– A co będzie potem? – zapytał Fernando ze ściśniętym sercem.
– Potem trubadurzy będą opiewali naszą śmierć, a dzięki kronice Juliana nasze wnuki poznają prawdę i dowiedzą się, że spryt i fanatyzm pewnej królowej pozwoliły urosnąć w potęgę monarchii, która położyła kres niepodległości naszej ojczyzny.
– Idźcie po Teresę, wyciągnę was stąd – błagał zrozpaczony Fernando.
– Wiesz, że tego nie zrobię. Myślisz, że uciekłabym? Za kogo mnie uważasz?
– Teresa jest jeszcze dzieckiem, chcecie jej zguby?
Maria westchnęła zniecierpliwiona. Rozumiała ból Fernanda, przerażonego wizją śmierci i niepotrafiącego dostrzec prawdy. Ona sama przyjęła tę prawdę z radością, świadoma, iż ciało jest najgorszym z koszmarów, skorupą, którą należy zrzucić, aby przemienić się w istotę duchową i dostąpić spotkania z Bogiem.
– Fernandzie, synku, pszenica składa się z plew i ziarna; ciało to właśnie plewy. Teresa nie umrze, tylko…
Fernando przerwał jej wściekły i wyrwał dłonie z rąk matki, nic sobie nie robiąc z żalu, jaki błysnął w jej oczach. Oboje cierpieli – syn myślał, że jest skazany na niezrozumienie przez własną matkę, ta z kolei wyrzucała sobie, że nie potrafi wytłumaczyć synowi prawdy.
– Matko, Teresa nie może zginąć na stosie. Przyprowadźcie ją lub sam po nią pójdę, choćbym miał to przypłacić życiem.
Maria wiedziała, że Fernando nie rzuca słów na wiatr. Nie chciała jednak jego śmierci; w głębi duszy, na przekór swym przekonaniom, wolała, by jej syn żył. Miał do spełnienia misję i było jeszcze za wcześnie, by wracał do niebieskiej ojczyzny.
– Przekonam Teresę, by opuściła Montsegur, masz na to moje słowo. Nie będę jej zmuszała, po prostu ją poproszę, tłumacząc, że taka jest twoja wola.
– Chcę od was czegoś więcej: żądam, byście rozkazali jej opuścić zamek. Jeśli moja siostra zginie, nigdy wam tego nie wybaczę.
Patrzyli na siebie w milczeniu, nie potrafiąc oddać słowami żalu, miłości i podziwu, jaki do siebie czuli. Maria znów ujęła dłonie syna, podniosła je do twarzy i zaczęła całować czubki jego palców.
– Chcę umrzeć i powrócić do swego niebiańskiego wcielenia, jednak nie zaznam spokoju, wiedząc, że wspominasz mnie z nienawiścią. Dlatego zrobię wszystko, by przekonać Teresę. Daję ci moje słowo, a ty najlepiej wiesz, ile jest ono warte. Błagam cię tylko, byś nie miał mi za złe, jeśli Teresa mnie nie usłucha.
– Przyprowadźcie ją jutro, polećcie pasterzowi, by po zapadnięciu zmroku nas tu przywiódł.
– Tego nie mogę ci obiecać. Pasterz zgłosi się po was, gdy szlaki będą bezpieczne: jutro, pojutrze… gdy nadejdzie pora. Tymczasem musisz mi zaufać.
– Mam wasze słowo – przypomniał Fernando.
– Tak, masz słowo dobrej chrześcijanki.
– Ojciec… ojciec prosił, byście pozdrowili od niego pana z Pereille. Wiecie, że mimo wszystko ojciec bardzo go szanuje.
– Pozdrowię go. To odważny mąż, który wie, że czeka go śmierć… jego, jego małżonkę, Corbę z Lantar, oraz ich ukochane córki.
– Ojciec kazał mi polecić was i Teresę jego opiece, nie wiem jednak, jak mu to przekazać…
– Zrobię to za ciebie, choć i bez tego rodzina Pereille darzy mnie wielką przyjaźnią i życzliwością. Pan z Pereille wielokrotnie namawiał mnie do opuszczenia zamku i obiecywał pomoc w ucieczce do majątku twojego ojca w Ainsie.
– Do waszego majątku, pani – poprawił ją Fernando.
– Nic nie mam i niczego mieć nie chcę, tak postanowiłam dawno temu. Żałuję tylko cierpień, jakich przysporzyłam twojemu ojcu i tobie, oraz tego, że nie zdołałam was nawrócić na prawdziwą wiarę.
– Chrystus was osądzi.
– Chrystus?
– Nasz Pan Bóg.
– Synku, tak bardzo chciałabym ci opowiedzieć o Jezusie. Choć mienisz się chrześcijaninem, kalasz swą duszę rytuałami, które nie mają nic wspólnego z Mistrzem. Najszczęśliwszą chwilą w moim życiu był dzień, w którym przyjęłam consolamentum [4], prawdziwy chrzest duchowy, jedyny sakrament umożliwiający zbawienie duszy. Gdy biskup nałożył ręce…
– Milczcie, błagam! Wolę nic nie wiedzieć o waszej herezji.
– To oni są heretykami, to oni zeszli z drogi Pana. Pamiętaj, że Bóg powiedział: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym [5].
– Wystarczy, matko, nie mamy czasu na teologiczne spory! Maria zamilkła i mocno ścisnęła dłonie syna. Potem, zupełnie niespodziewanie, objęła go i zaszlochała.
Fernando przestraszył się. Nigdy nie widział łez na twarzy matki, w rodzinnym domu w Ainsie opowiadano, że Maria nawet nie jęknęła, wydając na świat potomstwo.
– Matko, wybaczcie moją brutalność… – zaczął się kajać.
– To ty, synku, wybacz mi moje łzy. Trudniej mi się z tobą pożegnać, niż sądziłam. Chcę, byś wiedział, że bardzo cię kocham, nawet jeśli nie dałam ci tego odczuć. Przebacz mi, jeśli możesz…
– Nie, nie proście mnie o przebaczenie, ja… ja was kocham, pani, podziwiam waszą wiarę oraz opanowanie i zazdroszczę wam, bo nie opada was zwątpienie…
– Życie nie daje nam drugiej szansy – westchnęła Maria i grzbietem dłoni otarła łzy, nie wypuszczając syna z objęć.
– Co mogę dla was zrobić? – zapytał Fernando.
– Oto moja ostatnia wola: powiedz swemu ojcu, że zawsze go kochałam i że przepraszam za zgryzoty, których mu dostarczyłam. Nie byłam mu żoną, jakiej pragnął ani na jaką zasługiwał, ale nic już nie mogę na to poradzić. Chcę tylko, by pewnego dnia nasze wnuki poznały prawdę o tym, co się tu wydarzyło, by wiedziały, że byliśmy dobrymi chrześcijanami żyjącymi zgodnie z nauką Mistrza i że padliśmy ofiarą walki o władzę. Nasz grzech polega na tym, że jesteśmy zwierciadłem, w którym Kościół nie chce się przeglądać, bo nasza czystość i ubóstwo zbyt ostro kontrastują z chciwością i zepsuciem kleru. Nie bój się, oszczędzę ci kazania, obiecaj mi jednak, że dopilnujesz, by Julian spisał nasze dzieje. Przyrzeknij mi również, że przekażecie ukończoną kronikę twojej siostrze Marian, aby ona i jej dzieci ocaliły od zapomnienia to, co stało się w Montsegur. Ty jesteś mnichem i rycerzem, Marta jest zbyt przywiązana do Kościoła, a Teresa… Cała nadzieja w Marian, bo jest credente, podobnie jak jej mąż. Ona najlepiej nadaje się do…
– Nie musicie mi tego tłumaczyć, macie rację. Przyrzekam, że wypełnię waszą ostatnią wolę.
Fernando uściskał matkę, nie potrafiąc zapanować nad łzami. Dziękował Bogu, że mroki nocy nie pozwalają Julianowi i pasterzowi oglądać go w tej chwili słabości.
– Gdy tylko będę mogła, przyślę do ciebie Teresę.
– Wiem, że dotrzymasz słowa.
Matka i syn uściskali się po raz ostatni, zaraz potem Maria znikła w ciemnościach jak senna mara.
Fernando dostrzegł Juliana, który płakał oparty o sąsiednią skałę. Ich przewodnik stał nieopodal, najwyraźniej zasłuchany w odgłosy nocy.
Trzej mężczyźni bez słowa ruszyli w drogę powrotną. Fernando był pod wrażeniem spotkania z matką i obiecał sobie, że nie weźmie udziału w zdobywaniu Montsegur. Nie zamierzał walczyć u boku ludzi, którzy zabiją jego matkę, mimo że ta przekonywała go, iż ciało to tylko plewy, bo prawdziwym ziarnem jest dusza. Fernando czuł bowiem, że właśnie to pełne energii ciało jest jego matką, i nie mógłby patrzeć, jak jest katowane.
Pasterz nie przestawał ich ponaglać. Spotkanie z Marią przeciągnęło się i poranek mógł ich zaskoczyć przed dotarciem na miejsce.
Po powrocie do obozu Fernando i Julian rozeszli się od razu do swych namiotów. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Będą mieli czas na rozmowę, gdy minie wzruszenie i zdołają zapanować nad uczuciami.