Выбрать главу

— Czy mam przyjemność z panem Jessupem? — zapytał Hassel zdławionym głosem.

— Tak. Słucham?

— Pan jest panem Jessupem?

— Tak, to ja.

— Pan będzie miał syna Edgara. Edgara Allana Jessupa… które to imiona będzie zawdzięczał pańskiemu ubolewania godnemu podziwowi dla Poego…

Trzeci Brat Smith był wyraźnie zaskoczony.

— Nic o tym nie wiem — odparł. — Nawet nie jestem żonaty.

— Ale pan będzie — powiedział Hassel ze złością. Mam nieszczęście być mężem córki pańskiego syna, Grety. Proszę mi wybaczyć. — Z tymi słowy uniósł rewolwer: zastrzelił przyszłego dziadka swojej żony. — Będzie musiała przestać istnieć — mruknął zdmuchując dym z lufy.

A ja będę kawalerem. Może się nawet ożenię z kimś innym… Mój Boże… ale z kim?!

Hassel czekał niecierpliwie, aż maszyna czasu automatycznie przeniesie go z powrotem do domu. Wpadł do jadalni. Zastał swoją rudowłosą żonę w dalszym ciągu w objęciach mężczyzny.

Stanął jak wryty.

— Aha, rozumiem — burknął — rodzinna tradycja niewierności. Jeszcze zobaczymy. Znajdą się na to sposoby i środki. — Zaśmiał się ponuro, wrócił do swojego laboratorium i wyprawił się tym razem w rok 1901, gdzie zabił Emmę Hotchkiss, przyszłą babkę po kądzieli swojej żony. Następnie wrócił do swojego własnego domu w swoje własne czasy i… zastał swoją własną rudowłosą żonę w dalszym ciągu w ramionach mężczyzny.

— Ale przecież ja wiem, że ta stara wiedźma była jej babką — mruknął Hassel. — Podobieństwo jest uderzaj ące. Co to wszystko ma do diabła znaczyć?

Hassel był zdezorientowany i speszony, ale nie bezradny. Poszedł do swojej,pracowni, nie bez trudności ujął słuchawkę telefonu i jakaś zdołał połączyć się z Laboratorium Występku.

— Sam? — powiedział. — Tu mówi Henry.

— Kto?

— Henry.

— Proszę głośniej!

— Henry Hassel!

— A, jak się masz, Henry.

— Powiedz mi wszystko o czasie.

— O czasie? Hmmm — Komputer Simpleks i Multipleks odchrząknął w oczekiwaniu na zamknięcie się obwodów danymi. — No więc czas: 1. Absolutny. 2. Względny. 3. Nawracający. 1. Absolutny: okres, zależność, trwanie, zmienność, wieczystość.

— Przepraszam cię, Sam, źle sformułowałem pytanie. Wróć. Chodzi mi o następstwo wydarzeń w podróżach czasie.

Sam przestawił się i zaczął od nowa. Hassel słuchał uważnie. Kiwał głową. Mruczał.

— Aha, aha. W porządku. Rozumiem. Tak przypuszczałem. Kontinuum. Czyny dokonane w przeszłości muszą wpływać na przyszłość. To znaczy, że jestem na właściwym tropie. Ale taki czyn musi być doniosły. Musi mieć efekt jakiejś akcji masowej. Błahostki nie odwracają toku istniejących zjawisk. Ale jak z tego punktu widzenia ważna jest jej babka?

— Co ty zamierzasz zrobić, Henry?

— Zabić moją żonę — uciął krótko Hassel. Położył słuchawkę. Wrócił do swojego laboratorium i w dalszym ciągu szalej ąc z zazdrości pogrążył się w rozmyślaniach.

— Muszę zrobić coś doniosłego — mruknął. — Zetrzeć Gretę z powierzchni ziemi. Wszystkich ich zetrzeć z powierzchni ziemi. W porządku. Już ja im pokażę.

Hassel cofnął się do roku 1775, zjawił się na jednej z farm w Wirginii i strzelił pewnemu młodemu pułkownikowi w pierś. Nazwisko pułkownika brzmiało Jerzy Waszyngton. Hassel upewnił się, czy jego ofiara rzeczywiście nie żyje.

Wrócił do swoich czasów, do domu. Rudowłasa żona nadal pozostawała w ramionach jakiegoś mężczyzny.

— Do jasnej cholery! — zaklął Hassel. Jego zapasy amunicji były już na wyczerpaniu. Otworzył świeże pudełko nabojów, cofnął się w czasie i rozwalił Krzysztofa Kolumba, Napoleona, Mahometa i jeszcze kilka znakomitości. — To do diabła powinno wystarczyć — powiedział.

Wrócił do swoich czasów, ale z żoną nic się nie zmieniło. Poczuł, jak kolana robią mu się miękkie, a nogi wrastaj ą w ziemię. Ze strasznym widokiem przed oczami powlókł się do swojego laboratorium.

— Niech mi kto powie, co do diabła ma na świecie doniosłe znaczenie? — zadręczał się Hassel. — Co takiego trzeba zrobić, żeby zmienić przyszłość? Ale tym razem to już ja ją zmienię na pewno. Tym razem nie będę się patyczkował.

Wybrał się do Paryża w początek dwudziestego wieku odwiedził panią Curie w jej pracowni na strychu niedaleko Sorbony.

— Madame — powiedział swoją żałosną francuszczyzną, — Z całą pewnością mnie pani nie zna, ale niech mi pani wierzy, jestem prawdziwym uczonym. Wiedząc o pani doświadczeniach z radem… Ach, pani jeszcze nie doszła do radu?… To zresztą nie ma znaczenia. Przyszedłem tutaj, żeby zapoznać panią z problemem rozszczepienia jądra.

I zapoznał ją. Zanim automatycznie został przeniesiony do powrotem do domu, z satysfakcją obejrzał sobie grzyb dymu nad Paryżem.

— Już ja nauczę kobiety wierności — warknął. Sz-szlag… — to ostatnie wyrwało się z jego ust na widok rudowłosej żony, która dalej… ale nie ma potrzeby powtarzać rzeczy oczywistych.

Hassel jak we śnie wrócił do gabinetu i oddał się rozmyślaniom. Gdy więc on rozmyśla, ja tymczasem uprzedzę was, że nie jest to stereotypowa historia z podróżami w czasie. Jeżeli na przykład spodziewacie się, że Hasses odkryje, iż mężczyzną, z którym żona go zdradza, jest on sam, to jesteście w błędzie. Ten potwór nie jest Henrym Hasselem ani jego synem, ani krewnym, ani nawet Ludwigiem Boltzmannem (18441906). Hassel bowiem nie zrobił pętli w czasie wracając do punktu, w którym historia się zaczyna, dla tego prostego powodu, że czas nie jest kołowy ani liniowy, ani posabny, ani tarczowy, ani syzygetyczny, ani wzdłużny, ani pandykularny. Czas jest mianowicie, jak stwierdził, sprawą osobistą.

— Może się w czymś pomyliłem — mruknął. — Muszę znaleźć swój błąd. — Zmagał się przez jakiś czas z telefonem, który zdawał się ważyć tony, ale w końcu połączył się z Biblioteką.

— Halo, to Biblioteka? Mówi Henry.

— Kto mówi?

— Henry Hassel.

— Głośniej proszę!

— Henry Hassel!

— A, dzień dobry, Henry.

— Co macie o Jerzym Waszyngtonie?

Biblioteka zgrzytała., gdy jej sortery przerzucały katalogi. — Jerzy Waszyngton, pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, urodzony…

— Pierwszy prezydent? A nie został zamordowany w roku 1775?

— Co za głupie pytanie, Henry. Przecież każdy wie, że Jerzy Wasz…

— A czy każdy nie wie, że został zastrzelony? — Przez kogo?

— Przeze mnie.

— Kiedy?

— W 1775 roku.

— Jakim cudem?

— Mam rewolwer.

— Nie o to mi chodzi. Jak mogłeś to zrobić dwieście lat temu?

— Mam maszynę czasu.

— Nie ma tu żadnej wzmianki na ten temat — odpowiedziała Biblioteka. — Według moich źródeł działał wtedy i był w jak najlepszej formie. Musiałeś chyba spudłować.

— Nie spudłowałem. A co z Krzysztofem Kolumbem? Czy jego data śmierci nie brzmi

1489?

— Ale przecież on odkrył Amerykę w 1492.

— Nic podobnego. Został zamordowany w roku 1489.

— W jaki sposób?

— Strzałem w brzuch z czterdziestki piątki.