Выбрать главу

Cały pułk po trzydniowym-odpoczynku właśnie objął służbę na odcinku murów przytykającym do bramy Isztar, którą obsadziła kompania uciekinierów perskich. Zopyros bowiem nie utworzył osobnego pułku ze swoich ludzi, lecz podzielił Persów na kompanie, którymi sam dowodził, i nimi wypełniał luki pomiędzy pułkami złożonymi z Babilończyków. Persowie, jako lepiej uzbrojeni, doskonale wyszkoleni i otrzaskani, z rzemiosłem wojennym, w ten sposób wzmacniali siły obrońców.

Pogoda była chłodna. Przed wieczorem zaczął siąpić drobny y deszcz. Nic dziwnego – tylko dwa miesiące pozostały do Nowego Roku. Żołnierze niechętnie pełnili warty na murach i raczej szukali schronienia w basztach. Także i w obozie perskim ruch jakby zamierał. Król Kserkses już od dawna poniechał szturmów. Zrozumiał, że postępując jak dotychczas, miasta nie zdobędzie. Natomiast bardziej uszczelnił blokadę, licząc zapewne na to, że głód i wyczerpanie zmuszą obrońców do złożenia broni. Próżne jednak były te rachuby. Zarówno w magazynach wojskowych, zdobytych w czasie wybuchu powstania, jak i w podziemiach świątyń oraz w składach kupców i właścicieli ziemskich znajdowały się zapasy żywności na co najmniej półtora roku albo i większe.

Zapadła ciemna noc. Deszcz wprawdzie przestał padać, ale nie ociepliło się. Żołnierze kulili się przy małym ogieńku rozpalonym Wewnątrz baszty. Dziesiętnik Zukatan otulił się płaszczem i wyszedł na mury, aby sprawdzić, czy dwaj wartownicy nie usnęli. Było tak ciemno, że na odległość dwóch gar nic nie można było dostrzec.

Kiedy zbliżał się już do sąsiedniej baszty, obsadzonej tej nocy przez Persów Zopyrosa, doleciał-go głuchy metaliczny szczęk.

Zukatan zbyt długo przebywał w pałacu przylegającym bezpośrednio do bramy Isztar, by nie poznać tego odgłosu. Wydawały go ciężkie, obite brązową blachą wrota tej bramy.

Zaciekawiony, choć nic nie podejrzewający, Zukatan szybko pobiegł w tamtym kierunku. Właśnie księżyc wyjrzał spoza chmur. Zaraz zresztą ponownie się skrył. Wystarczył jednak ten moment, żeby młody dowódca zobaczył szeroko otwarte wrota i wkraczające po cichu do miasta wojska nieprzyjaciela. Persowie Zopyrosa, rzekomo ziejący taką nienawiścią do wojsk królewskich, stali po obu stronach bramy Isztar i wskazywali oddziałom wroga drogę do cytadeli i obu pałaców.

Zukatan zatrzymał się, osłupiały ze zgrozy, ale po chwili gnał już co sił, krzycząc na całe gardło:

– Zdrada! Zdrada! Zdrada! Persowie wchodzą do miasta przez bramę Isztar!

Kiedy chłopak przebiegał koło baszty obsadzonej przez Persów Zopyrosa, otrzymał nagle cios w głowę. Nieprzytomny zwalił się na ziemię. I nie widział już, jak gromada Persów uderzyła na oddział setnika Tabik-ziru, którego dwaj wartownicy nawet nie zdążyli ostrzec. Zaskoczeni żołnierze babilońscy nie zdołali chwycić za broń.

Kiedy po jakiejś godzinie Zukatan odzyskał przytomność, walki pod bramą Isztar, w cytadeli i w Pałacu Głównym już wygasły. Tylko ż daleka słychać było, że gdzieś jeszcze Babilończycy stawiają rozpaczliwy opór. Przez otwarte bramy do Babilonu bezustannie wlewała się nawałnica nieprzyjaciół. Gdzieś w środku miasta gorzała czerwona plama. To musiał się palić jeden z pałaców albo magazyny którejś ze świątyń.

Zukatan z trudem dźwignął się na nogi, opierając się o ceglany mur baszty. W pobliżu nie było nikogo. Potwornie bolała go głowa, wszystko mu wirowało przed oczyma. Powolutku, krok za krokiem dobrnął do baszty. Ostatkiem sił wdrapał się aż na jej najwyższe piętro. Stąd przez wąskie okienko strzelnicy mógł widzieć prawie całe miasto. Na ulicach i pojedynczych odcinkach fortyfikacji walki jeszcze trwały. Ich wynik był jednak z góry przesądzony Dzięki zdradzie Zopyrosa król Kserkses i jego wódz, Megabyzos, zdobyli miasto.

Z bólu i z przerażenia chłopiec ponownie zemdlał. W Pałacu Południowym, w którym rezydował król Szamaszerib, dowódca straży wpadł do sypialni władcy.

– Wielki królu! – krzyczał. – Zopyros zdradził! Otworzył Kserksesowi bramy miasta! Persowie wtargnęli do Babilonu! Jeszcze toczą się walki na ulicach, ale to już początek końca. Wszystko stracone!

– Zopyros? – zdziwił się przebudzony i na wpół przytomny król – co ty opowiadasz? Zopyros to wysłannik Marduka. Miał ocalić miasto – Szamaszerib jeszcze nie dowierzał.

– Zopyros oszukał nas! Na pewno specjalnie odciął sobie nos i uszy, aby zdobyć twoje, królu, zaufanie! A jako naczelny wódz tak przegrupował wojska, że jego Persowie obsadzili wszystkie bramy i otworzyli je królowi Kserksesowi. Zresztą posłuchaj, wielki królu. Zbliżają się już do pałacu!…

– A świątynia Esagila?!

– Z wiadomości, które otrzymałem przed chwilą, w świątyni bronią się kapłani. Część naszych wojsk obsadziła także wieżą Etemenanki. Tam trwają najbardziej zacięte walki.

– Marduk sprawi cud – wyszeptał Szamaszerib.

– Niech się Marduk pospieszy – zadrwił gorzko żołnierz – bo najdalej za pół godziny Persowie tu będą.

– A moja straż przyboczna? Musimy się przebić do Esagili!

– Nie ma już twojej straży, królu. Żołnierze, widząc beznadziejność oporu, porzucają broń i chronią się w zaułkach ulic. Kto może, stara się dopaść swojego domu. Kogo Persowie złapią, daje gardło.

– Co robić?

– Spróbuję przekraść się tylnym wyjściem z pałacu. Na jednej z wąskich uliczek za pałacem mieszka mój krewniak, biedny krawiec. Jeżeli uda mi się do niego dotrzeć i przeczekać tam w ukryciu kilka dni, może ocalę przynajmniej życie. V – A ja?

– Rób, królu, co chcesz. Spróbuj narzucić jakiś ciemny płaszcz i może zdołasz dotrzeć do Esagili. Ale nie idź głównymi ulicami.

– Mnie, króla i głównego arcykapłana Marduka, nikt nie ośmieli się tknąć! Nie podniesie się świętokradcza ręka na majestat królewski!

Więc żegnaj! Niech cię Marduk prowadzi – oficer jak najszybciej wycofał się z sypialni królewskiej i biegiem pomknął w stronę zabudowań gospodarczych, skąd można było wydostać się na boczne uliczki prowadzące aż do brzegu rzeki.

Szamaszerib narzucił na ramiona wspaniały płaszcz, na głowę włożył wysoką, złotem wyszywaną czapkę, oznakę najwyższego kapłana Marduka. W tym stroju przeszedł przez pustą i ciemną salę tronową, minął przedsionek i przez szeroko otwarte pałacowe wrota wyszedł na schody. Tuż obok płonęły jakieś budynki, było widno jak w dzień. W świetle pożaru Szamaszerib ujrzał nadbiegających żołnierzy perskich. Jeden z nich, widząc nieruchomą, wspaniale przyodzianą postać, bez namysłu rzucił w nią włócznią.

Nawet w ostatniej sekundzie swojego życia arcykapłan Szamaszerib nie był w stanie pojąć, że to on doprowadził Babilon do zguby.

Persowie, mijając leżące na schodach ciało, z krzykiem wpadli do opustoszałego pałacu. Rozpoczął się rabunek i plądrowanie skarbów, które całymi latami wielki perski król Dariusz zbierał ze wszystkich obszarów swego wielkiego państwa. Zgromadzone przez Persa, dziwną ironią losu zostały rozgrabione i zniszczone właśnie przez Persów. Któryś z żołdaków cisnął płonącą pochodnię na wspaniałe królewskie łoże. Ogień szybko rozprzestrzeniał się po całym budynku. Jak każe długa babilońska tradycja, i ten król Babilonu, Szamaszerib, zginął w płomieniach pod gruzami własnego pałacu.

„To ja zabiłem zdrajcę”

Kiedy Zukatań ocknął się ponownie z omdlenia, słońce stało wysoko na niebie. Czuł się znacznie lepiej. Ból głowy nie dokuczał już tak bardzo, za to męczyło go pragnienie. Wyglądając przez okienko strzelnicy i nasłuchując, co dzieje się na dole, stwierdził, że jest zupełnie sam. Dokoła baszty panowała absolutna cisza. Zszedł na dół, odnalazł wodę oraz żywność, pożywił się i ugasił pragnienie. Szczęśliwym trafem jego piękny perski łuk i kołczan ze strzałami ocalały. Najwidoczniej-Persowie byli pewni, że go zabili, a nie mieli czasu go obrabować. Nawet krótki miecz, który Zukatan zdobył w czasie poprzednich walk, leżał tam, gdzie go porzucił – pod ścianą baszty.