Выбрать главу

Koszt był niewyobrażalny. Czy to dlatego Ansaarowie podbili galaktykę, aby ich Imperator mógł wydawać majątek na kobiety, które były jego zabawkami? Obudziła się w niej furia, jednak szybko się uspokoiła. Czy to, w jaki sposób Ansaarowie wydawali pieniądze z podbojów, miało znaczenie?

Położyła się i zasnęła, śniąc o zderzających się i rozpadających światach, gwiazdach spadających z nieba i ognistych kometach o twarzach smoków.

Potem usłyszała dźwięk i obudziła się. Zobaczyła Ansaara o pełnej autorytetu sylwetce, wysokiego i niesamowicie przystojnego Ansaara, w którym jej otępiały snem umysł dopiero po chwili rozpoznał Jego Imperialną Mość Ryah VII. Usiadł naprzeciwko niej.

— Czy wszystko w porządku?

— Wspaniale, Wasza Wysokość.

— Rozkazałem im dać ci jeden z najlepszych dostępnych apartamentów.

— Mimo że jutro muszę umrzeć?

Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, który jednak gwałtownie zmienił się w grymas furii.

— Nie ma z czego żartować, moja pani.

— Tak więc naprawdę zamierzasz wydać mnie na śmierć?

— Prawo jest prawem. Ta planeta jest nie tylko siedzibą rządu imperialnego, jest także miejscem świętym — jego ton był nieugięty. — Już zaczęły się pomruki niezadowolenia, ponieważ pozwoliłem ci żyć tak długo. Jutro umrzesz — nachylił się w jej stronę, jego oczy wbiły się w nią jak promienie lasera. — Jak mogłaś być tak głupia! Niewątpliwie jesteś inteligentną, wykształconą kobietą, jak na człowieka. Dlaczego sprowadziłaś na siebie pewną śmierć? Powiedz mi! Powiedz!

— Jak już mówiłam, to długa historia, Wasza Wysokość.

— Spróbuj ją skrócić, na ile to możliwe — spojrzał na blady zielony klejnot na nadgarstku. — Minęła ósma godzina nocy. O pierwszej godzinie poranka muszę przekazać cię katu. Tyle masz czasu na opowiedzenie mi wszystkiego.

— A więc słuchaj, mądry i szczęśliwy Imperatorze.

Odchyliła się do tyłu na sofie i rozpoczęła opowieść.

6

Urodziłam się na Ziemi, w prowincji Zielonej Rzeki, jednej z naszych najbardziej żyznych prowincji, w naszym roku 2697 — to czwarty rok Klath 82 Cyklu Imperialnego Ansaarów. Mam więc wedle naszej rachuby trzydzieści cztery lata. Według kalendarza Ansaarów mam lat dwadzieścia trzy. Mój ojciec był lekarzem, a matka wróżbitką, badającą naturę wszechświata. W momencie podboju byłam dziewczynką wkraczającą dopiero w kobiecość. Miałam młodszego brata, który chciał zostać lekarzem tak jak mój ojciec, oraz starszą siostrę, szkolącą się w sztuce wróżenia. Ja nie wybrałam jeszcze mojej ścieżki.

Powinieneś zrozumieć, o Wszechwiedzący, że Ziemia w momencie podboju Ansaarów była wspaniałym światem, klejnotem wśród gwiazd, planetą, której można zazdrościć.

Czy znasz naszą historię? Nie, na pewno nie, Wasza Wysokość. Wszechświat jest ogromny, a nasz świat znajduje się bardzo daleko. Władca Ansaarów ma wiele zajęć ważniejszych niż studia nad dalekimi i nieważnymi planetami maula. Zapewniam cię jednak, Panie, że Ziemia nie była zwykłym światem. Dla nas nasz mały świat był centrum wszechświata, miejscem pełnym cudów, piękna i szlachetności.

Muszę ci powiedzieć, o Wszechwiedzący, że chociaż patrzysz na nas jak na barbarzyńców, darzyliśmy cywilizację naszego świata wielkim szacunkiem. Być może niektórzy barbarzyńcy lubią myśleć o sobie jak o barbarzyńcach, ale my byliśmy inni. Nasza historia sięga ponad dziesięć tysięcy lat wstecz. Pokonaliśmy przeszkody, przekroczyliśmy nasze ograniczenia i stworzyliśmy dla siebie niemal doskonały świat.

Uśmiechasz się, Panie Galaktyki, na nasze dziesięć tysięcy lat! Rozważ jednak, że na początku byliśmy nomadami, żywiącymi się korzonkami, nasionami i zwierzętami. Podnieśliśmy się z tego poziomu, podbijając morza, niebo i mrok przestrzeni, lecz co najważniejsze, pokonaliśmy siebie samych. Odrzuciliśmy naszą dzikość i zbudowaliśmy wspaniałą cywilizację. Czy jakakolwiek inna rasa przeskoczyła tak szybko od barbarzyństwa do cywilizacji?

Wiedz, Władco Ansaarów, że byliśmy niegdyś wojowniczą, brutalną rasą, która nie okazywała litości. Mogłabym powiedzieć ci o mordach, paleniu wiosek i zabijaniu dzieci, nieskończonych okrucieństwach, bezmyślnym zniszczeniu. Jeden z naszych mitów opowiada o pierwszych ludziach — matce, ojcu i dwóch synach. O tym jak jeden z synów podniósł rękę na drugiego i zgładził go. A to był dopiero początek.

Przez wiele tysięcy lat nie zaznaliśmy pokoju. Rodziny walczyły między sobą, miasta maszerowały na inne osiedla, kraje na kraje, a potem imperia ścierały się z imperiami. Wydawało się, że obrócimy całą Ziemię w gruzy i zgliszcza.

Ale tak się nie stało, Władco Ansaarów. To przypuszczalnie nasze największe osiągnięcie. Nasza szorstka, gniewna natura mogła doprowadzić nas do samozniszczenia, ale udało nam się tego uniknąć. Przeżyliśmy.

Powinieneś wiedzieć, Panie Wszystkiego, że w momencie moich narodzin podział Ziemi na narody był tylko wspomnieniem, a populacja Ziemi nie przekraczała liczby, którą planeta mogła wyżywić. Zmieniliśmy naszą planetę w zielony park, ze świeżym, czystym powietrzem i czystymi niebieskimi morzami. Ludzie żyli w harmonii, pełni nadziei.

A potem przyszli Ansaarowie.

Niewiele wiedzieliśmy wtedy o Imperium. Niewiele, ponieważ zdecydowaliśmy się nie podróżować wśród gwiazd. Było to w naszej mocy, gdybyśmy tego chcieli. Ale nie chcieliśmy.

Dawniejsi mieszkańcy Ziemi, którzy tworzyli narody z miast i imperia z narodów, przypuszczalnie patrzyli także na gwiazdy i mówili: „Niegdyś będziemy rządzić i gwiazdami!”. Jednakże w czasie, gdy nasza rasa poznała zasadę budowy statków gwiezdnych, nie widzieliśmy już powodów ku temu. Chcieliśmy pozostać na naszym małym świecie.

Myślisz zapewne, Wszechwiedzący, że jest to nasza wada. Przypuszczalnie masz rację. Byliśmy jednak szczęśliwi. Nasze trudne dni były za nami, zadowalało nas zrównoważone, harmonijne życie.

Wiedzieliśmy o Imperium, ponieważ mogliśmy wykrywać wiadomości przesyłane pomiędzy gwiazdami, choć nie byliśmy w stanie ich zrozumieć. Wiedzieliśmy, że niebo jest pełne światów, podejrzewaliśmy, że wiele z nich znajduje się pod władzą jednej, dominującej rasy. Myśleliśmy jednak, że Imperium nie chce od nas niczego.

Oczywiście myliliśmy się. Imperium nie zna granic, a duch Ansaarów nie zna pokoju. Twoi ludzie nie spoczną, dopóki ich potęga nie sięgnie od jednego końca wszechświata to drugiego.

Dnia podboju — powinnam powiedzieć Aneksji, wiem że powinnam tak powiedzieć — nie zapomnę nigdy. Było to wczasach twojego błogosławionej pamięci ojca, Jego Zmarłej Wysokości Senpata XIV, oby wiecznie zaznawał cudów Raju! Było to zaledwie dwa lub trzy lata po tym, jak urosły mi piersi. To są piersi, Wasza Wysokość, te wypukłości w tym miejscu. Gdybym miała dziecko, dawałyby one mleko, ponieważ — jak może wiesz — ludzie są ssakami. Pojawienie się piersi oznacza dla nas koniec dzieciństwa i początek kobiecości.

Dla mnie Aneksja rozpoczęła się w południe najjaśniejszego dnia lata, gdy moje życie było spokojne i szczęśliwe, a przyszłość wydawała się nieść nieskończone obietnice.

Mieszkałam wtedy z moją matką, ojcem, bratem Vannem i siostrą Theyl w domu o złotej kopule, w wiosce zamieszkałej przez tysiąc ludzi, mieszczącej się nad rzeką. Na wschodzie znajdowały się niskie, okrągłe wzgórza przypominające zielone garby, na zachodzie ziemia wznosiła się jak uniesiona dłonią olbrzyma, a w niebo strzelały góry z czarnego kamienia. Kiedyś, gdy Ziemia była zatłoczona i głośna, po naszej stronie rzeki wznosiło się wielkie miasto. Lecz była to daleka przeszłość i pozostały tylko jego ślady, szare linie fundamentów w trawie.