— Ohyda — zajęczałem pewnego ranka, strząsając z łóżka odpadłe ze mnie strupy.
— Mnie to mówisz — powiedziała z niesmakiem Julia. — Nie mógłbyś sypiać na sofie?
Popatrzyłem na nią zdziwiony.
— Powinnaś okazać mi trochę więcej współczucia.
— Podobnie jak ty, kiedy to złapałam?
Spuściłem oczy.
— Przepraszam, ale wtedy nie zdawałem sobie sprawy jak to jest. Myślałem, że to była wyłącznie twoja wina.
Podeszła do mnie i musnęła wargami mój policzek.
— Wiem. Większość niezarażonych ciągle jeszcze tak myśli. Biedaku.
Przysiadłem na brzegu zapadającego się łóżka i pogrzebałem palcami u stóp w czerwonawym stosiku strupów zebranym na starym dywanie. Oparłem na kolanach wypełnione nimi dłonie i rozejrzałem się wokół, po zniszczonych, żółtych, drewnianych panelach ścian pokoju. Nowość, związana ze wspólnym mieszkaniem, odpłynęła już dawno. Wpatrywałem się w szarą, wełnistą nitkę pajęczyny, odchodzącą z sufitu aż do bezkształtnej brązowej szafy, i chciałem stąd wyjść, zniknąć na cały dzień. Wszystko, byle się wyrwać z ciepłej klaustrofobii naszych słabo oświetlonych pokoi i niekończących się filiżanek herbaty z mlekiem, które musiałem pić, by karmić swe wypełnione wysiękiem strupy.
— Nienawidzę tego — stwierdziłem, wzdychając. — Czuję, jak mnie wysysają. Każdy odpadający ze mnie strup przypomina kolejną cząstkę mnie, którą tracę na zawsze. Czy nie uważasz, że to właśnie nam robią? Dzień po dniu zbierają nas po trochu jak jakieś plony? Ocalają nasz materiał genetyczny z biologicznych szczątków zrzucanych przez nasze ciała? Jeśli trwałoby to wystarczająco długo, nic by ze mnie nie zostało. Obcy mogliby mnie odbudować z tych pozbieranych kawałeczków jako niewolnika na swoim statku kosmicznym.
— Obcy nie mają statku. Wszyscy o tym wiedzą.
— No, ale wiesz, co mam na myśli. Pomyśl o tym. Każda złapana choroba zmienia nas w jakiś sposób. Czy przybyli z aż tak daleka, tylko po to, by nas nimi zarażać? Musi być jakiś powód. W co oni nas przemieniają?
Julia wzięła szczotkę do włosów i przyklękła przed sięgającym jej do pasa lustrem, opartym o ścianę w pobliżu drzwi. Powoli zaczęła szczotkować włosy, tak wyczesując ich kosmyki, by móc widzieć swój naturalny kolor lśniący w świetle. Pomyślałem, jak to wolałem ją z krótkimi blond włosami, lecz nie powiedziałem tego na głos. Dalej czesała się w ciszy. Zacząłem ponownie.
— No wiesz, popatrz tylko na mnie. Przez ostatnie kilka tygodni zmieniono mi układ nerwowy, mój szpik kostny też uległ zmianom, a teraz zrzucam skórę. Słyszałem, że te zmiany są genetyczne i że zapisano je w naszym DNA. Nasze dzieci urodzą się już przeistoczone. I to nie tak, że będą posiadały naturalną odporność na Niebieskie Szkło, lecz ta choroba nie będzie się ich imać, gdyż już ich odmieniła. Oto, co chcę powiedzieć i nie przekonasz mnie, że ciebie to nie martwi. Skąd mamy mieć pewność, że obcy działają w naszym interesie?
Julia przeciągnęła ze złością szczotką po włosach, po czym upuściła ją na podłogę. Nagłym ruchem odwróciła się do mnie.
— Czasem naprawdę mnie wkurzasz, James. Nie słuchasz niczego, co do ciebie mówię, nie zgadzasz się ze wszystkim, co przeczytasz, a na dodatek starasz się wierzyć wszystkim historiom zasłyszanym w pubie od nieznajomych. Obcy nie mogą nam zaszkodzić i tego nie zrobią. To powszechnie zaakceptowany fakt, ustalony podczas kontaktu. Nikt, absolutnie nikt tego nie neguje. Nikt, za wyjątkiem ciebie.
Potrząsnąłem powoli głową. Tak właściwie, to i ja wierzyłem w to samo. Każdy, kto poczuł tamtej nocy falę wiary przelewającej się przez świat, gdy obcy wreszcie wyswobodzili się z gigantycznej kupy błota, którą wyhodowali na Wanstead Flats, nie mógł czuć inaczej. Witajcie, powiedzieli. Dosłyszeliśmy wasze umysły wołające do nas z przestrzeni. Nie zrobimy wam krzywdy. To było tak oczywiste, że leżało poza wszelkimi wątpliwościami.
Tym, którzy uważają nas z powodu naszej wiary za naiwnych i głupich, powiem tak: po pierwsze, jeśli was tam nie było, to tego nie zrozumiecie, po drugie, jak na razie wszystko wskazuje, że mieliśmy jednak rację. Obcy nigdy nie zamierzali nam zaszkodzić.
Twarz Julii złagodniała.
— Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam — powiedziała. — To nie twoja wina. Pamiętam, jak sama przechodziłam Parchy. Masz wtedy negatywne nastawienie do całego świata. Nie martw się. Przejdzie ci.
Wyprostowała się i przebiegła palcami po włosach, popatrzyła na siebie z zadowoleniem i sięgnęła po wiszący na tyłach drzwi nowy brązowy, wełniany płaszcz.
— Wychodzę na chwilę — stwierdziła. — Potrzebuję świeżego powietrza. Chcesz czegoś?
Spuściłem wzrok na dywan i westchnąłem.
— Zostań ze mną — poprosiłem. — Nudzę się.
— Nie będzie mnie tylko przez jakąś godzinkę — powiedziała. — Jesteś pewien, że niczego nie potrzebujesz?
Popatrzyłem na garść trzymanych w ręce strupów i ponownie westchnąłem.
— Tak, jestem. Co powinienem z nimi zrobić?
Podążyła wzrokiem za moim spojrzeniem i zaczęła chichotać.
— Powinieneś je pozbierać, a następnie umieścić w słoiku, który schowasz w suchym i bezpiecznym miejscu. Nie pozwól, by obcy ci je ukradli.
Uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową w udawanej rozpaczy.
— Jesteś chora.
Zebrałem do ręki kilka pozostałych na łóżku strupów i przeszedłem do łazienki, gdzie wrzuciłem je do toalety.
* * *Niezapominajkę złapaliśmy wspólnie z Julią od jakiejś pary, poznanej w pubie niedaleko ratusza. Tamci złapali Niebieskie Szkło prawie zaraz po tym, jak obcy wyznaczył granicę wokół South Street i byli obecnie wytrawnymi graczami w grze w obce choroby. Starania Julii, by zaimponować im przechodzonym niedawno atakiem Symfonii Smyczkowej, nie poruszyły ich nic a nic, lecz śmiali się, gdy opowiedziałem im o moim słoiku pełnym parchów. Gdy wieczór miał się już ku końcowi i byliśmy już bardzo pijani, zgodzili się nas zarazić. Niezapominajka jest — podobnie jak Niebieskie Szkło — chorobą węzłową. Musisz ją złapać, by otworzyć swe ciało na możliwość zarażenia kolejnymi chorobami. Mieli już zamykać, gdy mężczyzna nachylił się nade mną i pocałował mnie w usta, po czym zaczął chichotać. Uśmiechnąłem się z przymusem, nie zdając sobie sprawy, z czego tak naprawdę się śmiejemy. Dopiero później dowiedziałem się, że Niezapominajka przenosi się poprzez stan umysłu, a nie na drodze kontaktu fizycznego. Upojenie alkoholem pozwala chorobie przeskoczyć w odpowiednie miejsce pnia mózgu, nieznacznie zmodyfikowane już Niebieskim Szkłem.
Zataczaliśmy się, gdy trzymając się wzajemnie pod rękę, wracaliśmy do domu.
— Jestem pijana — zachichotała. — Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie mieszkamy.
— Tędy — powiedziałem, wskazując w dół uliczki, którą w połowie długości blokowało metalowe ogrodzenie, za którym leżała ciemność pustki porzuconego, niezagospodarowanego terenu. Oboje zaczęliśmy się śmiać.
— Niezapominajka przeprogramuje nam mózgi — powiedziała Julia. — Przesunie nasze wspomnienia, umieszczając je w zupełnie innych miejscach.
Stałem niepewnie na nogach, kołysząc się i starając sobie przypomnieć. Wszystkim, co przychodziło mi do głowy, było świąteczne ciasto. Wbijanie szpikulca, by zrobić w nim otwory, a następnie nalewanie tam whisky z nakrętki butelki. Bogaty smak nasączonych alkoholem rodzynek wypełnił mi usta. Nieoczekiwanie uczucie się rozpłynęło i doznałem przebłysku pamięci.
— Poszliśmy w złą stronę. Wracamy.
* * *Niezapominajka jest najlepszą chorobą. Teraz może tak nie uważasz, ale kiedy już ją złapiesz…