— Przyjmujemy kandydaturą Alfa. Jeśli bada protesty, rozpatrzymy je od razu. Wtedy Alf wstał.
— Koledzy, wierzcie mi, że ja muszą dostać to Marianie.1 Bardzo was proszą, nie zgłaszajcie protestów.
Młodzi piloci wpatrzeni byli w Alfa, którego znali jeszcze z akademii jako wykładowcę pilotażu, a także z podrączników. Na początku rozdziału o przestrzeni informacyjnej było przecież jego zdjęcie jako pierwszego, który wrócił z przestrzeni informacyjnej. Wtedy właśnie wyjaśniono trudności powrotów i loty w przestrzeni informacyjnej stały się normalną praktyką.
Alf usiadł i czekał. Wszyscy wiedzieli o katastrofie Britt i rozumieli, że Alf, by powrócić do równowagi psychicznej, musi się zająć jakąś trudną i niebezpieczną pracą. Protestów nie było.
Następnego dnia po komunikacie o obiekcie X Kilsey z samego rana sam zadzwonił do Obserwatorium w Norton. — Zobaczymy, chłopcy, co u nich nowego. Jednak ich, urządzenia są trochę nowocześniejsze.
Długo trzymał słuchawkę. Kilka razy przerywał: — Ile mówicie? Ile? Setki razy?
W końcu odłożył słuchawkę i przez chwilę milczał. Ciszę przerwał Hollitz: — Co się stało, panie profesorze? Kilsey odpowiedział powoli:
— Musimy to sprawdzić. Ci z Norton twierdzą, że X zbliża się z szybkością 100 razy przewyższającą prędkość światła. To przecież niemożliwe. Nadaje stale jednakowe sygnały. Impulsy o stałej częstotliwości. Czyżby to był… — Gwiazdolot — dokończył Jensen. — Tak, gwiazdolot — powtórzył Kilsey.
Podał Jensenowi poranny telex z Norton że współrzędnymi. Hollitz ustawił analizator. — Mamy go, jest w siatce celownika radiowego.
— No, a teraz zmierzcie szybkość — polecił Kilsey. Hollitz włączył dalmierz grawitacyjny i zaczął mierzyć. Plamka świetlna wyskoczyła poza skalę.
— Tak, panowie — rzekł profesor — z odchylenia plamki poza skalę logarytmiczną widać, że szybkość X jest rzędu 100 c.
Jensen nie mógł ochłonąć ze zdumienia. — Jak to możliwe? Jakim sposobem dostajemy normalne sygnały radiowe?
— Nie wiem, chłopcy, nie wiem, jak — odparł Kilsey — i nie wiem, w jaki sposób sygnały są wysyłane. Ale tu nie ma pomyłki. W Norton też najpierw myśleli, że mają zepsuty blok pomiaru prędkości… Tylko, proszę was, nie rozgłaszajmy tego faktu, bo nas wyśmieją. Koledzy z Norton też na razie milczą. Poczekamy, aż X się przybliży.
Alf wszedł do kabiny liniowca dalekiego zasiągu. Zamknął luk i zameldował gotowość do startu. Otrzymał rozkaz: „Włącz rozbieg” i później już cieplej: „Do zobaczenia, Alf”. Z ekranu zniknęła twarz komendanta i pokazał się schemat drogi startowej. Po włączeniu rozbiegu stacje startowe w układzie solarnym automatycznie przejmują akceleracją aż poza granice układu, nadając liniowcowi ogromną prędkość, która pozwala mu przejść do przestrzeni informacyjnej. Alf przekręcił przełącznik „start” i pogrążył się w fotelu. Akceleratory anty grawitacyjne zaczną działać za kilka minut. Za godzinę liniowiec przejdzie przez barierę i wynurzy się z przestrzeni informacyjnej bezpośrednio przy informatorze.
„Britt” — pomyślał Alf, ale liniowiec już zaczął nabierać prędkości i włączył się automat usypiający. Ekran z niebieskim, poruszającym się ognikiem na schemacie drogi startowe j rozpłynął mu się przed oczami.
Ktoś z Norton jednak wypaplał, bo nazajutrz rano gazety przyniosły krótki komunikat o nieprawdopodobnym fakcie astronomicznym. Było to podane jako nowy fałszywy alarm naszych szanownych astronomów.
Kiedy Hollitz zmierzył około południa szybkość X, okazało się, że ta znacznie zmalała. — Czuję, że to jakaś bzdura, nabieramy się pewnie na nie Zitnane zakłócenia obserwacyjne — zwrócił się do profesora, który teraz stale przebywał w pracowni.
Kilsey był jednak innego zdania. — A mnie się wydaje, że nie. Nie tracę nadziei, że po trzydziestu latach, od kiedy Ziemia w ogóle zaczęła wysyłać sygnały, będziemy mieli gości. — Czy potrafimy ich przyjąć? — zapytał Jensen.
— No, jeśli przyjęli nasze sygnały, to na pewno nas zrozumieją. — Nie o tym myślę, profesorze. Gdzie oni wylądują? U nas czy u tamtych? — Ach, to. Rzeczywiście, o tym nie pomyślałem.
— Sądzę, że nie będą na tyle naiwni, żeby się nie zorientować w naszych stosunkach na Ziemi — wtrącił Hollitz. Obserwując ekran, profesor przerwał dyskusję:
— Patrzcie, X wyraźnie hamuje. W takim tempie znajdzie się w układzie słonecznym w ciągu 2 dni.
Automat obudził Alfa w zadanym czasie. Na ekranie widniał informer zbliżający się na małej szybkości do układu słonecznego z jednym słońcem i dziewięcioma planetami. Zmniejszył szybkość na podświetlną i nastawił lot na trajektorię spotkania z informerem. Punkt spotkania wypadł niedaleko od środka układu. Alf skierował pokładowy inforlokator na trzecią planetę. Nie było wątpliwości. To była właśnie cywilizacja klasy A-3. „Niestety zakaz kontaktu obowiązuje” — pomyślał. W chwilę później niespodziewanie włączyła się ochrona liniowa. Zajarzyło się światło silnego pola informacyjnego. Po kilku sekundach alarm się wyłączył.
Centralny analizator zameldował, że informer ma przeciek i w każdej chwili może zacząć się rozładowywać.
Alf zaczął analizować położenie. Nie było ani chwili czasu do stracenia. Nie można się zbliżyć da informera i wyholować go z układu słonecznego. Pole informacyjne z przecieku jest zbyt silne i może zakłócić centralne sterowanie liniowca. Alf owi została jedyna możliwość. Włączył dźwignią przygotowania ładunku entropijnego i zaczął celować.
Hollitz, niewyspany, po nocnym dyżurze, krótko zameldował Kilseyowi: — Telefony w nocy się urywały, panie profesorze. W Centrum Badań Kosmicznych szykują rakietę sondę, z pilotem, jeśli X wejdzie na orbitę ziemską. Dopiero wczoraj uwierzyli, że to statek kosmiczny, ale na razie zabronili cokolwiek ogłaszać dziennikarzom.
— Dobrze, Hollitz, poczekajmy, aż sprawa się wyjaśni. Niech Jensen przejmie obserwacje, a ty idź spać.
Hollitz odmówił: — Nie, panie profesorze, zostanę tutaj.
Jesnsen wpadł z „Morning Telegraph” w ręku. — Proszę tylko spojrzeć, co się dzieje — zawołał i pokazał dziennik. Na pierwszej stronie tłustym drukiem wybity był tytuł artykułu:
PANIKA NA WYBRZEŻU ATLANTYCKIM!
Korespondenci z wybrzeża donosili, że od kilkunastu godzin zgłaszają się ludzie do policji i do lekarzy stwierdzając, że nagle wiedzą jakieś dziwne rzeczy. Po bliższych wyjaśnieniach przeprowadzonych przez władze okazało się, że w tym samym czasie wiele ludzi zaczęło nagle wiedzieć o istnieniu jakiejś cywilizacji na bardzo wysokim poziomie. Nie rozumieją, ale pamiętają urywki informacji o jakichś maszynach, urządzeniach i znają dziwne wzory matematyczne. Niestety wiadomości te są tak nieuporządkowane, tak źle przekazywane, że dotychczas nie udało się wyjaśnić istoty zjawiska. Część lekarzy przypuszcza, że wskutek wczorajszego sugestywnego programu telewizyjnego, opartego na plotkach prasy na temat prac prof. Kilseya w związku z próbami nawiązania kontaktu z braćmi kosmicznymi, wielu słuchaczy uległo zbyt silnej emocji. Jednakże chodzą słuchy, że osoby nie oglądające programu też odczuwają podobne halucynacje. Drobna grupka fantastów upiera się znowu przy twierdzeniu, że halucynacje nie mają nic wspólnego z audycją i że dziwny obiekt obserwowany prze profesora Kilseya to statek kosmiczny, i że w ten sposób są przeprowadzone próby porozumienia się z nimi.
Kiedy Kilsey przeczytał artykuł, Jensen zapytał: — Co pan o tym wszystkim myśli, panie profesorze?
— Myślę, że nie tak powinna wyglądać próba porozumienia się z nami. Zupełnie tego nie rozumiem. Jensen spojrzał w analizator i wykrzyknął: