Выбрать главу

Vesemir chrząknął, odwrócił wzrok. Aha, pomyślała czarodziejka, a więc to twoje dzieło, mistrzu miecza. Fakt, kabacik Ciri wygląda tak, jakby skrojono go mieczem, a zszyto grotem strzały.

— Dni są, i owszem, coraz krótsze — podjęła, nie doczekawszy się komentarza. - Ale dzisiejszy skrócimy jeszcze bardziej. Ciri, skończyłaś? Pozwól ze mną. Dokonamy niezbędnych poprawek w twoim umundurowaniu.

— Ona biega w tym od roku, Merigold — rzekł gniewnie Lambert. — I wszystko było w porządku, dopóki…

— … dopóki nie zjawiła się tu baba, która patrzeć nie może na niegustowną i niedopasowaną odzież? Masz rację, Lambert. Ale baba zjawiła się i porządek runął, nadszedł czas wielkich zmian. Chodź, Ciri.

Dziewczynka zawahała się, spojrzała na Geralta. Geralt przyzwalająco kiwnął głową, uśmiechnął się. Ładnie. Tak jak potrafił uśmiechać się dawniej, wtedy, gdy…

Triss odwróciła wzrok. Ten uśmiech nie był dla niej.

*****

Komnatka Ciri była wierną kopią kwater wiedźminów. Była, tak jak i one, pozbawiona sprzętów i mebli. Nie było tu praktycznie nic poza zbitym z desek łóżkiem, stołkiem i kufrem. Ściany i drzwi swych kwater wiedźmini dekorowali skórami zwierza ubitego w czasie polowań — jeleni, rysi, wilków, nawet rosomaków. Na drzwiach komnatki Ciri wisiała natomiast skóra olbrzymiego szczura ze wstrętnym łuskowatym ogonem. Triss zwalczyła w sobie chęć, by zerwać śmierdzące paskudztwo i wyrzucić je przez okno.

Dziewczynka, stojąc przy łóżku, patrzyła na nią wyczekująco.

— Postaramy się — rzekła czarodziejka — trochę lepiej spasować ten twój… futerał. Zawsze miałam smykałkę do kroju i szycia, powinnam zatem poradzić sobie i z tą koźlą skórą. A ty, wiedźminko, miałaś kiedyś w ręku igłę? Nauczono cię czegokolwiek poza dziurawieniem mieczem worów z sianem?

— Jak byłam na Zarzeczu, w Kagen, to musiałam prząść — mruknęła niechętnie Ciri. - Szycia mi nie dawali, bo tylko psułam len i marnowałam nici, wszystko trzeba było pruć. Okropecznie nudne było to przędzenie, łeee!

— Fakt — zachichotała Triss. - Trudno o coś nudniejszego. Ja też nie cierpiałam prząść.

— A musiałaś? Ja musiałam, bo… Ale ty przecież jesteś czarowni… Czarodziejką. Przecież możesz wszystko wyczarować! Tę piękną sukienkę… wyczarowałaś sobie?

— Nie — uśmiechnęła się Triss. - Ale i nie uszyłam jej własnoręcznie. Aż tak zdolna nie jestem.

— A moje ubranie jak zrobisz? Wyczarujesz?

— Nie ma takiej konieczności. Wystarczy magiczna igiełka, której zaklęciem dodamy odrobinę wigoru. A jeśli będzie trzeba…

Triss wolno przesunęła dłonią po wyszarpanej dziurze na rękawie kurteczki, wymruczała zaklęcie, aktywizując jednocześnie amulet. Po dziurze nie zostało śladu. Ciri pisnęła z radości.

— To czary! Będę miała zaczarowaną kurtkę! Ha!

— Do czasu, gdy uszyję ci zwykłą, ale porządną. No, a teraz zdejmuj to wszystko, moja panno, przebierz się w coś innego. To chyba nie jest twoje jedyne ubranko?

Ciri pokręciła głową, uniosła wieko skrzyni, pokazała wypłowiałą luźną sukienkę, bury kaftanik, lnianą koszulkę i wełnianą bluzkę przypominającą pokutny wór.

— To moje — powiedziała. - W tym tu przyjechałam. Ale teraz tego nie noszę. To babskie rzeczy.

— Rozumiem — skrzywiła się drwiąco Triss. - Babskie czy nie, na razie musisz się w to przeodziać. No, żywiej, rozbieraj się. Pozwól, pomogę ci… Cholera! Co to jest? Ciri?

Ramiona dziewczynki pokrywały wielkie, podbiegłe krwią siniaki. Większość z nich już żółkła, część była świeża.

— Co to jest, u diabła? — powtórzyła gniewnie czarodziejka. - Kto cię tak poobijał?

— Ta? — Ciri spojrzała na ramiona, jak gdyby zaskoczona ilością sińców. - A, to… To wiatrak. Byłam za wolna.

— Jaki wiatrak, psiakrew?

— Wiatrak — powtórzyła Ciri, unosząc na czarodziejkę swe wielkie oczy. - To jest taki… No… Uczę się na tym uników w ataku. To ma takie łapy z kijów i kręci się, i macha tymi łapami. Trzeba bardzo szybko skakać i robić uniki. Lefreks trzeba mieć. Jak się nie ma lefreksu, to wiatrak walnie cię kijem. Na początku to mnie okropecznie ten wiatrak sprał. Ale teraz…

— Zdejmij legginsy i koszulkę. O, bogowie mili! Dziewczyno! Ty w ogóle możesz chodzić? Biegać?

Oba biodra i lewe udo były czarnogranatowe od krwiaków i opuchlizn. Ciri drgnęła i syknęła, cofając się przed dłonią czarodziejki. Triss zaklęła po krasnoludzku, nad wyraz szpetnie.

— To też wiatrak? — spytała, starając się zachować spokój.

— To? Nie. O, to był wiatrak — Ciri obojętnie zademonstrowała imponujący siniak na piszczeli, poniżej lewego kolana. - A te inne… To wahadło. Na wahadle ćwiczę kroki z mieczem. Geralt mówi, że jestem już dobra na wahadle. Mówi, że mam ten, no… Zmysł. Mam zmysł.

— A jeśli zabraknie zmysłu — zgrzytnęła zębami Triss — wtedy, jak przypuszczam, wahadło cię walnie?

— No pewnie — przytaknęła dziewczynka, patrząc na nią i wyraźnie dziwiąc się jej niewiedzy. - Walnie, i to jeszcze jak.

— A tu? Na boku? Co to było? Kowalski młot?

Ciri zasyczała z bólu i zaczerwieniła się.

— Spadłam z grzebienia…

— … a grzebień cię walnął — dokończyła Triss, z coraz większym trudem panując nad sobą. Ciri parsknęła.

— Jak grzebień może walnąć, kiedy jest wkopany w ziemię? Nie może! Zwyczajnie spadłam. Ćwiczyłam piruet w skoku i mi nie wyszło. Od tego ten siniak. Bo uderzyłam się o słupek.

— I leżałaś dwa dni? Mając kłopoty z oddychaniem? Bóle?

— Wcale nie. Coen rozmasował mnie i zaraz wsadził znowu na grzebień. Tak trzeba, wiesz? Inaczej złapiesz lęk.

— Co?

— Złapiesz lęk — powtórzyła dumnie Ciri i odgarnęła z czoła popielatą grzywkę. - Nie wiesz? Nawet gdy ci się coś stanie, to trzeba zaraz znowu na przyrząd, bo inaczej będziesz się bać, a jak się będziesz bać, to guzik ci wyjdzie ćwiczenie. Rezygnować nie wolno. Geralt tak powiedział.

— Muszę zapamiętać tę maksymę — wycedziła czarodziejka. - Jak również to, że pochodzi ona właśnie od Geralta. To niezła recepta na życie, tylko nie jestem pewna, czy skutkuje w każdych okolicznościach. Ale dość łatwo realizować ją cudzym kosztem. Tak więc rezygnować nie wolno? Choćby walono cię i tłuczono na tysiąc sposobów, ty masz wstać i ćwiczyć dalej?

— No pewnie. Wiedźmin nie boi się niczego.

— Doprawdy? A ty, Ciri? Niczego się nie boisz? Odpowiedz szczerze.

Dziewczynka odwróciła głowę, przygryzła wargę.

— A nie powiesz nikomu?

— Nie powiem.

— Najbardziej to się boję dwóch wahadeł. Dwóch na raz. I wiatraka, ale tylko wtedy, gdy jest puszczony na szybko. I jeszcze jest długa waga, na nią to ja ciągle jeszcze muszę z tą, no… z aseku… Asekurancją. Lambert mówi, że jestem ciućmok i oferma, ale to wcale nieprawda. Geralt mi powiedział, że mam trochę inaczej ciężkość, bo jestem dziewczyną. Muszę po prostu więcej ćwiczyć, chyba że… Chciałam cię o coś spytać. Mogę?

— Możesz.

— Jeśli się znasz na magii i na zaklęciach… Jeśli umiesz czarować… Czy mogłabyś zrobić tak, żebym była chłopakiem?

— Nie — odrzekła Triss lodowatym tonem. - Nie mogłabym.

— Hmm… — zatroskała się wyraźnie mała Wiedźminka.

— A czy mogłabyś prznajmniej…

— Przynajmniej, co?

— Czy mogłabyś zrobić tak, żebym, nie musiała… — Ciri oblała się rumieńcem. - Powiem ci na ucho.