Graligal Dren, kobieta ze średniej kasty, o głębokiej oliwkowej barwie i wysokim, strzelistym, niezwykle wąskim i delikatnym grzebieniu, spojrzała przez grube szkło i zadała pytanie.
— Czy rozumiesz uniwersalny język imperialny, istoto?
— Mówię nim całkiem dobrze, dziękuję — Głos maula był czysty i wysoki. Można było w nim rozpoznać lekki akcent z Kwadrantu Zachodniego.
— A czy masz imię?
— Nazywam się Laylah Wallis.
Niezrozumiały bulgot, zwykłe dźwięki. Cóż, można było się spodziewać, że barbarzyńcy mają barbarzyńskie imiona. Imię to widniało na liście pasażerów: LAYLAH WALLIS. Urzędnicy emigracyjni, którzy pozwolili istocie dostać się na pokład statku lecącego na Haraar musieli chyba oszaleć.
— Wsiadłaś na pokład w Hathpoin w systemie Seppuldidorior?
— Zgadza się.
— A wcześniej, skąd przybyłaś?
— Mingtha, w systemie Ghair. Gdzie dotarłam z Zemblano w systemie Briff. A wcześniej…
— Nie potrzebuję całego planu podróży, istoto. Po prostu powiedz mi, skąd pochodzisz.
— Z Ziemi — powiedziała maula — Niewielkiego świata położonego w regionie, który nazywacie Ramieniem Północnozachodnim. Jesteśmy częścią Imperium od około dwudziestu lat.
Ramię Północnozachodnie było grupą niechlujnych światów zamieszkałych przez prymitywne istoty — światów granicznych, ledwo cywilizowanych, ponurych, prymitywnych placówek Imperium. Graligal Dren zadziwił fakt, że istota z takiego świata mówiła uniwersalnym imperialnym z tak wielką precyzją i siłą, a nawet wyniosłością. Można było pomyśleć, że ta maula ma w sobie dwadzieścia pokoleń krwi Dynastii.
W postawie istoty nie było jednak ani krzty szacunku. Maula po prostu patrzyła na nią swoimi paskudnymi, małymi oczkami w płaskiej twarzy. Arogancja! Głupota! Lecz tylko arogancki, głupi maula próbowałby dostać się na Haraar.
— Powiedz mi, Laylah Wallis — powiedziała Graligal Dren — czy wiesz, gdzie się teraz znajdujesz?
— To jest Haraar, Świat Stołeczny.
— Tak. Serce i dusza Imperium. Przybyłaś tu wiedząc, że istoty z Terytoriów nie mają prawa wstępu do Przestrzeni Imperialnej?
— Tak.
Szaleństwo.
— W jaki sposób zdobyłaś bilet? — zapytała Graligal Dren.
— To długa historia — rzekła maula. — Powiedziałam komuś, kto był w stanie zdobyć dla mnie bilet, że chcę odwiedzić Haraar. Zostało to załatwione.
Maula roztaczała wokół siebie szaleńczą pewność siebie.
— Ten świat jest święty — powiedziała powoli Graligal Dren — To miejsce narodzin naszej rasy. Czcimy nawet pył, który zalega w najmniejszych alejkach. Nie możemy pozwolić na zbezczeszczenie tego świętego miejsca przez istoty, które są — które uważamy za — które mogą być zdefiniowane jako…
— Maula — powiedziała Laylah Wallis — Barbarzyńcy. Istoty podrzędne.
— Dokładnie.
— Każdy maula, który odważy się postawić tu stopę, zostaje skazany na śmierć.
— Wiedziałaś o tym, zanim tu przybyłaś? I mimo to przybyłaś?
— Na to wygląda — powiedziała Laylah Wallis.
2
Jeśli ta istota chciała popełnić samobójstwo, musiała to uczynić bez pomocy Graligal Dren. Graligal przekazała sprawę dyrektorowi do spraw imigracji, który z kolei przekazał ją ochronie portu. Komisarz Twimat Dulik z ochrony portu przesłuchał więźnia i potwierdził, że istota pochodzi z Terytoriów, z podbitego świata w Kwadrancie Zachodnim. Istota wydawała się dość inteligentna jak na maula, ale była maula — czymś z definicji niecywilizowanym, odrażającym i nieczystym. Musiała umrzeć za zbezczeszczenie Świata Stołecznego.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że maula wydawała się zdawać sobie sprawę z sytuacji, lecz zupełnie jej to nie obchodziło.
— Maula znała karę za złamanie tiihad, a mimo to zdecydowała się na przybycie tutaj. Niewątpliwie jest szalona — powiedział komisarz Twimat Dulik do swojego przełożonego, sędziego Hwillinina Ma z wydziału spraw kryminalnych. — Jesteśmy istotami cywilizowanymi. Czy możemy skazać na śmierć istotę szaloną?
Sędzia Hwillinin Ma, eunuch z wyższej średniej kasty, o ciemnożółtej skórze i długim grzebieniu, powiedział:
— Maula nie jest osobą, Dulik. Maula to niewiele więcej niż zwierzę. Po drugie, nasze prawne definicje szaleństwa nie mogą być stosowane do istot niecywilizowanych, nie bardziej niż do owadów, ptaków czy drzew. Po trzecie…
— To nie jest owad, ani ptak, ani drzewo, sędzio Ma. To żywa, inteligentna istota, która…
— Po trzecie — dokończył dobitnie sędzia Hwillinin Ma — prawo dotyczące bezczeszczenia świętości jest jasne. Nie ma w nim żadnych uwag dotyczących szaleństwa. Musimy chronić czystość naszego rodzinnego świata, a tradycyjnym obrzędem oczyszczenia jest zgładzenie świętokradcy.
Komisarz Twimat Dulik skinął głową.
— Bardzo dobrze, sędzio Ma. Niniejszym przekazuję więźnia tobie w celu wykonania egzekucji. — Po czym zasalutował i wyszedł.
Jednakże dziesięć minut później sędzia Ma przekonał się, że wydział sprawiedliwości miasta Haraar nie miał zamiaru przyjąć więźnia.
— O nie — powiedział główny asystent prefekta policji stołecznej do asystenta sędziego. — Nie ma mowy o przywiezieniu do miasta żadnego maula! Czy nie zdajesz sobie sprawy, że to tylko pogłębi zbezczeszczenie?
— Ale sędzia Ma powiedział…
— Sędzia Ma może gedoy swoje gevasht — spokojnie odpowiedział asystent prefekta. — Nie dość, że ten maula zanieczyszcza port kosmiczny, to jeszcze powinniśmy go przywieźć do stolicy? Umieścić go w promieniu stu głezzanów od Świątyni, w pobliżu Pałacu Imperialnego? O nie, nie, nie. Zatrzymajcie sobie tego maula u siebie.
— Ale egzekucja…
— Wyprowadźcie to coś gdzieś na wysypisko z tyłu terminala i rozwalcie mu łeb. Tylko pamiętaj, żeby skierować Master we właściwym kierunku. Wydłużonym końcem w kierunku więźnia.
— Policja nie przyjmie maula — powiedział ponuro asystent do sędziego Ma — Mówią, żebyśmy sami wykonali egzekucję.
— W porządku więc. Zajmij się tym.
— Mam sam przeprowadzić egzekucję, proszę pana? Sędzia Ma spojrzał na urzędnika ostro i zachował milczenie.
— Proszę pana? Proszę pana?
3
Wydanie rozkazu egzekucji i jej przeprowadzenie to dwie zupełnie różne rzeczy, jak szybko przekonał się sędzia Ma. Żaden z pracowników portu nie był gotowy na wykonanie egzekucji.
— Prawo jest jasne. Maula schwytany na terenie Haraar powinien zostać natychmiast zabity — powiedział sędzia Ma. Rozmawiał ze swoim starym znajomym ze studiów, Thrippelem Vree, trzecim szambelanem Jego Imperialnej Mości. — Trzymamy tę istotę już jakieś czternaście godzin. Nikt nie chce wykonać egzekucji, a prawo nie pozwala mi na zmuszenie nikogo do tego. Tymczasem wszyscy stajemy się uczestnikami świętokradztwa.
— Zawsze możesz zabić to coś sam — podsunął Thrippel Vree. — W końcu to twoja odpowiedzialność, nie? Jeśli nie możesz znaleźć nikogo innego…
— Nie mogę nikogo zabić, Thrippel! Nawet maula!
— A jeśli rozniesie się wieść, że nie podjąłeś odpowiednich działań?
— Bądź rozsądny — jęknął sędzia Ma.
— Jeden szybki strzał z blastera załatwiłby sprawę. Głęboki oddech, pewna ręka, wymierzyć, ognia. Złożyć raport. Sprawiedliwości stało się zadość.