— Z całej tej twojej geografii — podjęta — nic nie wynika jak dotąd. Opowiadasz mi o rzece Jarudze, a Nilfgaardczycy przecież już raz przeszli na drugi brzeg. Co im teraz przeszkodzi?
— Wtedy — odchrząknął Jarre, ocierając pot, który nagle wystąpił mu na czoło — mieli przeciwko sobie tylko Brugge, Sodden i Temerię. Teraz jesteśmy zjednoczeni sojuszem. Tak jak w bitwie pod Sodden. Cztery Królestwa. Temeria, Redania, Aedirn i Kaedwen….
— Kaedwen — powiedziała dumnie Ciri. - Tak, wiem, na czym ten sojusz polega. Król Henselt z Kaedwen udziela sekretnej specjalnej pomocy królowi Demawendowi z Aedirn. Tę pomoc wozi się w beczkach. A gdy król Demawend podejrzewa, że ktoś jest zdrajcą, wkłada do beczek kamienie. Zastawia pułapkę…
Urwała, przypomniawszy sobie, że Geralt zabronił jej opowiadać o wydarzeniach w Kaedwen. Jarre patrzył na nią podejrzliwie.
— Doprawdy? A skąd ty możesz o tym wszystkim wiedzieć?
— Czytałam o tym w księdze napisanej przez marszałka Pelikana — parsknęła. - I w innych analogiach. Opowiadaj o tym, co się stało w tej Dol Angra, czy jak ona się tam nazywa. A najpierw pokaż mi, gdzie to jest.
— Tu. Dol Angra to szeroka dolina, droga wiodąca z południa do królestw Lyrii i Rivii, do Aedirn, a dalej do Dol Blathanna i Kaedwen… A poprzez Dolinę Pontar do nas, do Temerii.
— I co tam się stało?
— Doszło do walk. Podobno. Niewiele na ten temat wiem. Ale tak mówiono na zamku.
— Jeśli doszło do walk — zmarszczyła się Ciri — to już jest wojna! Co ty mi więc tu opowiadasz?
— Nie po raz pierwszy doszło do walk — wyjaśnił Jarre, ale dziewczynka widziała, że był coraz mniej pewny siebie. - Na granicy bardzo często dochodzi do incydentów. Ale one nie mają znaczenia.
— Niby dlaczego nie mają?
— Jest równowaga sił. Ani my, ani Nilfgaardczycy nie możemy niczego uczynić. I żadna ze stron nie może dać przeciwnikowi casus belli…
— Dać czego?
— Powodu do wojny. Rozumiesz? Dlatego incydenty zbrojne w Dol Angra to z pewnością sprawy przypadkowe, najpewniej napady rozbójnicze czy potyczki z przemytnikami… Pod żadnym pozorem nie mogą to być akcje regularnych wojsk, ani naszych, ani nilfgaardzkich… Bo to byłby właśnie casus belli…
— Aha. Słuchaj, Jarre, a powiedz mi… Urwała. Uniosła nagle głowę, szybko dotknęła palcami skroni, zmarszczyła się.
— Muszę iść — powiedziała. - Pani Yennefer mnie wzywa.
— Możesz ją słyszeć? - zaciekawił się chłopiec. - Na odległość? W jaki sposób…
— Muszę iść — powtórzyła, wstając i otrzepując kolana z kurzu. - Posłuchaj, Jarre. Wyjeżdżam z panią Yennefer w bardzo ważnych sprawach. Nie wiem, kiedy wrócimy. Uprzedzam, że chodzi o sprawy sekretne, dotyczące wyłącznie czarodziejek, nie zadawaj więc żadnych pytań.
Jarre również wstał. Poprawił odzież, ala nadal nie wiedział, co zrobić z rękoma. Wzrok rozmaślił mu się w obrzydliwy sposób.
— Ciri…
— Co?
— Ja… ja…
— Nie wiem, o co ci chodzi — rzekła niecierpliwie, wytrzeszczając na niego swe wielkie szmaragdowe oczy. - Ty najwyraźniej też tego nie wiesz. Idę. Bywaj, Jarre.
— Do widzenia… Ciri. Szczęśliwej drogi. Będę… Będę o tobie myślał…
Ciri westchnęła.
— Jestem, pani Yennefer!
Wpadła do komnaty jak pocisk z katapulty, uderzone drzwi, otwierając się, huknęły o ścianę. Stojący na drodze zydel groził połamaniem nóg, ale Ciri przeskoczyła go zwinnie, wykonała pełen gracji półpiruet i pozorowane cięcie mieczem, zaśmiała się radośnie z udanej sztuczki. Pomimo szybkiego biegu nie dyszała, oddychała równo i spokojnie. Kontrolę oddechu miała już opanowaną do perfekcji.
— Jestem! — powtórzyła.
— Nareszcie. Rozbieraj się i do balii. Prędziutko. Czarodziejka nie obejrzała się, nie odwróciła od stołu, spoglądała na Ciri odbiciem w zwierciadle. Wolnymi ruchami czesała swe wilgotne czarne loki, rozprostowujące się pod naciskiem grzebienia, po to tylko, by za chwilę znowu skręcić się w lśniące fale.
Dziewczynka błyskawicznie rozpięła klamerki butów, zrzuciła je, wyswobodziła się z odzieży i z pluskiem wylądowała w balii. Chwyciwszy mydło, zaczęła energicznie szorować przedramiona.
Yennefer siedziała nieruchomo, patrząc w okno, bawiła się grzebieniem. Ciri prychała, bulgotała i pluła, bo mydliny dostały się jej do ust. Potrząsnęła głową, zastanawiając się, czy istnieje zaklęcie umożliwiające mycie się bez wody, mydła i straty czasu.
Czarodziejka odłożyła grzebień, ale nadal w zamyśleniu patrzyła w okno, na chmary kruków i wron lecące na wschód wśród przeraźliwego krakania. Na stole, obok zwierciadła i imponującej baterii flakonów z kosmetykami, leżało kilka listów. Ciri wiedziała, że Yennefer czekała na te listy od dawna, że od ich otrzymania uzależniała termin opuszczenia świątyni. Wbrew temu, co powiedziała Jarre, dziewczynka nie miała pojęcia, dokąd i po co jadą. A w tych listach…
Chlupocąc dla niepoznaki lewą ręką, złożyła palce prawej w gest, skoncentrowała się na formule, utkwiła wzrok w listach i wysłała impuls.
— Ani mi się waż — powiedziała Yennefer, nie odwracając się.
— Myślałam… — chrząknęła. - Myślałam, że któryś jest od Geralta…
— Gdyby tak było, dałabym ci go — czarodziejka obróciła się na krześle, usiadła przodem do niej. - Długo jeszcze tego mycia?
— Skończyłam.
— Wstań, proszę.
Ciri usłuchała. Yennefer uśmiechnęła się lekko.
— Tak — powiedziała. - Dzieciństwo to ty już masz za sobą. Zaokrągliłaś się tam, gdzie należało. Opuść ręce. Twoje łokcie mnie nie interesują. No, no, bez pąsów, bez fałszywego wstydu. To twoje ciało, najnaturalniejsza rzecz pod słońcem. To, że dojrzewasz, jest równie naturalne. Gdyby twoje losy potoczyły się inaczej… Gdyby nie wojna, byłabyś już od dawna żoną jakiegoś księcia lub królewicza. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Rozmawiałyśmy o sprawach dotyczących płci dostatecznie często i na tyle precyzyjnie, byś wiedziała, że jesteś już kobietą. Fizjologicznie, ma się rozumieć. Chyba nie zapomniałaś, o czym rozmawiałyśmy?
— Nie. Nie zapomniałam.
— W czasie wizyt u Jarre, mam nadzieję, też nie masz kłopotów z pamięcią?
Ciri spuściła oczy, ale tylko na chwilę. Yennefer nie uśmiechnęła się.
— Wytrzyj się i chodź tu do mnie — powiedziała chłodno. - Nie chlap, proszę.
Okręcona ręcznikiem Ciri przysiadła na zydelku przy kolanach czarodziejki. Yennefer czesała jej włosy, od czasu do czasu ścinając nożycami jakiś nieposłuszny kosmyk.
— Zła jesteś na mnie? — spytała dziewczynka z ociąganiem. - Za to, że… byłam w wieży?
— Nie. Ale Nenneke tego nie lubi. Wiesz o tym.
— Ale ja nic… Ten Jarre w ogóle mnie nie obchodzi — Ciri zarumieniła się lekko. - Ja tylko…
— Właśnie — mruknęła czarodziejka. - Ty tylko. Nie rób z siebie dziecka, bo już nim nie jesteś, przypominam. Ten chłopiec na twój widok ślini się i zaczyna jąkać. Nie widzisz tego?
— To nie moja wina! Co mam zrobić?
Yennefer zaprzestała czesania, zmierzyła ją głębokim fiołkowym spojrzeniem.
— Nie baw się nim. Bo to podłe.
— Wcale się nim nie bawię! Tylko z nim rozmawiam!
— Chciałabym wierzyć — czarodziejka szczęknęła nożycami, obcinając kolejny kosmyk, za nic w świecie nie dający się ułożyć — że podczas tych rozmów pamiętasz, o co cię prosiłam.