Выбрать главу

— Powiedz mi, czy za pomocą magii można zrobić wszystko?

— Nie.

— Ale można wiele, prawda?

— Prawda — czarodziejka zamknęła na chwilę oczy, dotknęła palcami powiek. - Bardzo wiele.

— Coś naprawdę wielkiego… Coś strasznego! Bardzo strasznego?

— Niekiedy bardziej, niż by się chciało.

— Hmm… A czy ja… Kiedy ja będę umiała zrobić coś takiego?

— Nie wiem. Może nigdy. Obyś nigdy nie musiała. Cisza. Milczenie. Gorąco. Zapach kwiatów i ziół.

— Pani Yennefer?

— Co znowu, brzydulko?

— Ile miałaś lat, gdy zostałaś czarodziejką?

— Hmm… Gdy zdałam wstępne egzaminy? Trzynaście.

— Ha! To tak, jak ja teraz! A ile… Ile miałaś lat, gdy… Nie, o to nie zapytam…

— Szesnaście.

— Aha… — Ciri zarumieniła się lekko, udała nagłe zainteresowanie chmurą o dziwnym kształcie, wiszącą wysoko nad wieżami świątyni. - A ile miałaś lat… gdy poznałaś Geralta?

— Więcej, brzydulko. Trochę więcej.

— Wciąż nazywasz mnie brzydulką! Wiesz, jak bardzo tego nie lubię. Dlaczego to robisz?

— Bo jestem złośliwa. Czarodziejki zawsze są złośliwe.

— A ja nie chcę… nie chcę być brzydulką. Chcę być ładna. Naprawdę ładna, tak jak ty, pani Yennefer. Czy dzięki magii będę mogła być kiedyś tak piękna jak ty?

— Ty… Na szczęście nie musisz… Nie potrzebujesz do tego magii. Sama nie wiesz, jakie to szczęście.

— Ale ja chcę być naprawdę ładna!

— Jesteś naprawdę ładna. Naprawdę ładna brzydulka. Moja ładna brzydulka…

— Och, pani Yennefer!

— Ciri, posiniaczysz mi udo.

— Pani Yennefer?

— Słucham.

— Na co ty tak patrzysz?

— Na tamto drzewo. To lipa.

— A co w niej jest takiego ciekawego?

— Nic. Po prostu cieszę oczy jej widokiem. Cieszę się, że… mogę ją widzieć.

— Nie rozumiem.

— To dobrze.

Cisza. Milczenie. Parno.

— Pani Yennefer!

— Co znowu?

— Pająk idzie w kierunku twojej nogi! Spójrz, jaki obrzydliwy!

— Pająk jak pająk.

— Zabij go!

— Nie chce mi się schylać.

— To zabij go zaklęciem!

— Na terenie świątyni Melitele? Żeby Nenneke wypędziła nas obie na zbity łeb? Nie, dziękuję. A teraz bądź cicho. Chcę pomyśleć.

— A nad czym ty tak rozmyślasz? Hmm. Już dobrze, już milczę.

— Nie posiadam się z radości. Już się obawiałam, że zadasz mi któreś z twoich niezrównanych pytań.

— Czemu nie? Lubię twoje niezrównane odpowiedzi!

— Robisz się bezczelna, brzydulko.

— Jestem czarodziejką. Czarodziejki są złośliwe i bezczelne.

Milczenie. Cisza. W powietrzu bezruch. Parno jak przed burzą. I cisza, tym razem przerwana odległym krakaniem kruków i wron.

— Coraz ich więcej — Ciri zadarła głowę. - Lecą i lecą… Jak jesienią… Paskudne ptaszyska… Kapłanki mówią, że to zły znak… Omen, albo jakoś tak. Co to jest omen, pani Yennefer?

— Przeczytaj w Dhu Dwimmermorc. Jest tam cały rozdział na ten temat.

Milczenie.

— Pani Yennefer…

— Do licha. Co znowu?

— Czemu Geralt tak długo… Czemu nie przyjeżdża?

— Pewnie o tobie zapomniał, brzydulko. Znalazł sobie ładniejszą dziewczynkę.

— Och, nie! Wiem, że nie zapomniał! Nie mógł! Wiem to, wiem to na pewno, pani Yennefer!

— Dobrze, że to wiesz. Szczęśliwa z ciebie brzydulka.

*****

— Nie lubiłam cię — powtórzyła.

Yennefer nie spojrzała na nią, nadał stała obrócona plecami, przy oknie, patrząc w stronę czerniejących na wschodzie wzgórz. Nad wzgórzami niebo ciemniało od stad kruków i wron.

Zaraz spyta, dlaczego jej nie lubiłam, pomyślała Ciri. Nie, jest za mądra na takie pytanie. Sucho zwróci uwagę na formę gramatyczną i zapyta, od kiedy zaczęłam stosować czas przeszły. A ja powiem jej to. Będę równie oschła jak ona, sparodiuję jej ton, niech wie, że też umiem udawać zimną, nieczułą i obojętną, wstydzącą się uczuć i emocji. Wszystko jej powiem. Chcę, muszę jej wszystko powiedzieć. Chcę, by o wszystkim wiedziała, zanim jeszcze opuścimy świątynię Melitele. Zanim wyjedziemy, by nareszcie spotkać się z tym, do którego tęsknię. Z tym, do którego ona tęskni. Z tym, który pewnie tęskni do nas obu. Chcę jej powiedzieć, że…

Powiem jej to. Wystarczy, że zapyta.

Czarodziejka odwróciła się od okna, uśmiechnęła. Nie zapytała o nic.

*****

Wyjechały nazajutrz, wczesnym rankiem. Obie w męskich strojach podróżnych, w płaszczach, w czapkach i kapturach kryjących włosy. Obie uzbrojone.

Żegnała ich tylko Nenneke. Długo i cicho rozmawiała z Yennefer, potem obie, czarodziejka i kapłanka, mocno, po męsku uścisnęły sobie dłonie. Ciri, trzymając wodze swej jabłkowitej klaczy, chciała pożegnać się w taki sam sposób, ale Nenneke nie pozwoliła na to. Objęła ją, przytuliła, pocałowała. Miała łzy w oczach. Ciri też.

— No — rzekła wreszcie kapłanka, ocierając oko rękawem szaty. - Jedźcie już. Niech Wielka Melitele strzeże was w drodze, moje kochane. Ale bogini ma na głowie mnóstwo spraw, więc same też się strzeżcie. Pilnuj jej, Yennefer. Chroń jej jak źrenicy oka.

— Mam nadzieję — uśmiechnęła się nieznacznie czarodziejka — że zdołam chronić ją lepiej.

Po niebie, w kierunku Doliny Pontaru, leciały stada wron, kracząc donośnie. Nenneke nie patrzyła na nie.

— Uważajcie na siebie — powtórzyła. - Nadchodzą złe czasy. Może okazać się, że Ithlinne aep Aevenien wiedziała, co przepowiada. Nadchodzi Czas Miecza i Topora. Czas Pogardy i Wilczej Zamieci. Uważaj na nią, Yennefer. Nie pozwól nikomu jej skrzywdzić.

— Wrócę tu. Matko — powiedziała Ciri, wskoczywszy na siodło. - Wrócę tu na pewno! Niedługo! Nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO