Stuart wskazał ich samochód.
— Możemy od razu pojechać do Stacji.
— Miałbyś coś przeciwko, gdybym zechciał się przejść? — zapytałem.
Machnąwszy ręką ruszyłem ścieżką wiodącą przez pokryte śniegiem wrzosowiska ku strzelającej w niebo daleko przede mną Stacji Odpraw,
Sam i Stuart uruchomili wóz, odjechali i wkrótce warkot silnika utonął w otaczającej mnie głębokiej ciszy.
Brnąc w śniegu wszedłem na szczyt pagórka. Moje buty szybko napełniły się śniegiem, a głowę pełną miałem wydarzeń zbyt świeżych, żeby się w tym wszystkim połapać.
W pewnej chwili odwróciłem się i spojrzałem z góry na pokrytą śniegiem farmę. Jej okna rozświetlał blask i całość przypominała mi scenę ze świątecznej pocztówki.
Miałem już podjąć marsz, gdy kątem oka dostrzegłem jakiś ruch przy tylnych drzwiach. W pierwszych chwili pomyślałem, że to przewoźnik, który przyjechał nieco za wcześnie, ale potem zdałem sobie sprawę z faktu, że nie słyszałem przyjazdu samochodu.
Wytrzeszczyłem oczy i wstrzymałem oddech.
Z kuchennych drzwi wyszła jakaś postać i zatrzymała się pośrodku wysypanego żwirem podwórka. W nikłym świetle księżyca poznałem obleczoną w tweedowy płaszcz sylwetkę Gregory’ego Merralla.
Poczułem się ogromnie samotny: zapragnąłem gorąco, żeby obok mnie byli w tej chwili Sam i Stuart, którzy mogliby potwierdzić, że nie zwariowałem.
Patrzyłem, jak Gregory staje pośrodku podwórka i patrzy w niebo. W głowie miałem kompletny zamęt.
Dlaczego? Pytałem sam siebie. Czemu on…
Wyjaśnienie przyszło z nieba.
Gregory uniósł ręce, w geście ni to błagalnym, ni to powitalnym, a po niebie przemknęła iskra, lśniąca na tle obsydianowej czerni niczym płonący diament i w pierwszej chwili pomyślałem, że to spadająca gwiazda. Spadała jednak pionowo i mogłem tylko patrzeć wstrzymując oddech, gdy niczym świetlisty grot ugodziła stojącego pośrodku podjazdu Gregory’ego.
Merrall zniknął, a świetlna lanca wycofała się błyskawicznie tym samym torem, znikając w górze, gdzie czekał gwiazdolot Kethanich.
Z twarzą piekącą od zamarzających łez ruszyłem ku obeliskowi Stacji Odpraw. Myślałem o Andym Souterze, jego podejrzeniach, jakie żywił wobec Gregory’ego Merralla i decyzji, żeby się do nas nie przyłączać. Zastanawiałem się, czy Andy nie popełnił błędu wyrzekając się teraz przyszłości i czekającego nas nowego życia.
Płakałem dochodząc do Stacji. Zatrzymałem się, żeby popatrzeć na jej zaklętą w szkło doskonałość, niezwykłe piękno budowli obcych wznoszącej się wśród posępnych pustkowi Yorkshire.
Zastanawiałem się, czy powiedzieć Sam i Stuartowi o tym, że zostaliśmy zwabieni do gwiazd przez… szalbierza, który podawał się za człowieka. Czy ostatecznie było to ważne? Spróbowałem uporządkować swoje emocje i rozstrzygnąć, czy czyn Merralla należałoby uznać za zdradziecki, czy zbawienny. I rozmyślałem o tym, czy powinienem konsekwentnie postępować zgodnie z tym, co postanowiliśmy.
Odwróciłem się i popatrzyłem na ziemię, która od chwili narodzin była moim domem, a teraz powoli pustoszała dzięki pomocnej dłoni tajemniczej, obcej rasy. A potem spojrzałem w gwiazdy; miliony pulsujących świetlnych punktów i zrozumiałem, że jest tylko jedna rzecz do zrobienia.
Pospieszyłem do Stacji, by przyłączyć się do przyjaciół i rozpocząć nowe życie, które czekało mnie wśród mrugających zachęcająco gwiazd.
Przełożył Patryk Sawicki
Robert Silverberg IMPERATOR I MAULA
Na statku rozbrzmiały gongi. Przekroczyliśmy niewidzialną granicę oddzielającą Światy Terytorialne od Przestrzeni Imperialnej i oficjalnie właśnie zostałam skazana na śmierć.
Zdecydowałam się na złamanie kodu tiihad, który żąda mojego życia. Zobaczymy, co się stanie, gdy wylądujemy na Świecie Stołecznym.
Tymczasem jestem tutaj — kobieta urodzona na Ziemi, zwykła barbarzyńska maula. Zagłębiam się w Przestrzeń Imperialną z każdą upływającą sekundą. Chyba powinnam trząść się ze strachu. Nie. Niech Imperator się trzęsie. Nadchodzi Laylah!
Dzienniki Laylah Wallis
17 Bogan, 82 Cykl Dynastyczny
(3 sierpnia 2001 AD)
1
To był niezwykły przypadek. Nikt inny nie widział wcześniej czegoś takiego na Świecie Stołecznym, w związku z czym wieść dotarła w końcu do uszu samego Imperatora Ryah VII, Najwyższego Ansaara, Wszechwiedzącego, Najświętszego Obrońcy Rasy.
Łańcuch informacji, który prowadził do Imperatora, rozpoczął się od Loompana Chilidora, zarządcy list pasażerów. Był to osobnik pochodzący z niskiej kasty, o bladej skórze i krótkim grzebieniu, którego obowiązkiem było sprawdzanie obwodów identyfikacyjnych pasażerów przybyłych statków. Rutynowa praca. Jednak tym razem, podczas sprawdzania listy pasażerów statku Velipok przybyłego z Seppuldirior, na fioletowej powierzchni pola pojawiły się świetliste zielone smugi.
Złamano tiihad!
* * *Najwyższy z sześciu poziomów nieregularności — wyższy nawet od vribor, nosicielstwa choroby zakaźnej, gulimil, przemytu niebezpiecznej broni i shhtek, noszenia medalionów wymarłej i proskrybowanej dynastii Simgin. Złamanie tiihad stanowiło atak na samą strukturę Imperium.
Długie, zwisające ręce Loompana Chilidor drgnęły nerwowo. Jego małe żółte oczy przybrały ze zdziwienia kolor pomarańczowy. Nacisnął czerwony przycisk zamykający pole luminescencyjne i wywołał swojego bezpośredniego przełożonego, Domtela Tibuso, kierownika ruchu pasażerskiego.
Powolny, krępy Domtel Tibuso pojawił się po chwili. Fioletowe pole luminescencyjne przybrało teraz kształt fioletowej, gumowatej klatki. W jej środku znajdowało się kilkudziesięciu pasażerów.
Domtel Tibuso ze zdziwieniem spojrzał na zielone smugi biegnące w poprzek pola.
— Zielony? Złamanie tiihad?
Większość istot w klatce należała do rasy Ansaarów. Znajdowało się w nich kilku Liigachi, Vrulvruli oraz grupka wyglądających na podenerwowanych Zmachów. Wszystkie te rasy od wieków posiadały pełne obywatelstwo Imperium i z pewnością rozumiały prawo.
Jednakże jednej z istot Domtel Tribuso nie był w stanie zidentyfikować: obcy spoza Imperium, barbarzyńska forma życia z Terytoriów, nieproszony gość na tym świętym świecie. Maula. Domtel Tribuso poczuł zdziwienie, niesmak i gniew.
Maula był niezwykle chudy, jego twarz była płaska jak talerz, o zbitych rysach. Jego oczy znajdowały się praktycznie obok siebie, niewielki guzikowaty nos tuż poniżej, usta — czy to były usta? — były zaledwie drobną szczeliną w pobliżu podbródka. Nogi istoty były znacznie za długie, jej ręce groteskowo krótkie. Istota nie miała grzebienia, jedynie krótkie, ciemne, nieprzyjemne futro porastające czaszkę. Na jego klatce piersiowej można było dostrzec dwie dziwne, okrągłe wypukłości.
Kierownik ruchu pasażerskiego przywołał swoich asystentów.
— Zabierzcie tego maula do pokoju przesłuchań numer 3.
Była to cela dla nieautoryzowanych form życia, przeznaczona zazwyczaj dla nietypowych zwierzaków i trofeów myśliwskich przywożonych przez obywateli Imperium, które musiały zostać zbadane przez imperialnego weterynarza przed zwolnieniem z kwarantanny.
Maula to nie był jednak zwierzak. Wyraźnie była to inteligentna forma życia — pasażer posiadający bilet. Istota spokojnie stała wśród innych pasażerów o statusie obywatela, tak jakby uważała się za jednego z nich. Miała nawet przy sobie kilka, wyglądających na kosztowne, walizek.
W jaki sposób maula zdołał kupić bilet na Haraar, dlaczego został wpuszczony na pokład Velipoka i dlaczego kapitan statku nie poinformował wcześniej portu o jego pobycie na pokładzie? Potrzebne było śledztwo. Domtel Tribuso przywołał swoją przełożoną, Graligal Dren, i przekazał jej maula.