Выбрать главу

— Ech, drogi panie! Niech pan pomyśli rozsądnie. — Nieznajomy uśmiechnął się pobłażliwie. — Pytanie pańskie wprawdzie natychmiast dokładnie zapominam, ale odpowiedź moją na to pytanie doskonale pamiętam! Należy ona przecież — nim jej panu udzielę — do przyszłości, i to tej najbliższej! A przyszłość jest przede mną odkryta!

— Przypuśćmy… — mruknąłem, zbity z tropu. — Ale pozostaje jeszcze inna sprawa: po co pan zadaje pytania mnie? Pytał pan na przykład o to, czy pana kiedykolwiek przedtem spotkałem. Przecież moją odpowiedź znał pan z góry!

— Znów się pan myli — powiedział spokojnie. — Gdybym panu nie zadał tego pytania, pan nie odpowiedziałby na nie nigdy! Ja mogę wiedzieć tylko to, co kiedyś nastąpi, tak więc moje pytanie było logiczną koniecznością!

— Hmm… — powiedziałem, zupełnie już tracąc wszelki pogląd na tę całą dziwną historię. — W takim razie nie rozumiem, dlaczego swoj ą cudowną właściwość nazywa pan nieszczęściem? Od wieków ludzie marzyli o czymś takim! Któż nie chciałby poznać swojej przyszłości

— Myli się pan. Wszyscy się mylą — powiedział ze smutkiem potrząsając głową. — Ja najlepiej wiem, jaki to ciężar: wiedzieć wszystko, do końca, do najdrobniejszych szczegółów! Czy nigdy nie pragnął pan zapomnieć czegoś, jakichś przykrych momentów z życia? Zapominanie jest cudowną rzeczą… Podobnie cudowne byłoby poznanie tego, co ma się stać, ale na miły Bóg, w jednym i drugim przypadku nie całkowicie, nie do końca. Czy chciałby pan zapomnieć jak ja o wszystkim, co było? Kim pan jest, jak się pan nazywa i co pan przeżył dotychczas? Podobnie — zapewniam pana — niemiłe jest poznanie całej przyszłości.

— A panu… w jaki sposób panu się to zdarzyło? Może na podstawie okoliczności, w jakich przytrafiło się panu to… nieszczęście, ta katastrofa pamięci, uda się znaleźć środek na przywrócenie normalnego stanu? A może to… zaraźliwe? — zakpiłem, odsuwając się z lekka od niego.

— Skądże mogę wiedzieć, jak to się stało? Przecież ja nie wiem nawet, jak w ogóle doszło do naszej rozmowy. Pan wciąż nie może się przyzwyczaić, że ma przed sobą człowieka, który porusza się jak gdyby pod prąd rzeczywistości. Moja „pamięć” staje się coraz uboższa, każde słowo, każde wydarzenie odbiera jej kawałek wiedzy o moim życiu!

— Więc i o mnie pan wie coraz mniej, mimo że zadawał pan pytania i obserwował mnie w czasie rozmowy?

— Ma się rozumieć. Tym niemniej jednak mam wrażenie, że kiedyś coś o panu usłyszę. Bo chyba pana nie spotkam… Tak, na pewno nie spotkam pana już nigdy, ale…

— Nie spotka mnie pan — powiedziałem i zamyśliłem się. „Jeśli to wszystko prawda, i jeśli on twierdzi, że mnie nie spotka, to widocznie wie na pewno… W takim razie… to jedyna szansa dla mnie”.

— Proszę pana — powiedziałem z udaną obojętnością. — Rozumie pan przecież, że niełatwo mi uwierzyć w to wszystko, co tu od pana usłyszałem. Chcę jednak w to uwierzyć i dlatego ośmielam się prosić pana o coś. Czy nie mógłby mi pan… opowiedzieć o czymś z przyszłości? Coś takiego, co można będzie po pewnym czasie bezspornie stwierdzić… Na przykład, czy nie zna pan jakiegoś… wynalazku z przyszłości?

— Nie! — nieznajomy przerwał mi stanowczo i ostro. — Tego nie zrobię.

— Ależ… bardzo pana proszę!

— Skoro mówię, że czegoś nie zrobię, to nie znaczy, że się upieram, lecz po prostu wiem, że tego nie zrobię. Wiem, że nigdy nikomu nie będę opowiadał o przyszłości.

Był wyraźnie wzburzony. Po chwili dopiero uspokoił się i dodał łagodnie:

— Gdybym uczynił zadość pańskiej prośbie, naraziłbym pana na niebezpieczeństwo. Tak, tak, niech pan nie robi zdziwionej miny! Proszę tylko pamiętać: powiedzmy, że opiszę panu dokładnie pewne urządzenie, o którym wiem, że w przyszłości zbuduje je, dajmy na to, pan X. Gdyby pan wszedł w posiadanie idei tego wynalazku przed jego rozpowszechnieniem nie oparłby się pan chęci zdobycia sławy tymże wynalazkiem. Skądinąd jednak wiadomo, że urządzenie to będzie dziełem pana X. Wniosek stąd prosty: pana musiałoby spotkać nieszczęście, jeszcze zanim zdołałby pan skonstruować prototyp. Nie mogę narażać pana na nagłą śmierć… Przyszłość, jak pan widzi, odsłonięta w nieostrożny sposób przed człowiekiem lekkomyślnym, może go zabić!

— Ale pan przecież… zna całą swoją przyszłość? Jakże więc pan może chronić się przed czymś takim?

— Chroni mnie przed niebezpieczeństwem właśnie to, że znam ją całą! O ile pan ma przed sobą — pozornie przynajmniej — wiele wariantów życia, o tyle ja mam tylko jeden i tego muszę się trzymać. Pan zresztą, podobnie, naprawdę ma jeden tylko wariant: ten, który pan przeżyje. Lecz przynajmniej łudzić się można wybieraniem wśród nieskończonej liczby możliwości. Ja wybierać nie mogę… Ile dałbym za to, by przypomnieć sobie choć kilka szczegółów z przeszłości, a zapomnieć to, co mnie czeka…

— Nie na wiele by się zdało. Gdyby nawet ktoś, kto znał pana dawniej, przypomniał jakieś szczegóły z pańskiego życia, to i tak zapomniałby pan o tym natychmiast! — powiedziałem.

— Ma pan rację… Ale… może to mogłoby mnie wyleczyć?…

Zamilkł na chwilę, a potem innym już tonem dosiał:

— Tak, już wiem, skąd będę znał pana twarz… Pan wyda tę świetną książkę, którą przeczytam za rok! Przypomniałem sobie, tam zamieszczą pańską fotografię. To naprawdę będzie bestseller) Czy pan już ją napisał?

Spojrzałem na niego, raz jeszcze zaskoczony. Czyżby czytał moje myśli? Telepatia czy co? Bo w tę całąjego prognozję, mimo wszystko, nie potrafiłem uwierzyć.

— Pan mówi, że to będzie dobra książka? Właśnie idę oddać ją do druku.

— To będzie pański sukces. Niestety, tak się jakoś złoży, że nie będę czytał następnych pana książek.

— A ta, o której pan mówi… Czy pamięta pan, o czym ona jest?

— Ależ oczywiście, doskonale pamiętam!

Szczególne będzie na mnie robiła wrażenie ta wspaniała sceneria planety, którą odkrywaj ą pańscy bohaterowie…

„Musiał zajrzeć mi w maszynopis, gdy przeglądałem tekst!” — pomyślałem.

— Nie będę czekał na ten napój firmowy. Dochodzi trzecia, muszę iść. Miło mi się z panem gawędziło. Może pan zechce zapłacić za mnie, tu są pieniądze.

Wstałem, zabrałem teczkę i wyciągnąłem dłoń w kierunku mego rozmówcy.

— Kowalski… — przedstawiłem się machinalnie i natychmiast przyszło mi do głowy, że… stąd właśnie, z tego mojego przedstawienia się, tamten „pamiętał” przedtem moje nazwisko. Zaraz też zganiłem się za taką myśl, która oznaczała, że podświadomie wierzę w opowieść nieznajomego. Jakże można brać na serio taki absurd?

— Niestety, nie mogę się panu przedstawić! — powiedział uśmiechając się przepraszająco. — Nie pamiętam swego nazwiska. Bo widzi pan, dotknięty jestem dziwnego rodzaju przypadłością…

— Wiem, wiem. Opowiadał mi pan przed kilkunastoma minutami!

— Ach, tak… No to rozumie pan… Ja, co prawda, nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy, ale sądzę, że powiedziałem panu…

— Tak, tak, wszystko pan powiedział. Przepraszam, muszę się śpieszyć — rzuciłem niecierpliwie.

Skinąwszy mu na pożegnanie głową wmieszałem się w potok przechodniów.

Moja nowa powieść spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem wydawcy. Powiedział wręcz:

— To będzie pański wielki sukces, panie Kowalski. Szczególnie silne wrażenie robi ta wspaniała sceneria planety, którą odkrywa j ą pańscy bohaterowie.