Выбрать главу

— O hipotezie kiedy indziej. Teraz interesuje mnie sam fenomen. Kim jest ten Jones?

— Punktem, w którym przecięły się zygzakowate linie. W myśl pana wyliczeń…

— Dość, Hoppes. Pan bardzo dowolnie i niedbale interpretuje moj ą hipotezę. Kim jest Jones, pytam, kim jest ten, co potrafił…

— Skąd jego umiejętności? To punkt, gdzie przecięły się… Czyżby się pan nie domyślał, że w pańskim fotelu siedział prawdziwy Poe? Jak wynika z pana obliczeń…

— Dość, panie Hoppes. Wystarczy już tego zwodzenia mnie. Chcę zobaczyć film zrealizowany przez Ingrama. Pańskie próby potwierdzenia mojej koncepcji… oczywiście cenię. Ale znajduje się pan na fałszywej drodze. Proszę zadzwonić do Ingrama.

Hoppes nakręcił numer i krzyknął do mikrofonu:

— Czy to Ingram? Mówi Hoppes. Chcemy z Dudleenem obejrzeć pański materiał. Jutro? Nie, koniecznie dziś. Za pół godziny będziemy w studio.

Znaleźliśmy się tam dokładnie w pół godziny. Ingram z jakiegoś tam powodu nie chciał się nami zajmować. Wymówił się brakiem czasu i poszedł do montażowni poleciwszy jednemu ze swych asystentów wyjaśnić to, czego chyba nie można było wyjaśnić językiem realnych faktów i codziennej logiki.

Samuel Hoppes usiadł obok mnie w fotelu z taką miną, jak gdyby był głównym realizatorem filmu.

— Najważniejsza jest zaciętość i wytrwałość — powiedział uśmiechaj ąc się zagadkowo. — Bezwzględnie. Dzięki nim przezwyciężyłem prawa natury i wydobyłem go z otchłani przeszłości.

— Ma pan na myśli tego prowincjonalnego aktora ze świńskimi oczkami?

— Nie, tego drugiego, który żył przeszło sto lat temu. — A pan znowu swoje! Nonsens! Brednia!

— Ale według pańskich obliczeń współrzędne…

— Proszę przestać! Nic a nic pan nie zrozumiał. Moja idea to co innego niż pana żałosna metafizyka.

Spojrzałem na Hoppesa. Triumfujący uśmiech wykrzywił jego księżycowatą twarz.

— Metafizyka? — rzekł. — Teraz zmieni pan pogląd. I wskazał na ekran swoim podobnym do parówki palcem.

5

— No i co pan powie teraz? — zapytał mnie Hoppes, kiedy z ekranu znikł już ostatni kadr filmu i w sali płonęło znowu trzeźwe codzienne światło.

— Cóż mogę powiedzieć? Jones to geniusz.

Nigdy nie widziałem podobnej gry. To był rzeczywisty, prawdziwy Edgar Poe, nieporównanym mistrzostwem aktora przywrócony z przeszło ści.

Hoppes roześmiał się wymuszonym nieco śmiechem.

— Panu wydaje się to śmieszne? — spytałem.

— Rozumie się. Twórca hipotezy zygzakowatego czasu przekonuje mnie o grze aktorskiej, kiedy chodzi o zjawisko fizyczne przewidziane jego własną hipotezą. To nie był Jones odgrywaj ący znakomitego pisarza, lecz sam Edgar Poe. Przecięcie zygzakowatych sił w punkcie „D”, w naszym wypadku aktor Jones…

— Dość tego dobrego! — przerwałem mu. — śmieszy mnie, kiedy pan zaczyna komentować mój artykuł nic z tego nie rozumiejąc. A oto i sam Edgar Jones!

Aktor siedział w rogu wraz z asystentem. Ujrzawszy mnie skinął głową. Wydawał się speszony.

— Jones! — zawołałem. — Dokonał pan cudu.

— Nie ja dokonałem cudu, lecz Samuel Hoppes — odpowiedział aktor. — Zgodnie z pana hipotezą…

— W takim razie cudu dokonałem ja. Mogę więc liczyć na połowę pańskiego honorarium?

Jones był najwidoczniej pozbawiony poczucia humoru i nie zrozumiał mojego żartu. Twarz jego przybrała zatroskany wyraz, niczym przed kas ą, gdzie otrzymuje się pieniądze.

Do sali wszedł reżyser Ingram. Jego wielka, piękna postać poruszała się swobodnie. Podchodząc do mnie powiedział:

— Obawiam się, że nasz film nie spodoba się publiczności.

— Dlaczego?

— Jest zanadto realny i powszedni. Udało się nam odtworzyć epokę z dokumentarną niemal ścisłością, ale nie zdołaliśmy uniknąć owej monotonności, której widz nie znosi. Życie znakomitego pisarza takie, jakie było. Bez upiększeń.

— Ale pan sam jest zadowolony?

— Jak by to ująć? Nie całkiem. Poza tym jestem też zmęczony.

Wskazał wzrokiem Hoppesa, który w tej chwili rozmawiał z artystą, i ściszył głos:

— Najbardziej zmęczył mnie ten niezmiernie agresywny człowiek.

— Hoppes? A cóż on miał wspólnego z realizacj ą filmu?

— Wszędzie pakował swój nos. I zawsze w pana imieniu. Przecież film opiera się na pańskiej teorii zygzakowatego czasu.

— Jak mam to rozumieć?

— Nie pan mnie, lecz ja pana powinienem prosić o wyjaśnienie. Hoppes odpowiada wykrętnie powołując się na niesłychaną złożoność pana teorii związanej z odwrotnym biegiem czasu. Krótko mówiąc, napomykał o dziwnej okoliczności, że rolę Edgara Poego wykonywał nie tylko Jones, ale i sam Poe, który przychodził mu z pomocą…

— Cóż za bzdura! Poe zmarł w połowie dziewiętnastego wieku…

— Ja także jestem o tym przekonany, ale Hoppes… Zresztą nie należy mu robić zarzutów. Tylko dzięki jego natarczywości udało się nam wymóc na Jonesie tak wyrazistą i pełną talentu grę. Moi asystenci przypuszczają, że Hoppes zastosował jakieś stymulatory chemiczne działające na wyobraźnię aktora. Za każdym razem przed zdj ęciami Hoppes na krok nie odstępował Jonesa. Być może działanie stymulatorów…

— Wątpliwe — przerwałem mu.

— Czym więc wyjaśnić przemianę? Czy tylko talentem? Jak zrozumieć taki chociażby fakt: malutkie oczka Jonesa przekształcały się w duże, rozumne oczy Edgara Foego, zmieniała się postać. Mógł pan zresztą sam się o tym przekonać oglądając film.

Zamilkł. Zbliżył się Hoppes trzymaj ąc Jonesa za rękę. — Proszę nas pogodzić — odezwał się Hoppes. — Jones obraża się na mnie, że nie chcę uznać eksperymentu za zakończony. Zabawne! Jones chce pozostać Jonesem, nie chce ostatecznie przekształcić się w Edgara Poego.

6

Moja siostra Anna nie zamierzała prawdopodobnie zostać starą panną, ale nie miała szczęścia. Diablo nie miała szczęścia. Wszyscy młodzieńcy, którzy ją emablowali, zrywali znajomość po miesiącu lub dwu. Nie mogłem tego zrozumieć. Anna wydawała mi się miłą i niegłupią dziewczyną, uczuciową i skromną.

Płynęły lata. Anna niepostrzeżenie więdła, co było zwiastunem rychłej i przedwczesnej starości. To też nikt z jej krewnych i znajomych już się nie spodziewał, że wyjdzie, ona za mąż, wszyscy uważali j ą za starą pannę.

Bardzo byłem zdziwiony, kiedy pewnego ranka Anna powiedziała do mnie zawstydzona:

— Filipie, dziś wieczorem przyjdzie do mnie mój narzeczony. Chciałabym cię z nim zapoznać.

— Narzeczony? — mruknąłem. — Powinnaś mnie była uprzedzić wcześniej i napisać na kartce, jak się nazywa. Wiesz przecie, że nie mam pamięci do nazwisk.

— Nie zapomnisz, jak się nazywa. To zbyt znane nazwisko.

— Znane? Więc mów.

— Edgar Poe.

— Zwariowałaś! Poe umarł przed stu laty z górą.

— Może jego imiennik. Ale ty go znasz. Dzwonił do ciebie wiele razy. A kiedy nie było cię w domu, rozmawiał ze mną. Kiedyś poprosił mnie o spotkanie.

— I nie odmówiłaś mu.

— Ma taki piękny, rozmarzony głos, Filipie. Nie zdobyłam się na to, by mu odmówić. I poszłam na spotkanie z nim. Okazało się, że na tego człowieka czekałam przez całe życie.

— Poczekaj, Anno! Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Żadnego Poego nie ma. Jest wielki aktor Jones, który wspaniale kreuje tę rolę w nowym, jeszcze nie puszczonym na ekrany filmie. Nie sądzę, by Jones kontynuował grę zaczętą w filmie.