go i przytrzymał, chociaż chłopak usiłował się wyrwać.
– Kto ty jesteś? – zwróciła się do niego, księżna, mocno ściskając w objęciach ocaloną córeczkę.
Chłopiec milczał.
– No, powiedz, jak się nazywasz. Nie bój się – Meherbanu pochyliła się nad nim i wypielęgnowaną dłonią, strojną w bransolety i kosztowne pierścienie, pogłaskała go po mokrej głowie. On jednak ze strachu nie mógł wymówić ani słowa.
– Ja go znam, dostojna pani – powiedział sprzedawca bananów. – To Zukatan, syn Sillai, dziesiętnika ze Straży Miejskiej. Łobuziak, stale się tu kręci i szuka okazji,- aby coś spsocić. Wczoraj próbował ukraść mi banana.
– Chciałem spróbować… Nigdy nic takiego nie widziałem i nie jadłem…
– Ja ci spróbuję, ale kijem po plecach! – odgrażał się kupiec.
Meherbanu kucnęła przy macie, wybrała najpiękniejszą kiść owoców i podała chłopcu.
– Weź – powiedziała – to dla ciebie…
Żołnierz puścił rękę chłopca, a ten po chwili Wahania chwycił banany i w mgnieniu oka dał nura w największą ciżbę otaczającą Persjankę i jej eskortę. Najwidoczniej bał się” że piękna pani może się rozmyślić i pożałować swojego daru. Wolał nie ryzykować.
Wbrew zwyczajowi Meherbanu nie wypowiedziała sakramentalnej formuły: „Po zapłatę przyjdź do pałacu”, lecz rzuciła kupcowi złotą darejkę.
Sprzedawca aż zgiął się w czołobitnym ukłonie:
– Niech cię, dostojna pani, Marduk błogosławi! Niech sam Ahuramazda czuwa nad twoimi krokami! – chytry Babilończyk ha wszelki wypadek wzywał i babilońskiego, i perskiego boga, w duchu zaś myślał: „Jacy ci Persowie są głupi. Za kilka bananów księżna daje tyle złota i nawet nie próbuje się targować. A przecież mogła te owoce wziąć za darmo”.
– Teraz prędko do domu! – rozkazała Meherbanu i znowu pochwyciła dziecko na ręce.
– Pozwól, dostojna pani – zaofiarował się jeden z „nieśmiertelnych” – ja ją poniosę.
Persjanka oddała dziecko żołnierzowi.
– A moja kulka? – dziewczynka już zupełnie przyszła do siebie i żałowała utraconej zabawki.
– Ja ci wystrugam większą i ładniejszą. Zobaczysz! Jutro przyniosę – pocieszał żołnierz.
– Ale nie zapomnisz? – upewniała się Golmar, Nieraz widać musiała słyszeć, jak jej ojciec odprawiał petentów słowem „jutro”…
– Rozstąpić się! – zawołali żołnierze unosząc kije. Na taki argument tłum rozsunął się i niewielki orszak szybko podążył w stronę mostu przerzuconego przez Purattu.
Most zbudował jeszcze babiloński król Nebopalasar. Długi na prawie dwadzieścia pięć gar, spoczywał na siedmiu kamiennych filarach. Jego drewniane przęsła były tak szerokie, że dwa wozy zaprzężone w cztery woły mijały się bez trudu, a z boku pozostawało przejście dla pieszych. – Nikt jeszcze od początku świata takiego mostu nie zbudował. Sam wielki Cyrus, kiedy zdobył stolicę Babilonii, orzekł, że most ten jest jednym z najwspanialszych cudów techniki.
Straż Miejska, która dzień, i noc strzegła mostu i utrzymywała na nim porządek, nisko pokłoniła się kobiecie, której mąż uznany był za niekoronowanego władcę Babilonu. Jednak Pani Słońca nie zwróciła najmniejszej uwagi na oddawany jej hołd. Chciała jak najprędzej znaleźć się w pałacu i powierzyć córeczkę opiece uczonego lekarza, Greka, z którego usług podobno korzystał sam wielki król Dariusz. Oby tylko dziecko nie zachorowało po tym wszystkim. Co za szczęście, że łaskawy i potężny Ahuramazda w ostatniej chwili zesłał na ratunek tego. chłopaka! Tak, to na pewno sam bóg nie dał zginąć jej córce. A chłopiec, choć to tylko zwykłe babilońskie dziecko, musi być wybrańcem wielkiego Ahuramazdy. Niezbadane są bowiem wyroki boskie i nigdy nie wiadomo, na kogo spłynie jego specjalna łaska. Trzeba więc zająć się tym… jak mu na imię?.;. Zukatanem. Niech przez niego Ahuramazda, którego symbolem jest ogień, promieniami dobroci ogrzeje nie tylko małą Golmar, ale także i jej rodziców.
O tym wszystkim rozmyślała księżna Meherbanu w czasie dość długiej drogi z Nowego Miasta aż do Pałacu Głównego znajdującego się tuż koło bramy Isztar w północnej części starego miasta. Parę razy powtórzyła głośno, żeby nie zapomnieć:
– Zukatan, syn dziesiętnika Sillai ze Straży Miejskiej.
Wezwanie do pałacu
Za panowania ostatnich królów babilońskich bezpieczeństwo i porządek w Babilonii zapewniała specjalna straż „guradu”, czyli „waleczni” Były to oddziały stałego wojska, pozostające pod władzą głównodowodzącego armią, bezpośrednio zależnego od króla.
Gdy władca perski Cyrus podbił Babilonię, rozwiązał te oddziały, zaś żołnierzy wcielił do swojej armii, starannie ich mieszając z wojownikami innych narodowości. Tylko Gwardia Królewska, owe dziesięć tysięcy „nieśmiertelnych”, rekrutowała się wyłącznie z Persów i zrównanych z nimi w prawach Medów i Elamitów.
Aby zapewnić spokój w większych miastach, król perski zezwolił na sformowanie Straży Miejskiej. Rekrutowano do niej zazwyczaj zasłużonych żołnierzy wywodzących się z miejscowej ludności, lecz dowództwo nad nimi sprawował zawsze Pers lub Med. Patrole Straży Miejskiej, uzbrojone jedynie w krótkie miecze i łuki, dzień i noc krążyły po mieście, utrzymując porządek i spokój.
Sillaja był właśnie „jednym z żołnierzy Straży Miejskiej w Babilonie. Za długoletnią służbę doczekał się awansu na dziesiętnika i nawet nie marzył o tym, aby zostać setnikiem – taki stopień był praktycznie dla Babilończyków nieosiągalny. Sillaja mieszkał na Nowym Mieście, w małym domku skleconym z cegieł zrobionych z gliny zmieszanej ze słomą. Niedawno umarła mu żona. Pozostał sam z dziesięcioletnim synem Zukatanem. Sprytny chłopak, osierocony przez matkę, bał się tylko ojca, gdyż dziesiętnik nie żartował i surowo karał wszelkie szczeniackie wybryki jedynaka.
Kiedy Zukatan przyniósł do domu kiść egzotycznych owoców, Sillaja już miał wybuchnąć gniewem, ale wysłuchawszy syna, który powiedział, że banany dała mu można pani na karum, pokiwał tylko głową.