To był początek Szaleństwa, Czasu Ognia.
Demony, które pozostawiliśmy za sobą, potwory i koszmary naszej przeszłości, zostały uwolnione na nowo. Nasze spokojne społeczeństwo — dwa miliardy ludzi zamieszkujących całą zieloną planetę, ciche wioski o schludnych domach, przyjemnych ogrodach i uprzejmych, przestrzegających prawa mieszkańcach, wpadły w szał. Nic nie miało znaczenia poza potrzebą znalezienia pożywienia, broni i bezpiecznej kryjówki. Świat ponownie stał się dżunglą.
Tak, Wasza Wysokość, widzę twój uśmiech. Myślisz sobie — maula. Czego innego można się spodziewać. Zwykłe prymitywne istoty, żałosne dziesięć tysięcy lat cywilizacji — oczywiście, że zmieniły się w dzikie bestie w momencie, gdy coś poszło nie tak.
Oczywiście!
Masz rację — zachowaliśmy się strasznie. Ale pozwól, że zadam ci pytanie, Władco Ansaarów. Co by się stało, gdyby Ciemność nastała nad Haraar, gdyby Dźwięk rozdarł wasze niebo, nad waszymi głowami pojawiły się statki kosmiczne, a Głos oznajmił, że Imperium Ansaarskie upadło, że wasze terytorium stanowi teraz pomniejszą prowincję znacznie większego imperium z innego wszechświata, że zostaliście podbici przez istoty, dla których potężni Ansaarowie nie znaczą więcej niż owady? Co by się stało, Panie Wszystkiego? Niewolnicy w twoim pałacu — eunuchowie, konkubiny, wszystkie pomniejsze i ważne żony — czy zebraliby się wokół ciebie i chronili cię, Wszechwiedzący? Czy też zaatakowaliby cię, rozdarli na tysiąc strzępów i biegali po pałacu jak dzikie bestie?
Z całym szacunkiem, Panie Wszystkiego, pomyśl, co by się stało, gdyby rasa potężniejsza nawet od twojej przybyła bez ostrzeżenia i rozbiła twoje Imperium na kawałki, jak chłopak kopiący gniazdo owadów — od niechcenia, bez wysiłku?
Ciężko mi powiedzieć, w jaki sposób przeżyłam pierwsze dni po Aneksji — dni, które nazywaliśmy Szaleństwem, a na które teraz mówimy Czas Ognia. Tysiące zginęły, może setki tysięcy. Była to wojna wszystkich z wszystkimi.
Jedynymi rządami, jakie nam pozostały, były rządy Ansaarów, a w pierwszych dniach prawie Ansaarów nie widzieliśmy. Czasami słyszeliśmy ich Głos, ale oni sami pozostali praktycznie niewidoczni.
Nasz rząd zrzucał z nieba ulotki wzywające do dołączenia do ruchu oporu, ale nic takiego się nie stało. Przynajmniej byłam bezpieczna w domu. Zamknęłam drzwi i czekałam na powrót rodziców i rodzeństwa, bojąc się zasnąć.
Nigdy nie wrócili. Nigdy więcej nie zobaczyłam moich rodziców ani mojej siostry. Później dowiedziałam się, że mój ojciec zginął, gdy motłoch wdarł się do szpitala, szukając lekarstw. Moja matka została „zaanektowana” przez Ansaarów i zabrana do jednego z nowych ośrodków, w których przetrzymywani byli ludzie o zdolnościach naukowych lub technicznych.
Co do mojego brata i siostry…
Mój brat Vann, który udał przed Ansaarami, że jest w pełni wyszkolonym lekarzem, został zabrany do tego samego centrum, co moja matka. Jednak wkrótce został przeniesiony na inny świat imperialny. Odnalazłam go dopiero po latach, a wtedy… to już inna opowieść, Panie, do tego bardzo bolesna.
Ponieważ moja siostra Theyl pobierała nauki, aby zostać wróżbitką, przypuszczam, że została zaanektowana i zabrana do jednego z ośrodków, lub może zginęła w zamieszkach Czasu Ognia. Wolę jednak myśleć, że żyje i znajduje się gdzieś w Imperium.
Co do mnie, cóż, przetrwałam. Jakoś.
Gdy skończyło się jedzenie, zbierałam jagody i nasiona, jak dzika istota. Skradałam się do rzeki i napełniałam garnki i słoje deszczówką. Gdy zauważyłam dzikie zwierzę, próbowałam zabić je kamieniem. Jednak dzikie zwierzęta są na Ziemi rzadkością.
Ciemność skończyła się. Ansaarowie pozwolili słońcu ponownie świecić w dzień, a księżycowi i gwiazdom w nocy. Myślę, że wolałabym Ciemność. Czułabym się bezpieczniej, poruszając się w całkowitej ciemności. Kiedy tylko wychodziłam z domu i widziałam jednego z sąsiadów, uciekałam ile sił w nogach i kryłam się jak zwierzę w krzakach, wychodząc dopiero wtedy, gdy wydawało się to bezpieczne.
Jednak powoli Szaleństwo ucichło i przyzwyczailiśmy się do naszego nowego życia. Ponownie zaczęliśmy ufać sobie nawzajem i żyć jak cywilizowane istoty, którymi niegdyś byliśmy.
— Miasta zostały zniszczone, a ich mieszkańcy ewakuowani na wieś — dowiedziałam się od Harron Devoll, kobiety, która mieszkała po drugiej stronie strumienia. — Wszyscy przedstawiciele rządu nie żyją. — Gdy to usłyszałam, poczułam wielką stratę i smutek.
Usłyszałam także, że Ansaarowie opróżniają ziemskie muzea, zabierając nasze skarby na ich własną planetę. Że robią coś z oceanami i rzekami, aby uczynić je bardziej zdatnymi dla siebie. Że wszyscy zostaniemy zesłani do kopalni na odległych planetach. Że ansaarscy żołnierze gwałcą ziemskie kobiety.
Czy któraś z tych plotek była prawdą? Kto to wie?
Jednak życie toczyło się dalej. Stworzyliśmy małe grupy, które wspólnie uprawiały rolę i dzieliły się paczkowanym jedzeniem, które jeszcze nam pozostało. Odbudowaliśmy znaczną część centrum wioski, które zostało spalone pierwszego dnia podczas zamieszek. Jednak nadal nie przywrócono dopływu energii elektrycznej, a sieci komunikacyjne pozostały wyłączone. W jednej chwili zostaliśmy zepchnięci z powrotem do średniowiecza.
W trzecim miesiącu Aneksji przybyło do nas trzech Ansaarów w brązowym pojeździe o kształcie łzy. Zatrzymali się w centrum wioski i obejrzeli ją, przyglądając się ratuszowi, wybitym szybom sklepów i nam.
Spodziewaliśmy się półbogów. Lecz Ansaarowie byli tylko brzydkimi stworzeniami o grzebieniastych głowach, szerokopyskich, zwierzęcych twarzach, grubych szyjach, krótkich nogach i długich rękach, zwisających niemalże do ziemi.
Wybacz mi, o Wielki. Ansaarowie zajęli nasz świat w kilka chwil. Z pewnością istoty, które to uczyniły, powinny mieć posturę tytanów i aurę wielkości. Chcielibyśmy, aby byli wysocy i piękni, o lśniących oczach i heroicznych sylwetkach. Jednakże byli niscy, szorstcy i brzydcy. Nie poruszali się dumnym krokiem zdobywców, lecz zmęczonymi ruchami kogoś, kto wykonuje codzienną pracę, zwykłych żołnierzy patrolujących zwykłą, małą, podbitą planetę.
Widzę, że ponownie się uśmiechasz, Ekscelencjo. Wiem, co myślisz. Ale humory ma ta maula! Ośmiela się skarżyć, że ansaarscy żołnierze nie byli wystarczająco wspaniali! Chcę jednak mówić tylko prawdę. Tak właśnie się czuliśmy.
— Moglibyśmy ich zabić — ktoś zasugerował. — Jest ich tylko trzech, a nas wielu…
— Być może jesteśmy w stanie zabić tych trzech — odpowiedział ktoś inny — Ale potem przyjdą inni, którzy spalą wioskę do ziemi, a nas razem z nią. — Tak więc nie zrobiliśmy nic.
Trzech Ansaarów zamieszkało w naszym ratuszu i wzywali nas kolejno do siebie. Nie mogłam przestać się na nich gapić, wyglądali tak dziwnie, tak odrażająco. Tak, Wasza Wysokość, odrażająco. Chociaż mnie przerażali, wzbudzili także moją ogromną ciekawość. Kim były te istoty, które przebyły pół wszechświata, aby zabrać nam nasz świat, dlaczego to zrobiły? Ansaarowie mieli ze sobą urządzenie, które przekształcało moje słowa na język, który rozumieli oraz ich słowa na język Ziemi.
— Jakie specjalne umiejętności posiadasz, Laylah Wallis? — zapytali.
— Umiem się uczyć. To jest moja umiejętność.
Gdy to mówiłam, przysięgłam sobie, że dowiem się absolutnie wszystkiego o naszych najeźdźcach.
Trzy dni później ktoś ciężko zapukał w moje drzwi i usłyszałam głos Ansaara. Oczywiście się przestraszyłam. Byłam sama. Pamiętałam plotki o tym, że Ansaarowie uważają ziemskie kobiety za atrakcyjne.