Выбрать главу

— Nie, Filipie! Mylisz się. To nie aktor. Dziś zresztą się o tym przekonasz.

W głosie Anny zabrzmiała niezwykła nuta budząc we mnie drzemiące uczucia. Anna nie tylko była jedyną moj ą bliską krewną, lecz także wychowanicą. Ojca i matkę straciliśmy wcześnie. W pewnym stopniu musiałem Annie zastąpić rodziców. Kiedy była dziewczynką, darzyłem ją względami. Kupowałem jej sukienki, pomagałem rozwiązywać trudne zadania, zabierałem do teatru dziecięcego, do zoo. Później to uczucie opiekuńczej i serdecznej troskliwości uległo przytłumieniu. Wymagająca stałej opieki dziewuszka wyrosła na dziewczynę, i to dziewczynę z charakterem. Teraz już nie ja o nią, lecz ona troszczyła się o mnie, staraj ąc się uwalniać mnie od wszystkiego, co by mogło przeszkodzić mojej pracy. Odtąd losy Anny przestały mnie interesować — stara panna, jakich wiele… Ale i ja byłem przecież starym kawalerem, ponad wszystko na świecie ceniącym tryb życia, do którego przywykłem, i nie pragnącym go zmieniać.

Słowa Anny, że ma narzeczonego, zaniepokoiły mnie bardzo. Nie przyznaj ąc się przed samym sobą do zakorzenionego egoizmu, nie chciałem zmieniać swoich przyzwyczajeń nawet dla szczęścia siostry.

Wieczorem Anna cicho zapukała do drzwi mojego gabinetu:

— Już przyszedł. Ale jest bardzo zakłopotany. Bądź dla niego uprzejmy, Filipie. Gorąco cię o to proszę. Spodziewałem się ujrzeć aktora Jonesa i nie mogłem zrozumieć, czym ujął moją siostrę ten mało przystojny, pospolicie wyglądający człowiek o malutkich oczkach. Zamiast Jonesa zobaczyłem jednak Edgara Poego. Tak, to był on. Siedział w fotelu, pogrążony w głębokiej zadumie, jak na portrecie w pierwszym tomie swoich dzieł zebranych.

Ujrzawszy mnie wstał i wyciągnął do mnie wytworną rękę poety, autora „Portretu owalnego” i „Kruka”.

— Między nami czas — odezwał się cicho i poważnie — czas, a także przestrzeń. Ale jestem tu z panem i z pana siostrą. Wszystko to zawdzięczam kunsztowi wynalazcy Hoppesa.

— A nie talentowi aktora Jonesa?

— Niech pan, na miłość boską, nie mówi mi o tym aktorze! Owa okoliczność, że zygzakowate siły przecięły się zgodnie z pańską teorią w punkcie „D”, który okazał się Jonesem, mnie wydaje się cudem, niechby nawet uwarunkowanym logiką matematyczną. Ale ten aktor! Bije od niego samozadowolenie i chciwość. Czy pan wie, ile zażądał w studio filmowym za wykonanie roli?

Nagle Poe zamilkł. Milczał przez godzinę, przybliżając zdawało się tę przerwę ku czemuś nieosiągalnemu jak on sam. Zanim opuściłem pokój, uczynił zadość prośbie mojej biednej siostry i przeczytał wiersz „Ulalume”:

„Ona — rzekłem — świetniejsza od Diany, Ona krąży po westchnień eterze, Ona włada we wspomnień eterze…” „Jakież głoski tu, siostro, jaśnieją, Jaki napis na drzwiach nosi tum?” Rzekła mi: „Ulalume — Ulalume To umarłej twej grób Ulalnma!”

Czytał, a mnie się zdawało, że przestrzeń płynie wraz z pokojem mojej siostry, zasnuwaj ąc się mgłą tragicznych i melodyjnych słów.

Wyszedłem z pokoju z takim uczuciem, jakbym oglądał sen na jawie. Wróciwszy do gabinetu długo chodziłem z kąta w kąt, szukając logicznego wyjaśnienia tego wszystkiego, co działo się ze mną w pokoju siostry. Zirytowany byłem na siostrę i na siebie samego za to, że pozwoliłem komuś zabawiać się w sposób niedopuszczalny rzeczywistością i zdrowym rozsądkiem, że pozwoliłem zadać gwałt swoim zmysłom, swojemu przekonaniu o niemożliwości i alogiczności wszystkiego, co zaszło.

Po jakiejś pół godzinie wszystko się wyjaśniło. Usłyszawszy głosy w przedpokoju uchyliłem drzwi i znowu zobaczyłem gościa mojej siostry wkładaj ącego płaszcz i kapelusz. Stał się niższy, grubszy, pospolitszy. W jego twarzy zamiast wielkich, zamyślonych oczu Edgara Poego tkwiły malutkie oczka.

Podszedłem do niego i rzekłem cicho, aby siostra nie usłyszała:

— Aktor Jones?

— Tak.

— Co pan robi? Niechże się pan opamięta!

— Proszę mi nie przeszkadzać w grze! — powiedział i znikł za drzwiami.

7

Artykuł Samuela Hoppesa pod sensacyjnym tytułem „Edgar Allan Poe przywrócony z przeszłości” wywołał w mojej pracowni prawdziwą burzę. Pracownik naukowy Elżbieta Mab, odznaczająca się gwałtownym i nietolerancyjnym charakterem, podaj ąc mi czasopismo rzekła:

— Niech pan spojrzy, w co ten szarlatan przekształcił pana hipotezę.

Skierowałem wzrok na przesadnie jaskrawą i pozbawioną smaku okładkę. Przedstawiała skaczącego dziarsko kowboja. Był to periodyk poświęcony przygodom, szablonowej fantastyce i pseudonaukowej informacji.

Artykuł Hoppesa zawierał,dwa zdjęcia: aktor Jones w życiu codziennym i aktor Jones w filmie, w roli znakomitego pisarza.

— No i co pan na to? — spytała Elżbieta Mab, a jej cienkie blade wargi wykrzywił nieżyczliwy uśmiech.

— Na razie nic. Po prostu przeczytam artykuł…

— Obawiam się, by pana przy czytaniu nie tknął paraliż. — Proszę się nie obawiać. Nie jestem aż tak wrażliwy, bym artykułowi Hoppesa pozwolił wziąć górę nad moim poczuciem humoru.

Zagłębiłem się więc w czytanie artykułu. Trzeba przyznać, że był napisany wprawną ręką człowieka, którego umiejętność gawędzenia z czytelnikiem nie ulegała wątpliwości.

Prawdopodobnie ktoś z etatowych pracowników czasopisma pomógł Hoppesowi sformułować myśli tak, aby ich niedorzeczność i kłamliwość nie rzucała się w oczy.

Przykre było co innego. Hoppes pisał nie tylko o swoim wątpliwym eksperymencie, lecz także o mojej hipotezie, której sens był chyba nie do pojęcia zarówno dla czytelników czasopisma, jak i dla samego autora artykułu.

8

W dwudziestym wieku pojawiło się wiele prób wulgarnego przedstawienia teorii względności. Moja hipoteza zygzakowatego czasu była jeszcze bardziej bezbronna. Nie odnosiła się w żadnej mierze do praw makro świata, chodziło w niej o zjawiska dyskretne, o cząstki elementarne, o to, że dla pewnych ostatnio odkrytych cząstek odznaczających się obrotowymi formami ruchu jednokierunkowość czasu traci swoją moc.

W celu wzbudzenia wybitnego zainteresowania czytelników Hoppes zaczął od końca. Napisał coś w rodzaju recenzji z niedawnej premiery filmu o życiu Edgara Poego. Wyszydzał zachwyty i oceny estetyczne kinowych komentatorów gazet wieczornych; związane z grą Jonesa i jego cudownym przeistoczeniem w znanego pisarza.

„Gra? — pytał. — Przeistoczenie? Dlaczego więc nie powiedzieć prawdy, jeśli nawet przeczy ona doświadczeniu i zdrowemu rozsądkowi? Dlaczego ukrywać prawdę, chociaż jest paradoksalna? Na ekranie pojawił się rzeczywisty Poe. Tak, to autor niesamowitych opowiadań. Udało się go wyrwać z jego czasów i przenieść w nasze dzięki skomplikowanemu eksperymentowi opartemu na teoretycznych pracach fizyka Filipa Dudleena. Aby nie zaprzątać uwagi nieprzygotowanego czytelnika aparatem matematycznym, autor artykułu powinien zrezygnować z dowodów nowego, dyskretnego pojmowania, czasu, jego zygzakowatej natury. Eksperyment, którego dokonano w pracowni Hoppesa, wniósł coś zupełnie nowego do rozumienia istoty gry aktorskiej… To nie aktor igra z rzeczywisto ścią, lecz raczej rzeczywistość i gra z aktorem. Na pewien czas staje się on inną osobą…”

Artykuł był długi, a ja nie zamierzam go streszczać.

Odłożyłem czasopismo i z ulgą westchnąłem. Czytanie artykułu Hoppesa było podobne do seansu hipnotycznego.

— No i co pan teraz powie, drogi panie Dudleen? — zapytała Elżbieta Mab.