— Z mojego powodu? Co za głupota! — Może wasze obyczaje są inne…
— Ale dokąd niby miałabym iść? Mam zaledwie parę szylingów waszych pieniędzy i nikogo znajomego, do kogo mogłabym się zwrócić.
— A skąd pani Toombs ma o tym wszystkim wiedzieć? — Ale przecież my nie byliśmy… my nie…
— Noc i nas dwoje — to zupełnie wystarczy jak na nasze normy obyczajowe — wyjaśniłem jej. — Tak, dwoje to dość. Zwierzęta też się kojarzą w pary, a ich związki uczuciowe nikogo nie interesują. Dwoje — to załatwia właściwie wszystko.
— Oczywiście, zapomniałam, że nie istniał przecież wtedy — to znaczy teraz — żaden miernik moralności. Macie jakiś bardzo nieżyciowy i sztywny kodeks obyczajowy.
— Można by to ująć inaczej, ale przyjmijmy, że tak jest, pozornie przynajmniej.
— Dość prymitywne są te wasze normy obyczajowe, jak się tak im przyjrzeć z bliska, ale fascynujące — zauważyła. — Jej zamyślony wzrok spoczął na mnie przez chwilę. Ty… — zaczęła.
— Ty — podchwyciłem — winna mi jesteś trochę jaśniejsze wyjaśnienie…
— Dobrze, ale ty mi nie chcesz wierzyć.
— Rzeczywiście, muszę przyznać, że na początku mnie zatkało. Ale potem mnie przekonałaś. Ciekawe, kto by to wszystko wytrzymał…
Nachmurzyła się.
— Nie jesteś zbyt miły. Studiowałam połowę dwudziestego wieku bardzo wnikliwie. Robiłam przecież z tego specjalizację.
— Owszem, mówiłaś mi o tym. Ale niewiele mi to wyjaśnia. Wszyscy historycy mają jakieś okresy, w których się specjalizują, ale to wcale nie znaczy, że muszą się w nich nagle zjawiać.
Spojrzała na mnie zdumiona.
— Ależ naturalnie, że tak — tylko oczywiście dyplomowani historycy z cenzusem naukowym. A jak inaczej mogliby przeprowadzić dokładne studia nad swoim okresem?
— Wiesz, za dużo jest tu dla mnie tych rzeczy „oczywistych” — powiedziałem. — Byłoby znacznie lepiej, gdybyśmy zaczęli od początku. Powiedzmy, od tego mojego Listu. Nie, zostawmy na razie list — dodałem spiesznie na widok jej miny. — Więc zaczęłaś pracować u swego wuja na przy rządzie, który się nazywa transporter historyczny. Co to takiego jest? Rodzaj magnetofonu?
— O Boże, skąd! To raczej rodzaj szafy, do której wsiadasz i za pomocą której możesz się przenosić w czasie i przestrzeni.
— Aha. To znaczy… to znaczy, że możesz na przykład wsiąść do niej któregoś tam w dwudziestym pierwszym, a wysiąść któregoś tam w dziewiętnastym wieku?
Kiwnęła głową.
— Albo kiedykolwiek indziej w przeszłości. Ale oczywiście nie każdy ma takie uprawnienia. Trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje, dyplom i tak dalej, rozumiesz. W Anglii jest wszystkiego tylko sześć zarejestrowanych transporterów historycznych, a około stu w ogóle na całym świecie. Tak że bardzo trudno uzyskać do nich dostęp.
Po skonstruowaniu kilku pierwszych maszyn uczeni nie zdawali sobie sprawy z kłopotów, jakimi grozi ich eksploatacja. Ale z czasem zaczęli konfrontować wyniki podróży w różne okresy historyczne z istniejącymi źródłami:. I znajdowali zabawne rzeczy. Na przykład Heron demonstruj ący w Aleksandrii prostą maszynę parową w którymś tam wieku przed narodzeniem Chrystusa; Archimedes posługuj ący się w oblężeniu Syrakuz rodzajem napalmu; rysunki Leonarda da Vinci przedstawiające spadochrony w czasach, kiedy nie było jeszcze z czego skakać; Eryk Rudy odkrywający Amerykę w sposób niejako nieoficjalny, jeszcze przed Kolumbem; Napoleon zastanawiający się nad zastosowaniem łodzi podwodnych i wiele innych podejrzanych rzeczy.
Wynikało z tego niezbicie, że ludzie korzystali z transporterów nieuważnie i powodowali chronoklazmy.
— Powodowali co?
— Chronoklazmy. To się zdarza wtedy, kiedy przez czyj ąś nieuwagę albo lekkomyślność rzeczy dziej ą się w nieodpowiednim czasie. Na szczęście jak dotąd, o ile się orientuj ę, obeszło się chyba bez groźnych następstw, jakkolwiek niewykluczone, że w wielu wypadkach naturalny bieg historii został zakłócony — a ludzie piszą później uczone rozprawy o tym, jak do tego doszło. Ale ostatecznie każdy wie, że takie rzeczy są bardzo niebezpieczne. Przypuśćmy na przykład, że ktoś nieopatrznie zdradził Napoleonowi ideę silnika spalinowego i łodzi podwodnej — trudno przewidzieć, co by z tego wynikło. Natychmiast więc zamknięto dostęp do wszystkich transporterów, poza kilkoma pozostającymi pod ścisłym nadzorem Rady Historycznej.
— Przepraszam cię bardzo — powiedziałem. — Jeżeli coś się zdarzyło, to się po prostu zdarzyło. Na przykład — ja jestem. Przecież nie może mnie nagle tu nie być albo nie mogę ni z tego, ni z owego przestać istnieć… Czy, przypuśćmy, nikt nie może wrócić do tamtych czasów i zabić mojego dziadka, kiedy był chłopcem.
— Ale przyznasz chyba, że gdyby się to mimo wszystko stało, to by cię jednak nie było — powiedziała. — Teza, że przeszłość nie podlega zmianom, była prawdziwa, dopóki nie wynaleziono odpowiednich urządzeń, ale teraz, kiedy jej fałszywość została dowiedziona, trzeba bardzo uważać. I to jest właśnie sprawa historyków; drugą stronę medalu jak do tego dochodzi — pozostawiamy matematyce wyższej.
Zanim wydadzą komuś zezwolenie na korzystanie z takiej maszyny, trzeba skończyć specjalne kursy, przej ść odpowiednie testy, podjąć bardzo uroczyste zobowiązania i odbyć kilkuletni staż. Tylko wtedy wolno na własną rękę odbywać podróże, robić obserwacje. Ale tylko obserwację. Przepisy w tej sprawie są bardzo surowe.
Zastanowiłem się nad tym, co mi powiedziała.
— Nie chciałbym być niedyskretny, ale czy nie uważasz, że łamiesz te przepisy bez przerwy? — zapytałem.
— Oczywiście że tak, dlatego mnie ścigają.
— I pewnie gdyby cię złapali, cofnęliby ci zezwolenie na korzystanie z transportera czy co ś w tym rodzaju?
— Mój Boże, mnie się nawet nie śniło o takim zezwoleniu. Po prostu dotychczas zawsze wkradałam się po kryjomu, jak nikogo akurat nie było w laboratorium. Oczywiście miałam o tyle ułatwioną sytuację, że transporter jest w pracowni wuja Donalda, i zawsze mogłam powiedzieć, że robię coś ekstra na jego polecenie, chyba że by mnie złapali na gorącym uczynku.
Był jeszcze problem odpowiedniego ubrania, ale nie miałam odwagi iść do historycznej pracowni krawieckiej. Naszkicowałam sobie w muzeum,parę wzorów i według tego kazałam uszyć. Dobrze wypadły, prawda?
— Bardzo dobrze i bardzo ci w nich do twarzy — zapewniłem j ą. — Chociaż miałbym pewne zastrzeżenia do butów. Spojrzała na swoje nogi.
— Wiesz, obawiałam się tego. Nie mogłam znaleźć butów z tego okresu — przyznała. — Z początku zrobiłam parę próbnych wypadów. Musiały one być krótkie, bo upływ czasu jest taki sam, to znaczy godzina tutaj równa się godzinie tam. A nie mogłam na dłużej brać transportera. Ale wczoraj ktoś wszedł do laboratorium właśnie w momencie, kiedy wracałam. Zobaczył moje ubranie i natychmiast zorientował się, co to znaczy; nie pozostawało mi nic innego, jak wskoczyć szybko z powrotem do maszyny; zdawałam sobie sprawę, że to moja ostatnia szansa. Ale jak widzisz, ruszyli za mną zaraz, nie zadaj ąc sobie nawet trudu, żeby się przebrać.
— Czy myślisz, że oni tu jeszcze przyjdą? — spytałem. — Myślę, że tak. Tylko następnym razem będą już ukarani zgodnie z duchem czasu.
— I przyjdą we wrogich zamiarach? To znaczy będą może strzelali czy coś w tym rodzaju?
Tawia potrząsnęła głową.
— Ależ skąd. To byłby straszny chronoklazm, zwłaszcza gdyby kogoś zabili.