Выбрать главу

Chociaż nie posiadałam dużego doświadczenia, to jak już wspominałam, umiałam się uczyć. Umiałam także wyjaśniać rzeczy, których się nauczyłam. Tak więc dowództwo Ansaarów pytało mnie o Ziemię, a ja im odpowiadałam. Jeśli nie znałam odpowiedzi, znajdowałam je.

Zrozumienie, że moje działania stanowiły zdradę w oczach innych ludzi, zajęło mi sporo czasu.

Mieszkałam w Nowym Haraar, nowo zbudowanej stolicy administracyjnej, i tutaj poszukiwałam odpowiedzi na pytania Ansaarów. Trudno było mi nawiązywać znajomości. Na początku myślałam, że wynika to z faktu, iż pochodziłam z obcej wioski. Potem jednak zauważyłam, że inni ludzie celowo mnie unikają, bo współpracowałam z naszymi panami z własnej woli. A moje relacje z oficerem sił okupacyjnych były wyraźnie przyjacielskie. Większość ludzi w stolicy widziała siebie jako jeńców, służących Ansaarom z niechęcią i nienawiścią w sercu.

Poznałam prawdę, gdy pewnego dnia szłam z mojego mieszkania do magazynu danych Ansaarów. Miałam spotkać się z Hauntem i złożyć mu raport na temat różnych ras gatunku ludzkiego i problemów, jakie te różnice powodowały w przeszłości. Nagle grupa ludzi — pięciu, ośmiu, może dziesięciu — wybiegła spomiędzy dwóch budynków i zaczęła na mnie krzyczeć i grozić mi pięściami.

— Ansaarska dziwka! — krzyczeli. — Kochanka obcych! Zdrajczyni! — Jeden z nich na mnie splunął. Inny pociągnął za włosy. Myślałam, że mnie zabiją.

— Ansaarska dziwka! — nadal krzyczeli. — Dziwka! Dziwka! Gdzie jest twój ansaarski kochanek, dziwko?

Nigdy w życiu nie walczyłam. Teraz jednak musiałam, próbując się bronić przed ich pięściami i kopniakami.

— Stójcie — wołałam. — Przestańcie!

Zaczęli mnie bić jeszcze mocniej. Pękła mi warga. Po policzku ciekła krew. Jedno z oczu spuchło.

A potem pojawił się Haunt.

Pojawił się znikąd, nagle był w środku kotła. Jego szpony zabłysły jasno w słońcu, złapał jednego z napastników i dotknął lekko jego policzka. Mężczyzna upadł na ziemię. Haunt dotknął kolejnego, który również upadł. I jeszcze jednego.

Pozostali cofnęli się, patrząc na Haunta i mnie z taką nienawiścią, że aż zadrżałam.

— Nie wolno wam jej krzywdzić — powiedział Haunt. — W przeciwnym wypadku spotka was ból. Teraz idźcie. Idźcie. — Po czym zapytał mnie: — Czy wszystko w porządku?

— Jestem nieco poobijana. Mam parę siniaków i zadrapań. Och, Haunt, Haunt — czy oni poszaleli? Dlaczego na mnie napadli?

— Nie podoba im się nasza przyjaźń. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

— Oczywiście.

— Nie są z tego zadowoleni.

Przez cały dzień słyszałam w głowie ich wściekłe krzyki. Zdrajczyni! Ansaarska dziwka! Gdzie jest twój ansaarski kochanek, dziwko?

Czy oni myśleli, że Haunt i ja…

Tak. Kilka dni później podczas lunchu obok mnie usiadła kobieta i zapytała cicho:

— Czy naprawdę z nim sypiasz, dziewczyno?

— Co?

— Ten Ansaar. Czy ty i on robicie to czy nie?

W głowie pojawił mi się obraz ciała Haunta przytulonego do mojego. Jego szponiaste ręce wędrujące po moich piersiach, udach i brzuchu. Jego spiczasty pysk szukający moich ust. Oczywiście między nami nigdy nie było żadnego kontaktu fizycznego.

— Jak możesz w ogóle o czymś takim myśleć? — zapytałam.

— Uważaj na siebie. Pracować dla nich to jedno — wszyscy musimy to robić — ale miłość? O nie, dziecko, to nie będzie tolerowane. Rozumiesz? To nie będzie tolerowane.

Nic nie mogło przekonać jej o mojej niewinności.

Gdy zobaczyłam się z Hauntem później tego dnia, nie mogłam zmusić się do powiedzenia mu, co usłyszałam. To było zbyt dziwne, zbyt wstydliwe. Przyjrzałam się mu — krępemu, niskiemu ansaarskiemu oficerowi z łuskowatą skórą, długimi, zwisającymi rękami, krótką szyją i masywnymi szczękami, z kolczastym grzebieniem na głowie. — Nie, nie — pomyślałam — nie moglibyśmy zostać kochankami. Ale jest porządny i miły, nie czuję do niego nienawiści.

Czy byłam jednak zdrajczynią?

Tak, byłam. Teraz to widziałam. W swojej naiwności zdradziłam swój lud, który mnie za to znienawidził. Moje życie było w niebezpieczeństwie. Gdybym nadal pracowała przeciwko swojemu gatunkowi, zapłaciłabym za to.

Dwa dni później zostałam zaatakowana ponownie.

Nie zauważyłam napastnika. Ktoś wyskoczył z cienia, uderzył mnie silnie w twarz i zniknął. Znowu pękła mi warga. Wydawało mi się, że ktoś przeciągnął po niej rozgrzanym do białości ostrzem.

— Powiedz mi, kto to był — zażądał Haunt.

Nie mogłam mu nic powiedzieć. Przydzielił mi ochronę robotów obronnych. Robot cały czas był przy mnie. Wytykano mnie palcami, syczano, wyśmiewano. Robot przechwytywał rzeczy, którymi we mnie rzucano, nie mógł jednak powstrzymać ich nienawiści.

Myślałam nad poproszeniem Haunta o zwolnienie mnie z aneksji i możliwość powrotu do wioski. Z tym że lubiłam dla niego pracować. Cieszyłam się, że mogę poznać historię Ziemi. Poza tym miałam poczucie, że współpracując z Ansaarami, pracuję dla Ziemi. Badałam ich, gdy oni badali nas, uczyłam się nie tylko ich języka, ale i ich natury. To mogło się przydać pewnego dnia.

Minęły trzy niepełne dni. Potem wysoki, białowłosy mężczyzna zaczepił mnie przed wejściem do biura Haunta i zapytał:

— Czy poznajesz mnie, Laylah?

Spojrzałam na niego.

— Nie.

— Nazywam się Dain Italu. Poznałem twojego ojca na studiach medycznych — ściszył głos. — Czy słyszałaś o rebeliantach, Laylah?

— Rebeliantach?

— Walczymy o wolność Ziemi — powiedział cicho. — Powiedziano mi, że pracujesz dla Ansaarów z własnej woli, Laylah, a nawet… — przerwał. — Cóż, były także inne zarzuty. Żądano kary śmierci. Broniłem cię. Powiedziałem, że córka Thomasa Wallisa nie mogłaby tak postępować. Mam nadzieję, że mam rację, Laylah.

Zaczerwieniłam się.

— Nie sypiam z Ansaarem, jeśli to chce pan powiedzieć, doktorze Italu. Ale współpracuję z jednym, to prawda — opowiedziałam mu, że mam wrażenie, iż informacje, które zdobywam na temat Ansaarów mogą okazać się przydatne dla Ziemi.

— Być może. Ale ostrzegam cię, Laylah. Uwolnij się od tego Ansaara. Zerwij z nim kontakty. W przeciwnym wypadku, gdy zaczną się kłopoty…

Jego głos stał się urywany i niepewny. Zrozumiałam, że mówił mi coś, czego prawdopodobnie nie powinnam wiedzieć, ze względu na przyjaźń łączącą go z moim ojcem.

Zostawił mnie tam, zamyśloną, niepewną.

Poszłam do biura Haunta. Na jego biurku leżały starożytne dokumenty, sięgające czasów wojujących narodów.

— Spojrzyj na nie, Laylah. Są fascynujące, absolutnie fascynujące. Ale nie rozumiem pewnych rzeczy. Może mogłabyś…

„Muszę ci coś powiedzieć” — pomyślałam. — „Szykuje się bunt. Oboje jesteśmy w niebezpieczeństwie”.

Przez cały poranek przeglądaliśmy dokumenty, a ja nic nie powiedziałam. Kiedy tej nocy zaczęło się powstanie…

Ach, Panie, znowu nadszedł poranek. Nie mam już czasu na kontynuowanie mojej opowieści!

* * *

— Bardzo sprytnie, Laylah — powiedział Imperator. — Zwodzisz mnie i zwodzisz, a kiedy twoja opowieść staje się naprawdę interesująca i chcę poznać dalszy ciąg, mówisz mi, że nadszedł poranek!

— Ale poranek naprawdę nadszedł, Panie. Kat czeka.

— Niech czeka — krzyknął Imperator. — Kto rządzi tym Imperium, Imperator czy kat? Muszę jeszcze wiele usłyszeć. Partyzanci planujący powstanie przeciwko rządom Ansaarów — dlaczego słyszę o tym po raz pierwszy? Kontynuuj. Kiedy tej nocy zaczęło się powstanie…