Выбрать главу

— Ale przecież ty siedząc tutaj powojujesz chyba całą serię poważnych chronoklazmów. Czy to nie jest gorsze?

— Och, moje postępowanie jest uzasadnione, sprawdziłam to — zapewniła mnie niejasno. — Oni też by się mniej o mnie denerwowali, gdyby zbadali tę sprawę.

Przerwała na chwilę, po czym podjęła z taką miną, jakby zmieniała temat na znacznie bardziej interesuj ący.

— Czy w waszych czasach ludzie ubierają się do ślubu jakoś specjalnie?

Ten problem wyraźnie ją fascynował.

— Mhm — mruknęła Tawia — nawet mi się podobał ten wasz dwudziestowieczny ślub.

— Wiesz, że i w moich oczach ta ceremonia jakoś zyskała, kochanie — przyznałem. I rzeczywiście, ze zdumieniem stwierdziłem, że w ciągu ostatniego miesiąca instytucja małżeństwa bardzo urosła w mojej ocenie.

— Czy dwudziestowieczni małżonkowie zawsze sypiają we wspólnym dużym łóżku? — dopytywała się Tawia.

— Niezmiennie — zapewniłem ją.

— Ciekawe — odparła. — To niezbyt higieniczne, ale wcale przyjemne.

Rozważaliśmy przez chwilę wszystkie „za” i „przeciw”. — Czy zauważyłeś, że ona przestała mnie obwąchiwać?

— Nigdy nie obwąchujemy produktów z certyfikatem, kochanie.

Tak gawędząc na różne błahe tematy natury osobistej doszliśmy do sprawy bardziej zasadniczej.

— Wydaje mi się, że już chyba nie musimy się przejmować tymi facetami, którzy cię ścigali — powiedziałem. Gdyby to było dla nich takie ważne, jak mówiłaś, już dawno by tu byli.

Potrząsnęła głową.

— To rzeczywiście dziwne, ale w dalszym ciągu musimy być bardzo ostrożni. Myślę, że to ma jakiś związek z wujem Donaldem. On w gruncie rzeczy nie ma umysłu technicznego. Pamiętasz, jak wtedy, kiedy cię odwiedził, pomylił się o dwa lata, nastawiaj ąc maszynę? Ale cóż, nie możemy zrobić nic więcej, jak tylko czekać i uważać.

Zacząłem się głośno nad tym wszystkim zastanawiać.

— Wkrótce będę musiał zacząć pracować. Jak ich wtedy upilnuję?

— Pracować? — spytała.

— Wbrew temu, co mówią, utrzymanie dwojga kosztuje drożej niż utrzymanie jednej osoby, kochanie. A żony mają różne widzimisię, które trzeba — oczywiście w granicach rozsądku — zaspokajać. Moje skromne środki finansowe na to nie wystarczą.

— Niech cię o to głowa nie boli, kochanie — uspokoiła mnie Tawia. — Możesz przecież dokonać jakiegoś wynalazku.

— Ja?! Wynalazku?! — wykrzyknąłem.

— Znasz się chyba nieźle na radiu, prawda?

— Jak byłem w RAF-ie, skończyłem kilka kursów radarowych.

— Ach, RAF! — powtórzyła Tawia ekstatycznie. — I pomyśleć tylko, że walczyłeś w drugiej wojnie światowej! A czy znałeś Monty'ego, Ike'a i wszystkich tych wspaniałych ludzi?

— Nie osobiście. Służyłem w innej formacji — odparłem. — Szkoda. Ike był powszechnie lubiany. Ale wracając do tamtej sprawy: musisz się postarać o jakieś książki z dziedziny elektroniki i radia, oczywiście na wyższym poziomie, a już ja ci powiem, co masz wynaleźć.

— Ty?… — Aha, rozumiem… Ale czy sądzisz, że to będzie etyczne? — zapytałem z powątpiewaniem.

— A dlaczegóż by nie? Ostatecznie ktoś te rzeczy musi kiedyś wynaleźć. Inaczej bym się o nich nie uczyła w szkole, nie uważasz?

— Tak… to znaczy… musiałbym się nad tym zastanowić — powiedziałem.

Myślę, że to był jednak przypadek, że właśnie tego dnia rano wspomniałem o tym, że już nam chyba dali spokój, a w każdym razie mógł to być przypadek; odkąd poznałem Tawię, zrobiłem się podejrzliwy w stosunku do przypadków. W każdym razie jeszcze tego samego ranka Tawia, wyglądając przez okno, powiedziała:

— Kochanie, ktoś tam macha do nas zza tych krzewów.

Poszedłem zobaczyć i rzeczywiście: ktoś machał białą chustką przywiązaną do kija. Wziąłem lornetkę i dostrzegłem starszego mężczyznę, prawie całkowicie ukrytego w krzakach. Wręczyłem lornetkę Tawii.

— O rany, wuj Donald! — wykrzyknęła. — Chodźmy do niego, wygląda. na to, że jest sam.

Poszedłem ścieżką w jego stronę i dałem mu znak ręką, żeby się zbliżył. Wyłonił się zza krzaków, niosąc kij z chustką jak chorągiew. Pochwyciłem jego słaby głos:

— Proszę nie strzelać.

Rozłożyłem szeroko ręce, żeby mu pokazać, że nie mam broni. Nadeszła Tawia i stanęła obok mnie. Zbliżywszy się wuj Donald przełożył laskę do lewej ręki, a prawą uchylił kapelusza i skłonił się grzecznie.

— Ach, sir Gerald! Jak to miło, że pana znów spotykam — powiedział.

— On nie jest sir Gerald, wujku, on jest pan Lattery sprostowała Tawia.

— Rzeczywiście, bzdury plotę. Panie Lattery — podjął myślę, że się pan ucieszy, jeśli panu powiem, że rana okazała się niegroźna. Po prostu biedak będzie musiał przez jakiś czas leżeć na brzuchu.

— Biedak? — powtórzyłem zdumiony.

— No ten, którego pan wczoraj postrzelił.

— Ja postrzeliłem?

— Prawdopodobnie jutro albo pojutrze — sprostowała pospiesznie Tawia. — Wujku, jesteś nieznośny z tymi pomyłkami w nastawianiu transportera.

— Znam doskonale zasady ich działania, ale w obsłudze wydaj ą mi się takie skomplikowane.

— Nie przejmuj się i skoro już jesteś, to wejdź — zaprosiła go Tawia. — A chustkę możesz schować do kieszeni dodała.

Po wejściu doktor Gobie obrzucił pokój szybkim spojrzeniem i skinął do siebie głową, jakby zadowolony z autentyczności jego wyposażenia. Usiedliśmy i Tawia powiedziała:

— Przede wszystkim, wujku Donaldzie, muszę ci powiedzieć, że wyszłam za mąż za Geralda… to znaczy pana Lattery.

Doktor Gobie przyjrzał jej się z bliska.

— Za mąż? — powtórzył. — A po co?

— Mój Boże — westchnęła Tawia i wyjaśniła cierpliwie: — Ja go kocham i on mnie kocha, więc jestem jego żoną. Takie są tu zwyczaje.

— Ach tak! — powiedział wuj Donald i potrząsnął głową. — Znam doskonale twój sentyment dla dwudziestego wieku i jego obyczajowości, moja droga, ale przecież nie musiałaś się tu aż osiedlać.

— Kiedy ja jestem bardzo zadowolona — zapewniła go Tawia.

— Wiem, że młode kobiety bywają romantyczne, ale cny pomyślałaś o tym, na jakie kłopoty narażasz sir Ger… panie Lattery?

— Przeciwnie, wujku, oszczędzam mu kłopotów. Tutaj jak się człowiek nie ożeni, to krzywo na niego patrzą. A ja nie chcę, żeby na niego krzywo patrzyli.

— Nie tyle miałem na myśli okres twego pobytu tutaj, co sytuację, w jakiej się znajdzie po twoim odejściu. Oni tu mają masę najróżniejszych przepisów; trzeba na przykład dowieść domniemanej śmierci czy porzucenia przez współmałżonka, a to wszystko jest bardzo żmudne i skomplikowane. I do czasu wyjaśnienia sprawy nie wolno mu się ożenić.

— Jestem pewna, że nie chciałby ożenić się z nikim innym, prawda, kochanie? — zwróciła się do mnie Tawia.

— Naturalnie, że nie — zapewniłem j ą. — Ale czy jesteś tego całkiem pewien?

— Skarbie — powiedziałem biorąc ją za rękę — gdyby wszystkie kobiety świata…

Grzecznym chrząknięciem doktor Gobie sprowadził nas na ziemię.

— Właściwym celem mojej wizyty — zaczął — jest konieczność przekonania mojej siostrzenicy, że musi wracać, i to natychmiast. Cała ta sprawa wywołała szalone wzburzenie i konsternację w naszym środowisku naukowym, które mnie obarcza za to odpowiedzialnością. Wszelkie nasze wysiłki zmierzają do tego, żeby sprowadzić Tawię z powrotem, zanim stanie się jakieś nieszczęście. Konsekwencje każdego chronoklazmu ciągną się przez całe wieki, a ta eskapada może w każdej chwili stać się przyczyną bardzo poważnego chronoklazmu. Wszyscy są tym ogromnie zdenerwowani.