— Nie ma o czym mówić. Nie będzie żadnej wojny. To wszystko pogłoski.
— Aha — parsknęła. - A zatem książę rozsyła wici wyłącznie dla krotochwili? Wojsko maszeruje po gościńcach z nudów? Nie kręć, Jarre. Bywasz w miasteczku i na zamku, z pewnością coś wiesz!
— Dlaczego nie spytasz o to pani Yennefer?
— Pani Yennefer ma ważniejsze sprawy na głowie — fuknęła Ciri, ale zaraz zreflektowała się, uśmiechnęła mile i zatrzepotała rzęsami. - Och, Jarre, powiedz mi, proszę! Ty jesteś taki mądry! Potrafisz mówić tak pięknie i uczenie, mogłabym cię słuchać godzinami! Proszę, Jarre!
Chłopiec pokraśniał, a wzrok rozmaślił mu się i rozmazał. Ciri westchnęła ukradkiem.
— Hmm… — Jarre podreptał w miejscu, niepewnie poruszył rękoma, ewidentnie nie wiedząc, co z nimi począć.
— Cóż ja mogę ci powiedzieć? Owszem, ludzie w mieście plotkują, są podnieceni wypadkami w Dol Angra… Ale wojny nie będzie. Na pewno. Możesz mi wierzyć.
— Pewnie, że mogę — parsknęła. - Ale wolałabym wiedzieć, na czym opiera się ta twoja pewność. W radzie księcia, jak wiem, nie zasiadasz. A jeśli wczoraj mianowano cię wojewodą, to pochwal się. Złożę ci gratulacje.
— Ja studiuję traktaty historyczne — poczerwieniał Jarre — a z nich można dowiedzieć się więcej, niż gdyby siedziało się w radzie. Czytałem Historię wojen, napisaną przez marszałka Pelligrama, Strategię diuka de Ruytera, Przewagi elearów redańskich Bronibora… A w obecnej sytuacji politycznej wyznaję się na tyle, by móc wyciągać wnioski przez analogię. Czy wiesz, co to jest analogia?
— Jasne — zełgała Ciri, wyskubując źdźbło trawy z klamry buta.
— Jeżeli historię dawnych wojen — chłopiec zapatrzyć się w sufit — nałożyć na obecną geografię polityczną, łatwo ocenić, że drobne incydenty graniczne, jak ten w Dol Angra, są przypadkowe i bez znaczenia. Ty, jako adeptka magii, znasz wszakże obecną geografię polityczną?
Ciri nie odpowiedziała, w zamyśleniu przerzucała leżące na stole pergaminy, przewróciła kilka stron wielkiej, oprawnej w skórę księgi.
— Zostaw, nie dotykaj — zaniepokoił się Jarre. - To niezwykle cenne, unikalne dzieło.
— Nie zjem ci go.
— Ręce masz brudne.
— Czyściejsze od twoich. Słuchaj, masz tu jakieś mapy?
— Mam, ale schowane w kufrze — powiedział prędko chłopak, ale na widok grymasu Ciri westchnął, zepchnął ze skrzyni zwoje pergaminów, podniósł wieko, uklęknął i zaczął grzebać w zawartości. Ciri, wiercąc się na krześle i machając nogami, nadal wertowała księgę. Spomiędzy stronic wyśliznęła się nagle luźna karta z obrazkiem przedstawiającym kobietę z włosami utrefionymi w spiralne loczki, zupełnie nagą, splecioną w uścisku z zupełnie nagim, brodatym mężczyzną. Wysunąwszy język, dziewczynka długo kręciła ryciną, nie mogąc zorientować się, gdzie góra, a gdzie dół. Dostrzegła wreszcie najistotniejszy detal obrazka i rozchichotała się. Jarre, podchodząc z wielkim rulonem pod pachą, poczerwieniał silnie, bez słowa wyjął jej rycinę z dłoni i ukrył pod zalegającymi stół papierzyskami.
— Niezwykle cenne i unikalne dzieło — zadrwiła. - To takie analogie studiujesz? Jest tam więcej podobnych obrazków? Ciekawe, księga nosi tytuł Leczenie i uzdrawianie. Chciałabym wiedzieć, jakież to choroby leczy się w taki sposób.
— Umiesz czytać Pierwsze Runy? — zdziwił się chłopiec, pochrząkując z zakłopotaniem. - Nie wiedziałem…
— Jeszcze dużo nie wiesz — zadarła nos. - Co ty sobie myślisz? Ja nie jestem jakąś tam adeptką od macania kur. Ja jestem… czarodziejką. No, pokaż wreszcie tę mapę!
Uklękli oboje na podłodze, przytrzymując rękami i kolanami sztywny arkusz, uparcie próbujący zwinąć się znowu w rulon. Ciri przygniotła wreszcie jeden z rogów nogą krzesła, a Jarre przycisnął drugi ciężką księgą, zatytułowaną Żywot i czyny wielkiego króla Radowida.
— Hmm… Ależ niewyraźne to mapisko! Zupełnie nie mogę się w tym wyznać… Gdzie my jesteśmy? Gdzie jest Ellander.
— Tu — wskazał palcem. - Tu jest Temeria, ten obszar. Tu jest Wyzima, stolica naszego króla Foltesta. Tu, w Dolinie Pontar, leży księstwo Ellander. A tutaj… Tak, tutaj jest nasza świątynia.
— A co to za jezioro? Tu u nas nie ma żadnych jezior.
— To nie jezioro. To kleks z inkaustu…
— Aha. A tu… Tu jest Cintra. Tak?
— Tak. Na południe od Zarzecza i Sodden. Tędy, o, płynie rzeka Jaruga, wpadająca do morza właśnie w Cintrze. Kraj ten, nie wiem, czy wiesz, jest obecnie opanowany przez Nilfgaardczyków…
— Wiem — ucięła, zaciskając dłoń w pięść. - Bardzo dobrze wiem. A gdzie jest ten cały Nilfgaard? Nie widzę ta takiego kraju. Nie mieści się na tej twojej mapie, czy co? Daj większą!
— Hmm… — Jarre podrapał się w brodawkę na podbródku. - Takich map nie mam… Ale wiem, że Nilfgaard to gdzieś dalej, w kierunku południowym… O, mniej więcej tak. Chyba.
— Aż tak daleko? — zdziwiła się Ciri, patrząc na miejsce na podłodze, które wskazywał. - Przyszli aż stamtąd? A po drodze zdobyli te inne kraje?
— Tak, to prawda. Podbili Metinnę, Maecht, Nazair, Ebbing, wszystkie królestwa na południe od Gór Amell. Królestwa te, jak również Cintrę i Górne Sodden, Nilfgaardczycy nazywają teraz Prowincjami. Ale Dolnego Sodden, Verden i Brugge nie udało im się opanować. Tu, nad Jarugą, wojska Czterech Królestw zatrzymały ich, pokonawszy w bitwie…
— Wiem, uczyłam się historii — Ciri pacnęła w mapę otwartą dłonią. - No, Jarre, mów o wojnie. Klęczymy na geografii politycznej. Wyciągaj wnioski, przez analogię i przez co tylko chcesz. Zamieniam się w słuch.
Chłopiec pochrząkał, pokraśniał, po czym jął tłumaczyć, wskazując właściwe rejony mapy końcem gęsiego pióra.
— Obecnie granicę między nami a opanowanym przez Nilfgaard Południem stanowi, jak widzisz, rzeka Jarugą. Jest to przeszkoda praktycznie nie do pokonania. Nie zamarza prawie nigdy, a w deszczowe pory potrafi nieść tyle wody, że koryto ma blisko milę szerokości. Na długim odcinku, o, tutaj, płynie wśród urwistych, niedostępnych brzegów, wśród skał Mahakamu…
— Krainy krasnoludów i gnomów?
— Tak. A zatem Jarugę można sforsować tylko tu, w biegu dolnym, w Sodden, i tu, w biegu środkowym, w dolinie Dol Angra…
— I właśnie w Dol Angra był ten incy… Incydent?
— Zaczekaj. Tłumaczę ci właśnie, że rzeki Jarugi żadne armie nie są w tej chwili w stanie sforsować. Obie dostępne doliny, te, którymi od wieków maszerowały armie, są bardzo silnie obsadzone i bronione, tak przez nas, jak i przez Nilfgaard. Spójrz na mapę. Zobacz, ile tu twierdz. Zauważ, tu jest Verden, tu Brugge, tutaj Wyspy Skellige…
— A to, co to jest? Ta wielka biała plama?
Jarre przysunął się bliżej, poczuła ciepło jego kolana.
— Las Brokilon — powiedział. - To teren zakazany. Królestwo leśnych driad. Brokilon też chroni naszą flankę. Driady nie przepuszczą tamtędy nikogo. Nilfgaardczyków również…
— Hmm… — Ciri schyliła się nad mapą. - Tutaj jest Aedirn — … I miasto Vengerberg… Jarre! Natychmiast przestań!
Chłopiec gwałtownie cofnął usta od jej włosów, zaczerwienił się jak piwonia.
— Nie życzę sobie, żebyś mi tak robił!
— Ciri, ja…
— Przyszłam do ciebie w poważnej sprawie, jak czarodziejka do uczonego — powiedziała zimno i godnie, tonem dokładnie imitującym ton Yennefer. - Więc się zachowuj!
"Uczony" spąsowiał jeszcze silniej, a minę miał tak głupią, że «czarodziejka» z trudem powstrzymała się od śmiechu, ponownie schylając się nad mapą.