Czułam się jak dziewczynka pierwszego dnia w szkole, którą mama ubrała i dała garść bezużytecznych rad.
— W zeszłym roku poszłam do jaskini z moim nauczycielem — powiedziałam.
— To skryty człowiek — powiedziała kobieta z namysłem. — Dobrze, że w tym roku jesteś tutaj, nawet jeśli jest ci zimno, jesteś zakłopotana i… oszołomiona.
— Oszołomiona? — powiedziałam.
— Och, rozumiesz. Kobiety ziemi. Nasza krew jest gorąca, nawet jeśli marzniemy.
Uśmiechnęła się mówiąc to, ale już na mnie nie patrzyła; była zakłopotana. Rozejrzałam się po kręgu nagich kobiet, pomarańczowych i pięknych w świetle ognia. Kiedy na nie patrzyłam zalało mnie gorąco, znajome, ukryte uczucie; chciałam ich dotykać, całować je i zobaczyć, czy moje usta nadal są pełne ziemi. Czy to o tym mówiła ta kobieta? Jak się czuję patrząc na nie?
Żona maga lśniła w ogniu.
— Chodź — powiedziała druga kobieta ziemi, wyrywając mnie z zapatrzenia. — Zaczynamy.
Przykucnęła i zaczęła kopać w zimnej, zmarzniętej ziemi. Pracowała rękami, aż zmiękła i rozrzucała ją pełnymi garściami. Kucnęłam i dołączyłam do niej. Ziemia w moich dłoniach była ziarnista i sucha, ale przylgnęła mi do skóry, jakbym była magnesem.
Czas zadrżał. Moje ręce wyciągały ziemię, ale jej nie rozrzucały. Kopałam i kopałam. Żona maga oświetlona ogniem raz, dwa, zbyt wiele razy. Spłonęła w nim. Unicestwił ją. Płonęła równo, jak knot. Czas zupełnie się rozmył. Całymi dniami wcierałam sobie ziemię w ramiona, uda, policzki. Każde ziarenko gleby wkręcało się w moją skórę, przenikało ją, zmieniało mnie. Kobiety złapały się za ręce i zaczęły krążyć wokół ognia. W lewej ręce trzymałam gliniastą dłoń kobiety ziemi, a w prawej mokrą i lodowatą. Kobiety powietrza tańczyły w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, kierując kręgiem; poderwały się w powietrze, pociągając ze sobą kobiety ognia i wody. Ale kobieta ziemi i ja miałyśmy stopy z kamienia i utrzymywałyśmy krąg blisko zamarzniętej powierzchni.
W tej samej chwili uklęknęłyśmy na ziemi, przez brudne palce szepcząc swoje pytania, nadzieje i lęki. Wylewały się ze mnie pytania, a odpowiedzi wracały z doskonałą jasnością. Rozumiałam drogi, rozumiałam skały, rozumiałam glebę i rośliny i nawet ośmieliłam się zapytać o gorącą lawę płynącą pod spodem. Kobiety wody spały na plecach, z ramionami falującymi, jakby pływały. Kobiety powietrza obsiadły drzewa. A żona maga, wciąż płonąca, patrzyła na mnie oczami pełnymi niedowierzania, albo może gniewu, albo może żalu, albo szczególnej mieszaniny tych trzech, która pojawia się, gdy odkrywasz, że to, co wydawało ci się niemożliwe było prawdą.
Zanim mogłam zareagować na to spojrzenie znów byłam w kręgu, obracał się coraz szybciej i szybciej, teraz prowadził nas ogień, wypalając lód z kobiet wody, sprawiając, że kobiety powietrza unosiły się pod niebo, topiąc nasze kamienne stopy w glinie.
Lód kobiet wody stopniał i teraz krąg poruszał się tak szybko, że aż płynął. Pędziłyśmy wokół ognia, przenosząc się od strumienia do rzeki, do oceanu, do deszczu, nogi mi się załamały i spadłam z wysoka…
Krąg tupał mocno, ŁUP, ŁUP, ŁUP. Gdzie tylko opadły moje stopy wystrzeliwały zielone kiełki; w zimnie mogły tylko znów umrzeć, to było okrutne i piękne. Już się nie poruszałyśmy, ani nie płynęłyśmy, ani nie spadałyśmy; potrząsałyśmy ziemią i krzyczałyśmy jednym głosem.
— OBUDŹ SIĘ! OBUDŹ SIĘ! OBUDŹ SIĘ!
To nie był tylko taniec wokół ognia. Kobieta ziemi i ja otaczałyśmy sobą cały świat. Byłyśmy ziemią, a te kobiety krzyczały nasze imię.
Kiedy na horyzoncie pojawiła się pierwsza linia światła, krąg się rozpadł. Słońce wypaliło magię jak mgłę, a w świetle dnia byłyśmy spocone, pokryte sadzą, zdyszane i gołe. Kobiety rzuciły się zagasić ognisko, oczyścić ciała, włożyć ubrania. Kiedy wszyscy dookoła wracali do normalności stałam nieporuszona, z pędzącymi myślami, sercem strąconym z ogromnej wysokości. Na wschodzie niebo pokryło się błękitem, a ziemia otworzyła oczy.
Wreszcie kobieta ziemi wzięła mnie za ramię i zaprosiła, żebym spotkała się z nimi w lokalnej knajpce na naleśnikach i kawie. Te fragmenty realnego świata — kawa, śniadanie, błyszczące, czerwone buty — wyrwały mnie z transu. Poczłapałam do armaty i ubrałam się, próbując poskładać razem ostatnie wydarzenia.
Kiedy ściągnęłam z działa moją zamarzniętą czapkę podeszła do mnie żona maga. Poczułam strach, choć nie pamiętałam, dlaczego. Coś związanego z ogniem. Słońce właśnie wstawało i jej czarne włosy były pełne blasku. Ledwie widziałam jej twarz.
— Co o tym myślisz? — zapytała niemożliwym do rozszyfrowania tonem.
Gniotłam czapkę w dłoniach, pozbywając się szronu.
— To było… to było niesamowite.
Żona maga skrzyżowała ramiona.
— Czy to dobra rzecz?
— Tak! — odpowiedziałam. — Chciałabym… więcej magii takiej, jak ta.
— Co właściwie robiłaś… — zaczęła, potem przerwała.
Odpowiedź na pytanie — pot, odpływ energii — wdarła się do głowy i znów ją zobaczyłam, jak ze zmartwioną miną wpatruje się we mnie przez ogień. Cofnęłam się o krok, zanim przypomniało mi się, że nie jestem w stanie biec.
— Mogę cię o coś zapytać? — powiedziała.
Proszę, nie rób tego, pomyślałam.
— Jasne — odparłam.
Westchnęła, jakby jeszcze nie przemyślała tego pytania.
— Kiedy mój mąż rozmawiał z tobą po raz pierwszy, co widziałaś? — zapytała wreszcie.
Bardzo chciałam skłamać, ale wiedziałam, że tego się spodziewa.
— Kobiece biodro, w sukience — odparłam.
Żona maga skinęła głową.
— A kiedy śpisz, to co ci się śni?
— Że jestem pod ziemią.
To ją poruszyło.
— Cóż, nie wiem, co zrobić z takim snem, ale…
— Przedtem — przerwałam jej — śnił mi się dom i naga kobieta, która mnie całowała i wypełniała mi usta ziemią, aż się dławiłam.
Milczała i patrzyła na mnie. Zastanawiałam się, czy nie powiedziałam za dużo.
— Powiedziałaś mojemu mężowi o tym śnie?
— Tak.
— Co ci powiedział?
Znów potrzeba powiedzenia kłamstwa; odepchnęłam ją.
— Że to… o seksie.
Żona maga zaśmiała się raz, mocno i ostro.
— A ty nie wpadłaś na to sama? — powiedziała.
Jej słowa były jak cios, skierowany tak przeciwko mnie, jak jemu. Rozzłościłam się.
— Te sny były przerażające — oświadczyłam. — Powiedział, że może mi pomóc.
Żona maga popatrzyła na mnie.
— Magia powinna być przerażająca.
Słońce wyłoniło się zza horyzontu i w jednej chwili światło się zmieniło. Kobieta jeszcze raz na mnie spojrzała i odeszła, zabrać się z kimś do kawiarni. Poczekałam, aż zniknie i pojechałam do domu maga.
Mag podszedł do drzwi w szlafroku, z włosami mokrymi po prysznicu. W środku było tak ciepło, że zaczęłam się pocić pod kurtką. W kuchni zdjęłam z siebie kilka warstw, kładąc je na blacie koło kuchenki. Myślałam, co by się stało, gdybyśmy teraz otworzyli piekarnik.
Patrzył, jak zdejmuję zimowe buty. Oczy miał zaczerwienione od dymu, a ramiona bardziej zgarbione niż zwykle. Zastanawiałam się, o co minionej nocy zapytał ziemię. Poprosiłam o kawę.
Kawa, napój, nad którym się rozmawia. Miałam pytania i zamierzałam je zadać. Wcisnął mi w ręce kubek, a kiedy piłam, stał zbyt blisko.
— Udane przesilenie? — odezwał się.