— Mówiłam przez całą noc, Panie. Mam jeszcze dużo do opowiedzenia, ale nie teraz, nie teraz! — Laylah delikatnie ziewnęła. — Błagam cię o wyrozumiałość, ponieważ muszę się teraz przespać, Ekscelencjo. A na ciebie czekają obowiązki władcy. Tego wieczoru będę kontynuować…
— Wieczorem — Imperator uśmiechnął się drwiąco. — Wieczorem! W ten sposób kupiłaś sobie kolejny dzień życia!
— To prawda, mój panie, to prawda. Jest to jednak życie więźnia — co to za życie? Z przyjemnością opowiem wszystko w godzinę i udam się na spotkanie losu. Ale teraz jestem bardzo zmęczona, Ekscelencjo.
— Zobaczymy się o zachodzie słońca — powiedział Imperator Ryah VII, a ona nie mogła stwierdzić, czy jego ton był rozbawiony, rozdrażniony, czy może jedno i drugie. — Odpoczywaj, Laylah. Przygotuj się do zakończenia opowieści tego wieczoru.
Potem wyszedł.
9
Rozkazałeś mi, Władco Galaktyki i Panie Wszystkiego, zwięzłość. Postaram się. Jestem tylko barbarzyńską niewolnicą, a ty Filarem Imperium. Opowiem ci o tym, co stało się tego strasznego i burzliwego wieczoru w Nowym Haraar.
Tej nocy rozlano ansaarską krew. Wiedz, Najwyższy, że Ziemia ma tylko jeden księżyc, duży i jasny. Jego fazy trwają 28 dni, w związku z czym każdego miesiąca jest noc całkowicie ciemna, poza zimnym światłem gwiazd. Takiej właśnie bezksiężycowej nocy rebelianci zadali pierwszy cios.
Musisz pamiętać, Ekscelencjo, że byliśmy niegdyś gwałtowną rasą, która z wielkim trudem nauczyła się ścieżki pokoju. Jednakże teraz pogrzebana wojenna natura wróciła do nas z siłą bestii, którą zbyt długo trzymano na łańcuchu.
Dwa miliony ludzi i tylko garstka Ansaarów. Partyzanci uważali, że jeśli uda im się zlikwidować kilku Ansaarów — pięciu tam, dziesięciu tam, płomień powstania rozbłyśnie jasno, a wtedy rząd imperialny może zdecydować, że jesteśmy zbyt dzicy, aby stanowić część Imperium.
Przez wiele tygodni buntownicy gromadzili broń — nie broń Ansaarów, zbyt skomplikowaną dla naszych umiejętności maula, lecz prostą broń ziemską — kije, pałki i inne. Uderzyli w tym samym czasie w dwunastu punktach Nowego Haraar. Nożami, pałkami, prostymi barbarzyńskimi broniami.
Jjai Haunt był jednym z Ansaarów, którzy zginęli w tym pierwszym ataku. Tylko dlatego, że tego dnia wyszłam z pracy wcześniej, uratowało mnie to przed śmiercią u jego boku. Był sam. Wyszli z ciemności i uderzali go raz po razie. Chociaż walczył dzielnie — wiem, że walczył dzielnie — było ich zbyt wielu. Zatłukli go swoimi nożami i pałkami. Zabili Ansaara, który służył na dwudziestu imperialnych światach.
Dwunastu innych Ansaarów zginęło w dwunastu różnych punktach Nowego Haraar. Bezksiężycową noc rozświetlił czerwony płomień pięćdziesięciu ognisk.
Przyszedł do mnie Dain Italu.
— Zbieraj się, szybko. Rebelianci przyjdą zabić cię dziś w nocy.
Chwyciłam moją podróżną torbę i wrzuciłam do niej kilka rzeczy — ubrania, książki, zdjęcia moich rodziców Na ulicy czekał ślizgacz.
— Dokąd mnie zabierasz? — zapytałam.
— Do zamku Sinona Kreisha — powiedział Italu.
Sinon Kreish, Wasza Wysokość, już nie żyje. Był jednak najbogatszym człowiekiem na Ziemi, otoczonym splendorem, który tylko Imperator potrafi zrozumieć. Dla mnie był on legendą.
— Czy wszyscy Ansaarzy zginęli? — zapytałam.
— Tylko kilku, Laylah. Ci, którzy zostali wyznaczeni.
— Czy ja także zostałam wyznaczona?
— Tak, przez jedną frakcję. Inni cię bronili. Byłaś bliżej Ansaarów niż większość z nas i poznałaś ich na tyle, że powinno być to nam pomocne.
Byliśmy już daleko od Nowego Haraar. Myślałam o Jjai Hauncie leżącym bez życia na ulicy i chciałam płakać, ale łzy nie przyszły. Byłam zbyt zdenerwowana i oszołomiona.
Niebo rozświetlił blady świt. Przed nami majaczyła ogromna czarna góra.
— Góra Vorn — powiedział Dain Italu. — Posiadłość Sinona Kreisha.
Ślizgacz wylądował na czarnym, skalistym szczycie. Wiedziałam, że przybyłam do miejsca pełnego cudów.
Złote promienie słońca odbijały się w wodospadach i rozświetlały stalowe niebo. Słodkie poranne powietrze wypełniło moje płuca jak słodkie wino. Moją duszę przeszyły starożytne czary.
Kobieta w służbie Sinona Kreisha podeszła do nas z niesamowitą gracją, jakby szybowała w dziwnym rozrzedzonym powietrzu.
— Jestem Kaivilda — powiedziała. — Witaj, Laylah Wallis.
Weszłam do domu Sinona Kreisha.
Sam Kreish, Panie Wszystkiego, był osobą niezwykle złożoną, wykształconą, bogatą i przebiegłą. Osobą o ogromnej charyzmie i znaczeniu. Godzina spędzona z nim, Panie, sprawiłaby, że zmieniłbyś zdanie o barbarzyńskich maula z Ziemi.
Wędrowałam po jego zamku jak w ekstazie. Posiadłość miała kształt ogromnego, lśniącego, onyksowego węża, wijącego się wzdłuż ostrego grzbietu szczytu góry Vorn. Jego najwyższy poziom, kwarcowy pęcherz, mieścił sypialnię Sinona Kreisha oraz jego laboratorium magiczne. Poniżej mieściła się sala trofeów w kształcie rogu z czystej platyny wiszącego nad doliną. Zaraz pod nim znajdował się harmonijny gabinet, wykuty w szmaragdzie.
Biały koniarz prowadził do pokoi rodziny Sinona Kreisha. Chroniły je rzędy ostrych jak brzytwa ostrzy, wysuwających się z podłogi w przypadku zagrożenia.
Drugie przejście otwierało się na galerię przyjemności. Mieszkańcy zamku mogli tu pływać w basenie wyłożonym płytami z granatu, dryfować w kolumnie ciepłego powietrza lub kontaktować się z rytmem i pulsem kosmosu. Tutaj także Sinon Kreish przechowywał dywany do medytacji skupiającej, zbiory niezwykle lekkich organizmów do autohipnozy oraz inne rzeczy, których przeznaczenia nie poznałam.
Z tego miejsca struktura zamku zakrzywiała się, a dwa skrzydła prowadziły z powTOtem w górę. Jedno z nich zawierało kolekcję cudów zoologicznych Sinona Kreisha, a drugie jego ogród botaniczny. Pomiędzy nimi mieściły się biblioteki, sale ze zbiorami antyków i dzieł sztuki oraz zamkowa jadalnia, pojedynczy ośmiokątny blok agatu, wiszący nad przepaścią. Poniżej znajdował się salon, ogromna sala, w której Sinon Kreish przyjmował gości. Lądowisko dla pojazdów gości mieściło się obok, na zboczu góry. Za lądowiskiem, wykute w zboczu góry, mieściły się kuchnie, urządzenia do recyklingu, generator, pokoje służby i tak dalej.
W cudownym domu spędziłam następne sześć miesięcy, traktowana jak członek rodziny Kreisha. Samego Sinona Kreisha widziałam na początku tylko kilkakrotnie i przelotnie. Jego pokaźna sylwetka przemieszczała się wzdłuż lśniących sal. Jednak jego rodzina przyjęła mnie ciepło. Był to czas czystej radości, życie we śnie, Panie, czas poza czasem. Stopniowo zaczęłam zrzucać z siebie stres i szok związany z Aneksją.
Wszystkie córki i synowie Sinona Kreisha już nie żyją, Panie Wszystkiego, a jego zamek został zmieniony w rumowisko przez mściwą armię Ansaarów. Jednak mój pobyt w tym miejscu pozostanie na zawsze wyryty w mojej pamięci.
W tym miejscu nie czuło się obecności Ansaarów na Ziemi. Wydawało się, że Aneksja nigdy nie miała miejsca.
Po pewnym czasie dowiedziałam się, że powstanie w Nowym Haraar upadło. Przed świtem tej pierwszej nocy siły Ansaarów aresztowały prawie wszystkich spiskowców. Większość szybko opuściła ten świat. Wszędzie przeprowadzono okrutne akcje odwetowe. Część najwspanialszych ziemskich monumentów została zrównana z ziemią. Kilka naszych najbardziej produktywnych regionów zostało wypalonych. W świat poszła wiadomość, że wszelkie kolejne ataki na Ansaarów spotkają się z jeszcze gorszą zemstą. Tak więc stało się jasne, że dobrotliwe rządy Ansaarów były tylko przykrywką, że byliśmy dla nich niczym więcej niż niewolnikami, którzy za nieposłuszeństwo będą karani jak zwierzęta.