Masrin podbiegł do kręgu dzikusów, odepchnął dwóch najbliższych, chwycił walizkę i rzucił się do ucieczki, okrążaj ąc zbawcze wzgórze.
Nadal jednak znajdował się w przeszłości.
„Gdzież u licha podziała się ta dziura” myślał Masrin. Dzicy puścili się w pogoń. Masrin gorączkowo starał się przypomnieć sobie, w którym miejscu znajdowało się przejście, ale przeszkadzał mu świst strzał.
Gdzie jest ta dziura? Czyżby się przesunęła? Czuł pot spływający po twarzy. Maczuga drasnęła go w ramię, więc zmienił kierunek, szukając rozpaczliwie schronienia.
Nagle wyrosło przed nim trzech dzikusów.
Masrin padł na ziemię, aby uniknąć ich maczug i wszyscy trzej zwalili się na niego. Zerwał się czym prędzej, gdyż nadbiegała reszta.
W górę! Doznał nagłego olśnienia. Trzeba biec pod górę. Rzucił się w kierunku szczytu pagórka z uczuciem, że nie do biegnie tam żywy.
I znalazł się na schodach, z walizką w dłoni.
— Nic ci nie jest, kochanie? — objęła go Kay. — Co się stało?
Masrin był teraz opanowany jedną myślą. Nie słyszał o żadnych prehistorycznych ludach, które by tak wymyślnie rzeźbiły swoje maczugi, jak te dzikusy. Była to unikalna forma sztuki i chciałby zdobyć jedną taką maczugę dla muzeum.
Potem spojrzał z przestrachem na liliowe ściany klatki schodowej, jakby spodziewał się, że za chwilę wyskoczy z nich banda dzikusów. A może jakieś małe ludziki siedzą w walizce. Starał się zapanować nad nerwami. Rozsądek podpowiadał mu, że nie ma powodu do paniki; zdarzają się defekty w strukturze czasu i on natrafił na jeden z nich. Wszystko inne wynika z tego logicznie. Powinien tylko…
Jednak podświadomość nie chciała słyszeć o logice, obserwowała tylko w niemym zdumieniu nieprawdopodobieństwo tego, co się działo i nie trafiały do niej żadne racjonalne argumenty. Skoro coś jest niemożliwe, to znaczy, że jest niemożliwe i już.
Masrin jęknął i stracił przytomność.
Do Centrali Biuro 41 Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Uważam, że Pańskie podejście do sprawy jest krzywdzące. Rzeczywiście zastosowałem pewne nowe pomysły w konstrukcji tej metagalaktyki. Pozwoliłem sobie na pewną swobodę artystyczną, nie przypuszczaj ąc, że narażę się na szykany ze strony konserwatywnej i reakcyjnej Centrali.
Proszę mi wierzyć, że jestem w nie mniejszym stopniu niż Pan zaangażowany w realizacj ę naszego wielkiego celu — zwalczenia pierwotnego chaosu. Jednak w walce tej nie powinniśmy zapominać o pewnych istotnych wartościach.
W załączeniu przesyłam uzasadnienie zastosowania efektu przesunięcia w kierunku czerwieni oraz wyliczenia korzyści płynących z użycia pewnej ilości niestabilnych atomów jako źródła światła i energii.
Jeśli chodzi o defekt czasowy, był to drobny błąd, nie maj ący nic wspólnego z samą strukturą czasoprzestrzeni, która jest, proszę mi wierzyć, pierwszorzędnej jakości.
Istnieje, jak Pan podkreślił, osobnik zamieszany w to zjawisko, co komplikuje nieco sprawę usunięcia błędu. Wszedłem z nim w kontakt, oczywiście pośrednio, dzięki czemu posiada on pewną ogólną orientacj ę co do swojej roli.
Jeśli nie będzie on rozszerzał otworu przez zbyt częste przej ścia, uda mi się go zaszyć bez większych trudności. Nie wiem jednak, o ile jest to możliwe. Maj kontakt z nim jest dość wyrywkowy i poza tym pozostaje on pod wpływem innych czynników, zachęcaj ących go do zmiany miejsca pobytu.
Oczywiście zawsze mogę dokonać ekstrakcji i możliwe, że będę w końcu do tego zmuszony. Niewykluczone, że jeśli sprawa wymknie się spod kontroli, trzeba będzie usunąć całą planetę. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, gdyż spowodowałoby to konieczność oczyszczenia całego wycinka przestrzeni, w którym znajduj ą się lokalni obserwatorzy. Co z kolei mogłoby spowodować konieczność przebudowy całej galaktyki.
Mam nadzieję, że w następnym liście będę już mógł zawiadomić Pana o pomyślnej likwidacji problemu. Zwichrowanie w centrum metagalaktyki spowodowane zostało przez robotników, którzy pozostawili otwarty zsyp na odpadki. Został on już zamknięty.
Zjawiska takie, jak chodzące góry itp., zostały usunięte w normalny sposób.
Przypominam, że nadal nie otrzymałem honorarium za swoj ą pracę.
Carienomen
Załączniki:
1. Oświadczenie na temat przesunięcia widma barwnego, str. 5541
2. Oświadczenie w sprawie niestabilnych atomów, str. 7888
Do Zarządu Budownictwa Główny Konstruktor Carienomen
Otrzyma Pan zapłatę wówczas, kiedy potrafi Pan przedstawić logicznie zaprojektowaną i przyzwoicie wykonaną konstrukcj ę. Pańskie oświadczenia przeczytam, jeśli znajdę na to czas. Proszę usunąć ten defekt czasowy, zanim będzie za późno!
Miglese
Masrin wrócił do przytomności po pół godzinie. Kay przyłożyła mu kompres na stłuczone ramię. Masrin zaczął chodzić po pokoju. Znowu odzyskał panowanie nad sobą. I znowu pojawiły się myśli.
— Przeszłość jest w dole — powiedział ni to do Kay, ni to do siebie samego. — To znaczy, oczywiście, nie dosłownie „pod nami”, ale kiedy poruszam się w tym kierunku, trafiam na dziurę w czasie. Jest to przypadek przesunięcia siatki współrzędnych czasu.
— Co to znaczy? — spytała Kay, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w męża.
— Musisz mi uwierzyć na słowo — powiedział Masrin. Nie wolno mi schodzić w dół!
Nie potrafił wytłumaczyć tego jaśniej. Brakowało mu słów na wyrażenia myśli.
— A czy możesz iść w górę? — spytała Kay, zupełnie zbita z tropu.
— Nie wiem. Myślę, że wtedy trafiłbym w przyszłość!
— Nie wytrzymam tego dłużej — jęknęła Kay. — Co się z tobą dzieje? Jak się stąd wydostaniesz? Jak zejdziesz po tych zaczarowanych schodach?
— Jeszcze jesteście? — odezwał się skrzekliwy głos pana Harfa. Masrin poszedł otworzyć drzwi.
— Myślę, że jeszcze zostaniemy przez jakiś czas — powiedział.
— Niemożliwe — uciął Harf. — Pokój został już wynajęty komu innemu.
Wesoły Chłopiec Harf był mały i kościsty, miał wąską twarz i wargi cienkie niczym pajęcza nić. Wśliznął się do pokoju, rozglądaj ąc się, czy nie znajdzie gdzieś śladów uszkodzenia swojej własności. Pan Harf żywił przekonanie, że nawet najmilsi ludzie zdolni są do najgorszych zbrodni.
— Kiedy mają się wprowadzić nowi lokatorzy? — spytał Masrin.
— Dziś po południu. Proszę do tego czasu opuścić lokal. — Czy nie można by tego jakoś załatwić? — spytał Masrin. Zdawał sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. Nie mógł zejść po schodach. Jeśli Harf zmusi go do tego, znajdzie się znowu w prehistorycznym Nowym Jorku, gdzie na pewno czekają na niego z niecierpliwością.
A poza tym był jeszcze najważniejszy problem — sprawa paradoksu.
— Źle się czuję — powiedziała Kay słabym głosem. — Nie mogę wyjść w takim stanie.
— Jeśli pani jest chora, to mogę wezwać pogotowie powiedział Harf i rozejrzał się podejrzliwie, szukając oznak dżumy lub czegoś w tym rodzaju.
— Chętnie zapłacę panu podwójnie, jeśli pozwoli nam pan zostać jeszcze przez jakiś czas — powiedział Masrin.
Harf podrapał się w głowę patrząc na Masrina. Wreszcie otarł nos dłonią i spytał:
— Ma pan pieniądze?
Masrin policzył i okazało się, że zostało mu około dziesięciu dolarów i bilety kolejowe. Miał zamiar poprosić o zaliczkę zaraz po przystąpieniu do pracy.