Выбрать главу

Ciri? Gdzie jesteś?

Triiiss!

Krzyk mew ścichł. Czarodziejka wciąż czuła na twarzy mokre rozbryzgi grzywaczy, ale pod nią nie było już morza. A właściwie było — ale było to morze traw, bezkresna, sięgająca horyzontu równina. Triss z przerażeniem skonstatowała, że to, co widzi, to panorama roztaczająca się ze szczytu Wzgórza pod Sodden. Ale to nie było Wzgórze. To nie mogło być Wzgórze.

Niebo pociemniało nagle, dookoła zakłębiło się od cieni. Widziała długi szereg niewyraźnych postaci, wolno schodzących po pochyłości. Słyszała szepty nakładające się na siebie, zmieszane w niepokojący, niezrozumiały chór.

Ciri stała obok, odwrócona plecami. Wiatr rozwiewał jej popielate włosy.

Mgliste, niewyraźne postacie wciąż przechodziły obok, nie kończącym się, długim szeregiem. Mijając ją, odwracały głowy. Triss stłumiła krzyk, patrząc na obojętne, spokojne twarze, na niewidzące, martwe oczy. Większości twarzy nie znała, nie rozpoznawała. Ale niektóre tak.

Koral. Vanielle. Yoel. Raby Axel…

— Dlaczego mnie tu przywiodłaś? - szepnęła. - Dlaczego?

Ciri odwróciła się. Uniosła rękę, a czarodziejka zobaczyła strużkę krwi ściekającą linią życia do wnętrza dłoni, na przegub.

— To róża — powiedziała spokojnie dziewczynka. - Róża z Shaerrawedd. Ukłułam się. To nic. To tylko krew. Krew elfów…

Niebo pociemniało jeszcze bardziej, a po chwili rozbłysło ostrym, oślepiającym światłem błyskawicy. Wszystko zamarło w ciszy i bezruchu. Triss zrobiła krok, chcąc przekonać się, czy będzie w stanie to uczynić. Zatrzymała się obok Ciri i zobaczyła, że obie stoją na krawędzi bezdennej przepaści, w której kłębi się czerwonawy, jak gdyby podświetlony dym. Blask kolejnej bezgłośnej błyskawicy ujawnił nagle wiodące w głąb otchłani długie marmurowe schody, — Tak trzeba — powiedziała drżącym głosem Ciri. - Nie ma innej drogi. Tylko ta. Schodami w dół. Tak trzeba, bo… Va'esse deireadh aep eigean…

— Mów — szepnęła czarodziejka. - Mów, dziecko.

— Dziecko Starszej Krwi… Feainnewedd… Luned aep Hen Ichaer… Deithwen… Biały Płomień… Nie, nie… Nie!

— Ciri!

— Czarny rycerz… z piórami na hełmie… Co on mi zrobił? Co się wtedy stało? Bałam się… Wciąż się boję. To się nie skończyło, to nigdy się nie skończy. Lwiątko musi umrzeć… Racja stanu… Nie… Nie…

— Ciri!

— Nie! — dziewczynka wyprężyła się, zacisnęła powieki. - Nie, nie, nie chcę! Nie dotykaj mnie! Twarz Ciri zmieniła się raptownie, stężała, głos stał się metaliczny, zimny i złowrogi, dźwięczała w nim zła, okrutna drwina, — Przyszłaś za nią aż tutaj, Triss Merigold? Aż tutaj? Zaszłaś za daleko. Czternasta. Ostrzegałem cię.

— Kim jesteś? - Triss wzdrygnęła się. Ale panowała nad głosem.

— Dowiesz się, gdy nadejdzie czas.

— Dowiem się zaraz!

Czarodziejka uniosła ręce, rozpostarła je gwałtownie, wkładając wszystkie siły w Czar Identyfikacji. Magiczna kurtyna pękła, ale za nią była druga… Trzecia… Czwarta…

Triss z jękiem osunęła się na kolana. A rzeczywistość pękała dalej, otwierały się kolejne drzwi, długi, nie kończący się szereg prowadzący w nicość. W pustkę.

— Pomyliłaś się, Czternasta — zadrwił metaliczny, nieludzki głos. - Pomyliłaś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu.

— Nie dotykaj… Nie dotykaj tego dziecka!

— To nie jest dziecko.

Usta Ciri poruszały się, ale Triss widziała, że oczy dziewczynki są martwe, zeszklone, nieprzytomne.

— To nie jest dziecko — powtórzył głos. - To jest Płomień, Biały Płomień, od którego zajmie się i spłonie świat. To jest Starsza Krew, Hen Ichaer. Krew elfów. Ziarno, które nie wykiełkuje, lecz wybuchnie płomieniem. Krew, która będzie skalana… Gdy nadejdzie Tedd Deireadh, Czas Końca. Va'esse deireadh aep eigean!

— Wieszczysz śmierć? - krzyknęła Triss. - Czy tylko to umiesz, wieszczyć śmierć? Wszystkim? Im, jej… Mnie?

— Tobie? Ty już umarłaś. Czternasta. Wszystko już w tobie umarło.

— Na moc sfer — jęknęła czarodziejka, mobilizując resztki sił i wodząc dłonią w powietrzu. - Na wodę, ogień, ziemię i powietrze, zaklinam cię. Zaklinam cię na myśl, na sen i na śmierć, na to, co było, na to, co jest, i na to, co nadejdzie. Zaklinam cię. Kim jesteś? Mów!

Ciri odwróciła głowę. Wizja prowadzących w głąb otchłani schodów znikła, rozpłynęła się, w jej miejscu zjawiło się szare ołowiane morze, spienione, zbałwanione łamiącymi się grzebieniami fal. W ciszę znowu wdarł się krzyk mew.

— Leć — powiedział głos ustami dziewczynki. - Już czas. Wracaj, skąd przybyłaś. Czternasta ze Wzgórza. Leć na skrzydłach mewy i posłuchaj krzyku innych mew. Posłuchaj uważnie!

— Zaklinam cię…

— Nie możesz. Leć, mewo!

I nagle znowu było świszczące wichrem, mokre i słone powietrze, i był lot, lot bez końca i początku. Mewy krzyczały dziko. Krzyczały i rozkazywały.

Triss?

Ciri?

Zapomnij o nim! Nie torturuj go! Zapomnij! Zapomnij, Triss!

Zapomnij!

Triss! Triss! Triiiiss!!!

— Triss!

Otworzyła oczy, miotnęła głową na poduszce, poruszyła odrętwiałymi rękoma.

— Geralt?

— Jestem przy tobie. Jak się czujesz?

Rozejrzała się. Była w swojej komnacie, leżała na łóżku. Na najlepszym łóżku w całym Kaer Morhen.

— Co z Ciri?

- Śpi.

— Jak długo…

— Za długo — przerwał. Nakrył ją kołdrą, objął. Gdy się pochylił, medalion z głową wilka zakołysał się tuż nad jej twarzą. - To, co zrobiłaś, to nie był najlepszy pomysł, Triss.

— Wszystko jest w porządku — zadrżała w jego objęciach. Nieprawda, pomyślała. Nic nie jest w porządku. Odwróciła twarz tak, by medalion jej nie dotykał. Teorii o właściwościach wiedźmińskich amuletów było wiele, ale żadna nie zalecała czarodziejom dotykania ich podczas dni i nocy Przesileń.

— Czy… Czy mówiłyśmy coś w transie?

— Ty nic. Cały czas byłaś nieprzytomna. Ciri… Tuż przed przebudzeniem… Powiedziała… "Va'esse deireadh aep eigean".

— Zna Starszą Mowę?

— Nie na tyle, by wypowiedzieć pełne zdanie.

— Zdanie znaczące: "Coś się kończy" — czarodziejka przetarła twarz dłonią. - Geralt, to poważna sprawa. Dziewczyna jest niebywale silnym medium. Nie wiem, z czym i z kim się kontaktuje, ale sądzę, że nie ma dla niej granic kontaktu. Coś chce nią owładnąć. Coś… co jest dla mnie za potężne. Boję się o nią. Kolejny trans… może się skończyć chorobą psychiczną. Ja nad tym nie panuję, nie umiem zapanować, nie potrafię… Gdyby to było konieczne, nie potrafiłabym zablokować, stłumić jej zdolności, nie zdołałabym, gdyby nie było innego wyjścia, permanentnie ich zgasić. Musisz skorzystać z pomocy… innej czarodziejki. Zdolniejszej. Bardziej doświadczonej. Wiesz, o kim mówię.

— Wiem — odwrócił głowę, zacisnął usta.

— Nie opieraj się. Nie broń. Domyślam się, dlaczego nie zwróciłeś się do niej, lecz do mnie. Zwalcz ambicję, pokonaj żal i zawziętość. To nie ma sensu, zadręczysz się. I ryzykujesz zdrowie i życie Ciri. To, co najprawdopodobniej stanie się z nią w kolejnym transie, może być gorsze od Próby Traw. Zwróć się o pomoc do Yennefer, Geralt.

— A ty, Triss?

— Co, ja? — przełknęła z trudem. - Ja się nie liczę. Zawiodłam cię. Zawiodłam cię… we wszystkim. Byłam… byłam twoim błędem. Niczym więcej.

— Błędy — powiedział z wysiłkiem — też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich ani z życia, ani z pamięci. I nigdy nie winię za nie innych. Liczysz się dla mnie, Triss, i zawsze będziesz liczyć. Nigdy nie sprawiłaś mi zawodu. Nigdy. Wierz mi.