Выбрать главу

— A właśnie — powiedziała drwiąco. - Wszyscy widzieliście. Co widzieliście? W jakich okolicznościach to zobaczyliście? Nie wydaje się wam, chłopcy, że nadszedł czas na bardziej szczere zwierzenia? Do diabła, powtarzam, dochowam sekretu. Macie moje słowo.

Lambert spojrzał na Geralta, Geralt przyzwalająco skinął głową. Młodszy wiedźmin wstał, zdjął z wysokiej półki dużą, czworokątną kryształową karafę i mniejszy flakonik. Przelał zawartość flakonika do karafy, wstrząsnął nią kilkakrotnie, nalał przejrzystego płynu do stojących na stole pucharów.

— Napij się z nami, Triss.

— Czyżby prawda była aż tak straszna — zadrwiła — że na trzeźwo nie da się o niej mówić? Że trzeba się urżnąć, by móc jej wysłuchać?

— Nie wymądrzaj się. Łyknij. Łatwiej zrozumiesz.

— A co to jest?

— Biała mewa.

— Co?

— Lekki środek — uśmiechnął się Eskel — na miłe sny.

— Psiakrew! Wiedźmiński halucynogen? To od tego tak wam świecą oczy wieczorami!

— Biała mewa jest bardzo łagodna. To czarna jest halucynogenna.

— Jeżeli w tym płynie jest magia, mnie nie wolno tego wziąć do ust!

— Wyłącznie naturalne składniki — uspokoił ją Geralt, ale minę, jak zauważyła, miał nietęgą. Najwyraźniej bał się pytań o skład eliksiru. - I rozcieńczone dużą ilością wody. Nie proponowalibyśmy ci czegoś, co mogłoby zaszkodzić.

Musujący płyn o dziwnym smaku uderzył zimnem w przełyk, rozlał się ciepłem po ciele. Czarodziejka przesunęła językiem po dziąsłach i podniebieniu. Nie umiała rozpoznać żadnego składnika.

— Daliście Ciri napić się tej… mewy — domyśliła się. - I wówczas…

— To był przypadek — przerwał jej szybko Geralt. - Pierwszego wieczora, zaraz po przyjeździe… Była spragniona, mewa stała na stole. Zanim zdążyliśmy zareagować, wypiła duszkiem. I wpadła w trans.

— Najedliśmy się strachu — przyznał Vesemir i westchnął. - Oj, najedliśmy, dziecinko. Po samo gardło.

— Zaczęła mówić nieswoim głosem — stwierdziła spokojnie czarodziejka, patrząc w oczy wiedźminów, błyszczące w świetle świec. - Zaczęła mówić o rzeczach i sprawach, których nie mogła znać. Zaczęła… prorokować. Prawda? Co mówiła?

— Głupstwa — powiedział oschle Lambert. - Pozbawione sensu brednie.

— Nie wątpię — spojrzała na niego — że świetnie się z tobą wówczas porozumiała. Brednie to twoja specjalność, przekonuję się o tym, ilekroć otworzysz usta. Uczyń mi więc łaskę i nie otwieraj ich przez czas jakiś. Dobrze?

— Tym razem — rzekł poważnie Eskel, trąc bliznę na policzku — Lambert ma słuszność, Triss. Wtedy, po wypiciu mewy, Ciri faktycznie mówiła tak, że nic z tego nie dało się zrozumieć. Wtedy, za pierwszym razem, to był bełkot. Dopiero po…

Urwał. Triss pokręciła głową.

— Dopiero za drugim razem zaczęła mówić z sensem — domyśliła się. - A więc był i drugi raz. Również po narkotyku wypitym wskutek waszej nieuwagi?

— Triss — uniósł głowę Geralt. - Nie czas na dowcipne złośliwości. Nas to nie bawi. Nas to martwi i niepokoi. Tak, był i drugi, był i trzeci raz. Ciri dość pechowo upadła przy ćwiczeniu. Straciła przytomność. Gdy ją odzyskała, była znowu w transie. I znowu bredziła. Znowu to nie był jej głos. I znowu to było niezrozumiałe. Ale ja już słyszałem podobne głosy, podobny sposób mówienia. Tak mówią te biedne, chore, obłąkane kobiety, zwane wyroczniami. Rozumiesz, co mam na myśli?

— W pełni. To był drugi raz. Przejdź do trzeciego.

Geralt wytarł przedramieniem czoło, nagle sperlone potem.

— Ciri często budzi się w nocy — podjął. - Z krzykiem. Przeszła wiele. Ona nie chce o tym mówić, ale niewątpliwie widziała w Cintrze i w Angrenie rzeczy, których dziecko oglądać nie powinno. Obawiam się nawet, że… ktoś ją skrzywdził. To wraca w snach… Zwykle łatwo ją uspokoić, usypia bez kłopotów… Ale pewnego razu po przebudzeniu… ponownie była w transie. Mówiła znowu obcym, nieprzyjemnym… Złym głosem. Mówiła wyraźnie i z sensem. Prorokowała. Wieszczyła. I wywieszczyła nam…

— Co? Co, Geralt?

- Śmierć — powiedział łagodnie Vesemir. - Śmierć, dziecinko.

Triss spojrzała na Ciri, piskliwie zarzucającą Coenowi oszustwo w grze. Coen objął ją, wybuchnął śmiechem. Czarodziejka pojęła nagle, że nigdy, nigdy dotąd nie słyszała, by któryś z wiedźminów się śmiał.

— Komu? — spytała krótko, wciąż patrząc na Coena.

— Jemu — powiedział Vesemir.

— I mnie — dodał Geralt. I uśmiechnął się.

— Po przebudzeniu…

— Niczego nie pamiętała. A my nie zadawaliśmy pytań.

— Słusznie. Co do tego proroctwa… Było konkretne? Szczegółowe?

— Nie — Geralt spojrzał jej prosto w oczy. - Zagmatwane. Nie pytaj o to, Triss. Nas nie martwi treść wieszczb i majaczeń Ciri, ale to, co się z nią dzieje. Nie o siebie się boimy, lecz…

— Uważaj — ostrzegł Vesemir. - Nie mów o tym przy niej.

Coen zbliżył się do stołu, niosąc dziewczynkę na barana.

- Życz wszystkim dobrej nocy, Ciri — powiedział. - Życz dobrej nocy tym nocnym puszczykom. My idziemy spać.

Północ blisko. Za chwilę skończy się Midinvaerne. Od jutra z każdym dniem wiosna bliżej!

— Pić mi się chce — Ciri zsunęła się z jego pleców, sięgnęła po puchar Eskela. Wiedźmin zręcznie odsunął naczynie z zasięgu jej rąk, chwycił dzban z wodą. Triss uniosła się szybko.

— Proszę — podała dziewczynce swój w połowie pełny kielich, ściskając jednocześnie znacząco ramię Geralta i patrząc w oczy Vesemira. - Pij.

— Triss — szepnął Eskel, patrząc na Ciri pijącą łapczywie. - Co ty robisz najlepszego? Przecież to…

— Ani słowa, proszę.

Nie czekali długo na efekt. Ciri wyprężyła się nagle, krzyknęła cicho, uśmiechnęła szerokim szczęśliwym uśmiechem. Zacisnęła powieki, rozpostarła ręce. Zaśmiała się, zakręciła w piruecie, zapląsała na paluszkach. Lambert błyskawicznym ruchem usunął zydel stojący na drodze, Coen stanął między tańczącą a paleniskiem komina.

Triss zerwała się, wyszarpnęła zza dekoltu amulet, oprawny w srebro szafir na cienkim łańcuszku. Mocno ścisnęła go w pięści.

— Dziecinko… — jęknął Vesemir. - Co ty wyprawiasz?

— Wiem, co robię — powiedziała ostro. - Dziewczyna wpadła w trans, a ja nawiążę z nią kontakt psychiczny. Wejdę w nią. Mówiłam wam, ona jest czymś w rodzaju magicznego przekaźnika, muszę wiedzieć, co przekazuje, jak i skąd czerpie aurę, jak ją przetwarza. Dziś jest Midinvaerne, korzystna noc dla takiego przedsięwzięcia…

— Nie podoba mi się to — zmarszczył się Geralt. - Absolutnie mi się to nie podoba.

— Gdyby któraś z nas dostała epilepsji — czarodziejka zlekceważyła jego słowa — wiecie, jak postąpić. Patyk w zęby, przytrzymać, odczekać. Głowy do góry, chłopcy. Robiłam to nie raz.

Ciri przestała pląsać, osunęła się na klęczki, wyciągnęła ręce, oparła głowę o kolana. Triss przycisnęła do skroni ciepły już amulet, wyszeptała formułę zaklęcia. Zamknęła oczy, skupiła wolę i wysłała impuls.

Morze zaszumiało, fale z hukiem uderzyły o skalisty brzeg, wysokimi gejzerami eksplodowały wśród głazów. Machnęła skrzydłami, łowiąc słony wiatr. Nieopisanie szczęśliwa spikowała w dół, dogoniła stado towarzyszek, zaczepiła pazurkami o grzbiety fal, wzbita się znowu w niebo, roniąc krople, szybowała, miotana wichrem szumiącym w lotkach i sterówkach. Siła sugestii, pomyślała trzeźwo. To tylko siła sugestii. Mewa!

Triiiiss! Triiiss!