Выбрать главу

Brom wyłączył aparat i w pracowni zapanował seledynowy, przytulny półmrok.

— Widzisz, do jakich nonsensów prowadzi bezrozumna technokracja?

— Czy aby nie przesadzasz?

— Mój drogi, jesteś bardzo młody. Ileż to latek liczysz sobie?

— Już 76.

— Proszę, młodzieńczy okres. Tak, tak — westchnął Brom żałośnie. — Ja w twoim wieku także zdradzałem niepoprawny optymizm, a we łbie nosiłem ognisko nuklearne.

— Jesteś filozofem — zaznaczył uprzejmie Lit. — Stąd twoje konserwatywne poglądy. Każdy myślicielhumanista idealizuje przeszłość, przeto nie darzy sympatią postępu. Wiemy coś o tym.

— A ty, będąc konstruktorem, nie grzeszysz zdolnością logicznego rozumowania — odciął się Brom złośliwie.

— Przede wszystkim jestem zwolennikiem postępu.

— Bzdurzysz, mój drogi. Zaprzeczasz niezbitym prawdom. Wszak masz oto najlepszy dowód. Nawet człek z minionej ery atomu, epoki racjonalnego ładu, nie wytrzymał nerwowo. Ukrył się zapewne w jednym z rezerwatów, pragnąc za wszelką cenę uniknąć bliższego kontaktu z nami.

— Wybrał prymityw życia troglodyty. Okazał akurat tyle inteligencji, co rozregulowany komputer.

— Wybacz, ale jego równowaga psychiczna niewątpliwie uległa zachwianiu. Zbyt długo przeleżał w duralowej rurze Golda, zamrożony do temperatury minus 200 stopni. Niespodziewanie przywrócony do życia, znalazł się w obcym świecie.

— Cóż w tym nadzwyczajnego — mruknął Lit pogardliwie. — Niewątpliwie dużo. Musisz pamiętać, że on zmarł w całej świadomości trzeźwego umysłu. Zakonserwowany w płynnym helu przeleżał kilkaset lat jako zlodowaciała bryła. Dopiero dzięki akcji wykopalisk archeologicznych w ruinach Springfieldu odnaleziono metalowy futerał, opatrzony napisem: „carcinoma puimunum”.

— Co to znaczy?

— Rak płuc.

— Tak, to nazwa choroby w bardzo starożytnym języku. — Ciekawe — przyznał Lit. — A później?

— W instytucie deliofilizacji przywrócono ludzkiej zmarzłoci normalny wygląd i takiż sam bieg fizjologicznych procesów.

Komuż to chciało się eksperymentować z prehistoryczną lodówką?

— Profesor Yterb wbrew powszechnemu przekonaniu dokonał niezbędnych operacji mających na celu ożywienie zakonserwowanego organizmu. Później wtórnie narodzonego człowieka przekazano do instytutu wyrównania psychiki oraz wiedzy utylitarnej.

— Bardzo rozsądny pomysł.

— Owszem, lecz powierzono go pieczy cybera typu Nora. Wtedy musiał uciec.

— Szkoda — westchnął Lit.

— A tak. Społeczeństwo utraciło nader cenną jednostkę. Autentyczny świadek tamtych wieków rozwiązałby niejeden problem dręczący naszych uczonych.

— Nie,sądzę — zaprzeczył Lit łagodnie. — Nasze multikomputery doskonale sobie radzą z powikłanymi zagadkami historii.

— Czy można im wierzyć? — powątpiewał Brom.

— Naturalnie…

— Jesteś rozbrajaj ąco naiwny — przerwał stary uczony. — Jeszcze nie tak dawno prowadziłem studia nad warunkami życia w XIX i XX wieku. Musiałem jednak porzucić badawczą pracę.

— Dlaczego?

— Centrala informacji historycznej udzieliła mi tak absurdalnych odpowiedzi, że trudno było dalej pracować. Na przykład zdaniem układów pamięciowych, podstawę wyżywienia ludności stanowiło białko zwierzęce. Oczywisty nonsens. Komputery mieszają pojęcia. Dla nich okres wczesnego barbarzyństwa i epoka stali stopowych to jedno i to samo.

Lit zamyślił się głęboko, podczas gdy Brom, nie wiedzieć czego rozeźlony, przemierzał obszerną salę pracowni. Jego śladem stąpał bezszelestnie automatyczny sekretarz Ixi, gotowy natychmiast spełnić każde życzenie właściciela.

— Dlaczego łazisz za mną — mruknął Brom, zaprzestaj ąc spaceru.

Cyber momentalnie wyprzedził go, przyjmuj ąc niejako rolę przewodnika.

— Stój że, cymbale jeden.

Automat ani myślał usłuchać. Nadal wiernie człapał krok w krok przed swoim panem.

— Lit, błagam cię, zatrzymaj to bezrozumne pudło, które swym zachowaniem doprowadza mnie do szału.

— Ixi, wyjdź do swego pokoju — polecił uśmiechnięty Lit.

— Rozumiem — odpowiedział kobiecym głosem Ixi, po czym zniknął w drzwiach klitki służącej mu za schowek.

— Ileż to kłopotów przysparzają człowiekowi maszyny ubolewał Brom w chwilę później. — Łatwiej z psem znaleźć wspólny język.

— Ciekaw jestem, dlaczego nie kupisz bardziej nowoczesnego pomocnika?

— Dziękuj ę, nie potrzeba mi w domu mądrali. A propos, dobrze, żeś przypomniał. Połącz mnie z instytutem formowania inteligencji — zwrócił się do telewideofonu.

Ekran zamigotał barwami tęczy, aby z powodzi kolorowych pasm wyłonić uśmiechnięte oblicze dyżurnego cybera. — Informator, słucham?

— Wołam zespół kieruj ący.

— Zespół jest zajęty nasycaniem obwodów — wyjaśnił cierpliwy głos.

— Nic mnie to nie obchodzi!

— Komputer też maszyna i jaka taki potrzebuje trochę czasu dla siebie.

Zniknął obraz, tylko gra świateł mówiła o gotowości aparatu do dalszej pracy.

— Idiota! — wybuchnął Brom.

— W centralnym rejestrze abonentów hasło „idiota” nie figuruje — usłyszeli uprzejmą odpowiedź.

— Ostatnio popadłeś w obsesję na tle automatyki. Niepotrzebnie komplikujesz własny żywot daremnymi utarczkami. Każdy cyber jest bezdusznym tworem i nastrojów człowieka nie zauważa. Można zapewnić im ludzką osobowość, podobnie jak i system rozumowania, ale chyba nigdy nie zdołamy wytworzyć u nich odruchów psychiki, właściwych istotom żyjącym. Niemniej są one doskonałym, a w obecnej dobie niezastąpionym produktem ludzkiej myśli twórczej.

— Nie zaprzeczam, chociaż wolałbym pewien umiar. Przecież nasze życie normują maszyny elektroniczne. One rządzą, kieruj ą nami, stąd paradoksy i cyberomania. Naczelny cyber, kieruj ący cyber, naprawdę można oszaleć. Za moich czasów tego nie było. Dziś nawet planowanie przyszłości opieramy w głównej mierze na prognozach maszyn myślących. Skutki takiej polityki bywają dramatyczne. Nie wiem, czy pamiętasz pewną amerykańską historię?…

— Nie wiem, o czym myślisz…

— Tamtejszy komputer, przeładowany wiedzą o przemianach w społeczeństwie, wykoncypował projekt ścisłej izolacji jednostek nie zainteresowanych działalnością naukową i zawodową. Omal nie doszło do bójki w parlamencie kontynentalnym po zgłoszeniu takiej właśnie propozycji przez rzecznika urz ędu socjologii. Dopiero na skutek licznych interwencji sprawdzono zakres obwodów pamięci maszyny, aby stwierdzić, że omyłkowo nasycono je teoriami z czasów podziału świata na dwa obozy. Oczywiście elektronicy nie poczuwali się do odpowiedzialności. Reprezentując wąską specjalizację nie mogli wiedzieć o epoce międzyludzkich rozgrywek. Socjolodzy zaś, będąc przekonani, iż to, co dostarcza archiwum, jest wielekroć sprawdzane, zakodowali cały materiał nie przywiązując żadnej uwagi do jego wartości. Ot imasz rezultat. Za każdą genialną — podług opinii wyrażonej w prospekcie — maszynę myślącą musi pracować stara, niedoskonała, lecz niezawodna mózgownica człowieka.

— Opowiadasz historyczne anegdoty i…

Przeraźliwy rumor poza drzwiami nie pozwolił Litowi dokończyć zdania. W łomot i trzaski wplótł się głośny wrzask zdeterminowanego osobnika.

— Odwal się ty, tranzystorowa małpo!

Do pracowni wpadł rosły mężczyzna o małej głowie, zdobnej grzywą srebrnawych włosów. Za nim podążał Ixi, lecz w jakże opłakanym stanie. Odłamana kończyna chybotała się wisząc na drucie. Drugą, wykręconą w przegubie, na próżno usiłował zatrzymać intruza, gmerając nieporadnie członami chwytaków.