Sędzia Ma wiedział, że jego stary przyjaciel stroi sobie po prostu żarty. Na pewno Vree nie mówił poważnie. Na pewno?
Chociaż z drugiej strony — dlaczego nie miałby zrobić tego sam?
Nie. Nie. Nie chodziło o to, że sędzia Ma był szczególnie litościwy czy też miękki. Ansaarowie nie przejęli kontroli nad trzema piątymi galaktyki dzięki swojej miękkości lub delikatności. Jednak podbijanie całych systemów gwiezdnych dla chwały Imperium było czymś innym niż zabicie z zimną krwią jakiejś żałosnej, niecywilizowanej istoty. Zwłaszcza, jeśli było się rozleniwionym, pochodzącym z wysokiej kasty biurokratą w średnim wieku.
Przez kolejne dwanaście godzin sędzia Ma nabywał pewności, że impertynencja tego maula zniszczy jego karierę. Kilkakrotnie w ciągu tych godzin niemalże podjął decyzję o samodzielnym wykonaniu egzekucji, z obawy o własne życie.
Jednak tymczasem trzeci szambelan Thrippel Vree zdołał uratować go od tego rozwiązania.
Trzeci szambelan wspomniał o incydencie w porcie innemu trzeciemu szambelanowi, Danolowi Giyango.
— Zadziwiające — powiedział Danol Giyango. — Ta istota musiała wiedzieć o tym, że umrze za swą śmiałość. A jednak tu przybyła. Zastanawiam się, dlaczego?
Była to kwestia tak intrygująca, że Danol Giyango opowiedział o niej swojej żonie, damie dworu, która z kolei wspomniała o niej najwyższemu eunuchowi wewnętrznej komnaty, który powiedział drugorzędnej konkubinie, która później towarzyszyła jednej z pięciu ukochanych głównych żon, Etaag Thuuyal. Etaag Thuuyal towarzyszyła tej nocy Imperatorowi Ryah VII, Najwyższemu Ansaarowi, Wszechwiedzącemu, Najświętszemu Obrońcy Rasy.
— Słyszałam dzisiaj niezwykle zadziwiającą historię — powiedziała Etaag Thuuyal Imperatorowi, przytulając się do niego w imperialnym hamaku. Wiedziała, tak jak wszyscy, że Imperator był koneserem niezwykłych historii, o ogromnym apetycie na rzeczy nietypowe i dziwne, niezwykle ciekawym i kapryśnym.
— Cóż to za historia, najdroższa?
— Cóż — powiedziała Etaag Thuuyal — historię tę usłyszałam od drugorzędnej konkubiny Hypoepoi, która usłyszała ją od najwyższego eunucha Sambina, który usłyszał ją od damy dworu Sipyar Giyango, której mąż usłyszał ją od kogoś, kogo przyjaciel jest sędzią w porcie kosmicznym. Okazuje się, że z Terytoriów przybył dzisiaj statek, a na jego pokładzie odkryto — możesz to sobie wyobrazić… — więc, pasażerowie schodzą z pokładu, zwykła mieszanka turystów i pielgrzymów, a wśród nich, dumnie i beztrosko schodzi, zgadnij kto?
— Powiedz mi — powiedział Imperator Ryah VII.
Etaag Thuuyal uśmiechnęła się z satysfakcją. Dawno temu nauczyła się, że osoby, które potrafiły zabawić Imperatora, mogły spodziewać się wielkich nagród.
Imperator był zdziwiony. I zafascynowany.
Maula na Haraar? Oczywiście, istota musiała umrzeć. Ale dlaczego przybyła, znając ryzyko? Barbarzyńcy byli istotami prostymi, ale zależało im na przetrwaniu. Na pewno mieli mocno rozwinięty instynkt samozachowawczy, rozmnażania się i zachowania miejsca gatunku w wielkim łańcuchu istnienia. Zwierzęta potrafiły odgryźć sobie nogę, która utknęła w pułapce, pomyślał Imperator, ale na pewno nie wsadzały nóg do pułapek rozmyślnie, aby sprawdzić ich działanie.
Dlaczego więc… dlaczego…
Imperator zwinnie wstał z hamaka i wezwał oczekującego eunucha.
— W porcie gwiezdnym znajduje się maula, na której nie wykonano jeszcze egzekucji. Opóźnijcie wykonanie wyroku. Przyprowadźcie do mnie maula z samego rana.
— Słucham i wykonuję, Panie Wszechświata.
Imperator powrócił do swojego hamaka. Etaag Thuuyal wyciągnęła do niego ręce, zapraszająco.
4
Laylah Wallis zaczynała się martwić. Do tej pory wszystko szło zgodnie z planem. Była na miejscu, nadal żywa.
Było to jednak szalone ryzyko, szansa jedna na tysiąc. Wcześniej lub później władze portu mogły zdecydować, że dekret o bezczeszczeniu Świata Stołecznego miał jasne znaczenie. A wtedy…
Odgłosy w korytarzu. Zbliżający się ludzie.
Jednym z nich był krępy szef ochrony, Dulik. Wydawał się inteligentny i wrażliwy, nawet sympatyczny. Razem z nim przyszło dwóch prostacko wyglądających Ansaarów z niższej kasty, w zwykłych zielonych mundurach. Kaci?
Laylah dobrze znała język ciała Ansaarów. Postawa tej trójki wydawała się złowieszcza: ramiona przyciągnięte niemal do uszu, długie ręce wzdłuż boków. Oczy schowane, widoczny znak napięcia. Podłużne szczeliny źrenic były niemal niewidoczne.
Drzwi celi otwarły się.
— Laylah Wallis, zostałaś wezwana — powiedział szef ochrony, tonem napiętym i nadętym.
— Wezwana gdzie?
— Nie gdzie, maula, tylko do kogo. Imperator żąda twojej obecności.
Przez jej twarz przebiegł szybki uśmiech. Udało się!
Jeden z Ansaarów wyjął zwój liny, podczas gdy drugi wykręcił jej ręce do tyłu, jak zwierzęciu prowadzonemu na rzeź. Mocno związali jej nadgarstki i kostki. Chwycili ją za łokcie i pociągnęli w stronę wyjścia.
Nogi ciągnęły się za nią, gdy niezdarnie wlekli ją za sobą, a ich siedmiopalce dłonie o ostrych pazurach wbijały się boleśnie w jej ciało. Gdy przeciągnęli ją przez długi tunel na jasne, złotozielone światło haraariańskiego świtu, czuła się rozciągnięta i obolała.
Czekał na nich elegancki pojazd w kształcie łzy.
— Do pałacu — powiedział Dulik kierowcy. Po czym dodał ciszej: — Opóźnia śmierć maula. Chce z nią najpierw porozmawiać. Cóż, kim jesteśmy, aby kwestionować życzenia Imperatora?
Pojazd uniósł się i poszybował w stronę miasta Haraar, słynnej stolicy Imperium Ansaarskiego.
„Różowo-czerwone miasto w połowie tak stare jak czas” — nazwał kiedyś Haraar poeta. Tysiąc pałaców i pięć tysięcy świątyń, zielone parki i promenady, błyszczące obeliski i długie, zachwycające kolumnady. To stąd niezwyciężona potęga Ansaarów wyciągała swoje macki dookoła przez ostatnie dziewięćdziesiąt tysięcy lat, zataczając coraz szersze kręgi, aż Imperium rozciągnęło się na ponad tysiąc parseków. Od wieków bogactwo Imperium płynęło do miasta Haraar, czyniąc je najbardziej majestatyczną stolicą, jaka kiedykolwiek istniała.
Jednakże Laylah siedziała przygarbiona między dwoma strażnikami, długie nogi trzymając wyciągnięte. Jej głowa niewygodnie zagłębiała się w miękką poduszkę. Wszystko, co mogła dostrzec to błysk złotej kopuły, różowy minaret lub wielki, błyszczący obelisk strzelający w niebo.
Pojazd zatrzymał się. Strażnicy szorstko wyciągnęli ją na zewnątrz.
Udało jej się przyjrzeć dziedzińcowi niesamowitego pałacu, o błyszczących murach z porfiru wyłożonych onyksowymi medalionami, delikatnych wieżach z wieloma oknami, długich bulwarach okolonych idealnie przyciętymi żywopłotami i krystalicznie czystych, wąskich stawach. Jednak po krótkiej chwili na głowę nałożono jej gruby, futrzany kaptur i nie widziała już niczego więcej.
— Oto maula, którą chce zobaczyć Imperator — powiedział Dulik Jej kaptur został na chwilę uniesiony i spojrzała na krótko w żółte oczy Ansaara, po czym kaptur opadł, a ją podniesiono. Po chwili doszedł do niej dźwięk otwieranych wrót oraz poczuła ból od gwałtownego kontaktu z kamienną posadzką, na którą ją rzucono.
W uszach dudniła jej przejmująca cisza.
Leżała związana i zakapturzona na zimnej kamiennej posadzce. Liny boleśnie wpijały się w skórę jej nadgarstków i kostek, a od nieruchomego, wilgotnego powietrza zbierało jej się na mdłości.
Mijały godziny. Jej ciało zesztywniało i bolało.
W końcu, odgłosy kroków. Zbliżający się ludzie. Podniesiono jej kaptur. Laylah mrugnęła, zaczerpnęła głęboko powietrza i potarła podbródkiem o ramię, aby zwalczyć swędzenie, które zaczęło się chyba pół miliona lat wcześniej.