Выбрать главу

Jeżeli istnieją podobne do Ziemi planety, to wśród nich powinny być i takie, które są o wiele od Ziemi starsze. Trzeba więc uznać, że nasi bracia w rozumie mogli posunąć się naprzód niewyobrażalnie daleko. Szykując się do wzajemnego zrozumienia należy uwzględnić i to.

Jak widać, cywilizacji pierwszego typu — CP-I — nie da się wykryć i wejść z nią w kontakt, na razie bowiem nie wystarcza na to czułość naszych urządzeń radiowych. Typ drugi i trzeci to nasi przypuszczalni abonenci, jakkolwiek możliwy jest tylko jednostronny odbiór, a nie wymiana informacji.

W związku z tym nasuwają się najróżnorodniejsze pytania czasem „przypominające interesującą zabawę”, jak stwierdza jeden z uczonych. Przytoczymy niektóre z nich.

Czy nie zaczniemy odbierać sygnałów cywilizacji, wysłanych bardzo dawno, tak dawno, że nadawcy radiotelegramów nawet nie pozostali przy życiu? Światło może przecież biec od gwiazdy, która przestała być słońcem, od zimnego karła, jako świadek jej młodości. Prawdziwy obraz gwiezdnego świata wcale nie jest taki, jaki oglądamy przez teleskopy. Tak więc wiadomości radiowe nadchodzące z opóźnieniem są jedynie swoistym dokumentem historycznym. Miałby on nieocenioną wartość, niemniej jednak byłby to głos z przeszłości.

Ale nawet jednostronny odbiór sygnałów to najniezwyklejsze przedsięwzięcie, jakim kiedykolwiek zajmował się człowiek. Niechaj galaktyczna komunikacja radiowa będzie sprawą odległych pokoleń. W skali kosmicznej życie nasze jest oka mgnieniem, cała ludzkość natomiast ma przed sobą miliony lat. Dla niej wielką wartość mają nawet sygnały wygasłych cywilizacji, choć znacznie rozsądniej jest nie uważać ich za całkowicie wymarłe.

Technika wykrywania sygnałów płynących z kosmosu niewątpliwie istnieje w cywilizacjach typu CP-II i CP-III, czy więc nasze stosunkowo słabiutkie radiostacje powinny sygnały wysyłać? Czy nie zadowolić się raczej służbą obserwacyjna, poszukiwaniem czynnych radiostacji, wiedząc o tym, że są one silniejsze od ziemskich? Tak, nasze radiostacje powinny wysyłać sygnały, w przeciwnym bowiem razie CP pozostanie niezauważona nawet w najbliższych układach gwiezdnych. Sygnały wywoławcze należy wysyłać od razu nie czekając na odpowiedź — to droga najrozsądniejsza.

Uczeni poważnie rozważają obecnie problem cywilizacji pozaziemskich, które rozwiązały kwestię komunikacji międzygwiezdnej: przypuszczalnie do kogo i jak należy wysyłać sygnały? Jak zachowałyby się inne istoty chcąc nawiązać z kimś kontakt? Czy wysłałyby najpierw swoje sygnały wywoławcze, czy przekazałyby maksimum wiadomości o sobie?

Przeniknięcie w kosmos, wyjście poza granice danej planety stanowi jeden z nieodzownych przejawów rozumu. Toteż w żaden sposób nie można wiązać „ekspansji” kosmicznej ze sprawą zaopatrzenia w energię w skali planetarnej. O ile ludzkość kiedykolwiek zbuduje sferę Dysona (cienkościenną kulę wokół Słońca w celu wykorzystania całej energii jego promieniowania), tzn. osiągnie wyższy stopień wykorzystania energii, o tyle nieporównanie wcześniej zrealizuje zadanie lotów nie tylko międzyplanetarnych, ale i międzygwiezdnych. To zaś znaczy, że Ziemia zamanifestuje się już jako siedlisko rozumu, który zdołają wykryć jej galaktyczni sąsiedzi. Jeden choćby statek odwiedzający inny układ planetarny mógłby się stać swoistą forpocztą kontaktów międzygwiezdnych.

Okresy między naszym współczesnym poziomem zużycia energii a zużyciem energii w epoce sfery Dysona, tym bardziej zaś między CP-II a CP-III, są bardzo długie. Czyż w tym czasie cywilizacja nie pokusi się o nawiązanie kontaktu z sąsiadami i nie objawi się w jakiś inny sposób?

Możliwości tych nie wyczerpuje sam tylko kontakt radiowy. Na sztucznych satelitach, na zagospodarowanym Księżycu można przy rozwiniętej helioenergetyce zbudować urządzenia radiowe wielkiej mocy. Ziemia będzie wówczas „hałasować” w kosmosie o wiele silniej, co da się znacznie łatwiej wykryć. Cywilizacja, która zrealizowała zadanie wyjścia w kosmos, która osiągnęła pierwszą i drugą prędkość kosmiczną, to — naszym zdaniem — stopień drugi. Nastąpi on nie za tysiące lat, lecz znacznie wcześniej, po pierwszym, który właśnie przeżywa nasza planeta.

Technika kosmiczna będzie się rozwijać w szczególnie szybkim tempie. Przecież dosłownie w naszych oczach poczyniła ona wybitne postępy.

Na porządku dziennym stanie praktyczne osiągnięcie trzeciej prędkości kosmicznej, możliwość wysyłania sond bez pilota. Taka cywilizacja zacznie już przekraczać granice swojego układu planetarnego. Tym samym zwiększą się możliwości kontaktów — jest to wzniesienie się jeszcze o stopień.

Z chwilą, kiedy dla pilotowanych statków otworzy się droga ku gwiazdom, rozszerzą się również formy komunikacji wzajemnej. Później pojawi się jeszcze jedna, najważniejsza dla każdej cywilizacji, nowa cecha jakościowa. Cywilizacja uzyska autonomię, nie będzie już zależna od swojego słońca.

Nic nie pozostaje niezmienne we wszechświecie. Gwiazdy rozbłyskają i gasną, rodzą się i giną układy planetarne. Wieczny kołowrót materii z konieczności rodzi — jak mówi Engels — to tu, to ówdzie myślącego ducha. Czy jednak ten myślący duch, pojawiwszy się nieuchronnie, powinien tak samo nieuchronnie zginąć, aby pojawić się w innym miejscu na nowo?

Nasuwa się także inna zuchwale już prosta myśl. Nigdy bodaj nie nastręczały się tak oszołamiające perspektywy. W nich z olbrzymią siłą przejawia się humanizm i wiara w bezgraniczną potęgę ludzkiego rozumu, dla którego nie ma przeszkód nawet na drodze w nieskończoność wszechświata.

Oczyma ducha Ciołkowski oglądał odległą przyszłość — gaśniecie Słońca. Nastąpi to, oczywiście, nieprędko, przez długie więc stulecia będzie ono świecić życiodajnym światłem. Dlatego myśl ta — o nieuniknionej zagładzie gwiazdy dziennej — wcale nie jest wyrazem pesymizmu. Przeciwnie, Ciołkowskim kierowała troska o losy nadchodzących pokoleń, kiedy pisał: „Gaśniecie naszego Słońca nie będzie już zgubą ludzkości, będziemy bowiem mieli do dyspozycji miliardy innych — nowych… Na podstawie swoich prac naukowych niezłomnie wierzę w realność podróży kosmicznych i zaludnienie słonecznych przestworów”.

Tak jest, ludzkość nigdy nie zginie… Przedarcie się w kosmos, możliwość zamieszkania poza atmosferą otworzą jej wyjście. Statki międzygwiezdne przekształcą się w ruchome osiedla. Człowiek wyruszy ku innym gwiazdom, aby tam znaleźć nową ojczyznę, nowe słońce, zorganizować nowe życie. Zmieniać się będą pokolenia, zmieniać się będą i siedziby.

Ludzkość nigdy nie zginie… Nieśmiertelność? Tak, nieśmiertelność rodu ludzkiego, Człowieka.

Co jednak jest słuszne dla naszej cywilizacji, słuszne jest i dla każdej innej. Także opanuje ona technikę prędkości kosmicznych. Także opanuje swój układ planetarny. Rozwijając się zdobędzie możność osiedlania się w kosmosie. Również o tym trzeba pamiętać rozważając zagadnienie życia we wszechświecie i wielości zamieszkanych światów.

Ocalenie z zagrażającej w odległej przyszłości katastrofy leży w zasiedleniu galaktyki, w „dyfuzji” w nią. Może z niego w razie konieczności skorzystać cywilizacja, która osiągnęła jeszcze wyższy poziom. Dysponując doskonałą techniką transportu kosmicznego będzie ona mogła przenosić się we wszechświecie, znajdować dogodniejsze miejsca zamieszkania, podróżować w obrębie swojej galaktyki, a nawet ją porzucić.

Wykrycie „dyfuzji” cywilizacji i wejście w kontakt ze wspólnotą jakichś innych cywilizacji staje się jeszcze prostsze. Następuje kolejny, trzeci stopień rzeczywiście nieograniczonej sukcesji i nieograniczonego rozwoju intelektu. Powstawszy w jednym miejscu ogniska jego nie wygasają, lecz pojawiają się gdzie indziej.