Gdy tylko skończyłam moją dziurę, mag wskoczył ze mną do niej. Cała byłam pokryta ziemią i potem, a ramiona wciąż mi drżały. Mag prowadził mnie pod ramię, z zamkniętymi oczami, przez zakręty i pętle mojego labiryntu. Kiedy doszliśmy do końca zabrał swoją łopatę i zabronił mi przychodzić, dopóki mnie nie wezwie.
Nie wezwał mnie do listopada, kiedy o drugiej w nocy przysłał mi smsa: „Przyjdź”. Wpatrywałam się w wiadomość i zastanawiałam, czy śnię. Ale telefon znów zapiszczał i wygrzebałam się z łóżka. Wyczołgałam się przez drzwiczki dla psa, żeby rodzice nie usłyszeli, że się wymykam. Mag czekał na mnie na swoim frontowym trawniku, opatulony w niebiesko-pomarańczową kurtkę narciarską z lat osiemdziesiątych. Miał też czerwoną czapkę z pomponem. Wyglądał jak wysoki, chudy niedźwiedź przebrany za klauna. Na pierwszy rzut oka uroczy, ale w sumie złowieszczy.
— Wiesz, co dziś za dzień? — zapytał.
— Przesilenie? — odpowiedziałam.
Poklepał mnie po głowie, więc uznałam, że to dobra odpowiedź.
— Dzisiejszej nocy ziemia pogrążona jest w najgłębszym ze swoich snów. Poznamy pewne tajemnice. Następnie dołożymy się do tego, żeby się przebudziła.
W milczeniu maszerowaliśmy przez lasy, mijając opuszczone domki skautów, zardzewiały automat do coli, i duży znak z napisem MLEKO. W lasach lądowały śmieci z farm — gdzieniegdzie stał cały samochód. Mag szedł ścieżką przede mną, błysk oranżu nad niewidzialnymi nogami. Udawałam, że go śledzę.
Wspięliśmy się na najwyższy punkt, gdzie znajdował się odsłonięty kamień i mała jaskinia. Dzieciaki przychodziły tutaj, żeby się napić, a kiedy mag wszedł na czworakach do środka usłyszałam brzęk pustych puszek po piwie. W środku było kompletnie ciemno i lodowato; czuć było słaby zapach papierosów i ziemi. Dygotałam pod wyziębioną skałą.
— Odwróć się twarzą do skały i wyszepcz swoje pytanie — powiedział do mnie z ciemności mag.
— Moje pytanie? — zdziwiłam się.
Jego ubranie zaszeleściło, kiedy się odwracał, a głos zasyczał, kiedy szeptał do skały coś, czego nie dosłyszałam. Usiadłam z policzkiem przy zimnym kamieniu, milcząc, słuchając oddechu maga odbijającego się od ściany jaskini. Nie mogłam tak po prostu o drugiej w nocy klepać pytań do skały. Gdyby mnie ostrzegł, wymyśliłabym idealne pytanie, pytanie, które zawierałoby wszystko, co chciałam wiedzieć o swoim życiu, a zamiast tego siedziałam tam jak kołek.
Szept ucichł i mag podszedł do mnie w ciemności. Złapał mnie za ramię.
— Czego chcesz? — spytał.
— Co?
— Czego chcesz na tym świecie?
Przycisnęłam policzek do skały i zastanowiłam się.
— Nie musisz mi mówić — powiedział. — Po prostu zadaj pytanie.
Wyczołgał się na zewnątrz przy akompaniamencie pobrzękiwania pustych puszek, a mnie otuliła cisza jaskini. Skała ziębiła mi policzek, więc uniosłam głowę.
— W jaki sposób stanę się magiem? — zapytałam.
Do mojej głowy zaczęły się wlewać obrazy, za dużo, za szybko, jakbym zadała za duże pytanie, żeby uzyskać prostą odpowiedź. Gorączkowo łapałam oddech. Kiedy to się skończyło wszystkim, co mi zostało, była moja żądza, wyraźniejsza niż dotąd, bardziej skoncentrowana. Do tej chwili nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tego chciałam, ale teraz stało się to absolutnie jasne.
Kiedy ja byłam w jaskini, mag na szczycie wzgórza rozpalił ognisko. Kiedy zobaczył, jak wychodzę, uśmiechnął się. Zastanawiałam się, czy teraz jesteśmy przyjaciółmi.
Gdy otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, odwrócił się do ognia. Wyciągnął ręce, żeby je ogrzać, a potem znów schował je w rękawiczki. W jednym gwałtownym ruchu odrzucił głowę do tyłu i krzyknął.
— OBUDŹ SIĘ!
Zaczął tańczyć wokół ogniska, zabawny, wariacki taniec, dużo wymachiwania rękami, wyginania kolan i szurania. Nie mogłam się powstrzymać od chichotu.
Zignorował mnie. Znów odrzucił głowę do tyłu i krzyknął.
— OBUDŹ SIĘ!
Nie zaprosił mnie, a ja początkowo byłam zbyt wystraszona, żeby do niego dołączyć. Zamiast tego trzymałam się z boku, tuż poza granicą żaru od ogniska. Kiedy wreszcie się do niego przyłączyłam, to bardziej ze względu na ciepło, niż na rytuał. Robiłam to, co on, ale w sumie tańczyłam lepiej. Poruszałam wyciągniętymi rękami jak wschodzące słońce. Potrząsałam biodrami, żeby przypomnieć ziemi przyjemności wiosny. Kiedy odrzucił głowę, ja też to zrobiłam i razem krzyknęliśmy.
— OBUDŹ SIĘ!
Tańczyliśmy i krzyczeliśmy do świtu, potem zgasiliśmy ognisko i wróciliśmy ścieżką przez las.
Wziął kilka jajek i przygotował omlety. Zrobił też kawę. Kiedy jedliśmy, frontowymi drzwiami weszła jego żona, świeża po własnym magicznym przesileniu. Mag powiedział mi, że jest związana z ogniem; może to dlatego jej twarz była zarumieniona w sportowy, prawie seksowny sposób. Była wysoka, elegancka i pełna gracji, kiedy całowała męża w policzek. Uznałam ją za przerażającą.
— Przesilenie się udało? — spytała.
— O tak — odparł mag.
Spojrzała na mnie i obdarzyła szerokim uśmiechem hostessy.
— Miło znów cię widzieć, moja droga — powiedziała. — Udane przesilenie?
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
Kiedy wychodziłam, mag odprowadził mnie do drzwi i pochylił się, żeby pocałować w policzek, suche, niezgrabne dziobnięcie. Z opóźnieniem cmoknęłam powietrze, ale byłam tak zaskoczona tym gestem, że ten całus wylądował przy jego szyi, zamiast na twarzy.
— Może jest zbyt zmęczona, żeby prowadzić? — zawołała jego żona z kuchni.
— Wszystko w porządku — odkrzyknął. — Wypiła kawę.
Przytaknęłam, jakby kobieta mogła mnie zobaczyć.
— Szczęśliwego przesilenia — powiedział mag.
Kiedy wyszłam, stał w drzwiach i patrzył, jak odjeżdżam.
* * *Wiosną zaczął mi dawać zadania. Nie takie, jak kopanie dziur, które było bardziej testem. Prawdziwy mag czyni rzeczy, ale żeby nauczyć się czynienia, najpierw musi zaliczyć zadania. Nie do końca to rozróżniałam, ale uznałam, że to kwestia zaufania.
Mag opowiadał czasem o innych uczniach, których miał. Wszyscy byli chłopcami, w jego opinii, tępymi. Kiedy zapytałam, czy zadawał im zadania, mag rzucił mi dziwne spojrzenie.
— Nie, żaden z nich nie był na to gotowy — odparł, machając ręką, jakby się ich pozbywał. Potem uśmiechnął się do mnie.
— Żaden z nich nie był taki, jak ty — powiedział.
Hołubiłam te słowa całymi dniami, drżąc z przyjemności, kiedy powtarzałam je w głowie. Mag uważał, że byłam taka, jak on. Uważał, że będę wielka, jak on. Nie byłam taką osobą, za jaką się uważałam.
Moim pierwszym zadaniem było połączyć dwa miejsca, które dotąd nie były połączone. Poprzez koła samochodu nie czułam ziemi, więc chodziłam na piechotę. Ku swojej konsternacji szybko odkryłam, że na przedmieściach większość miejsc była już połączona, chociaż w okropny sposób. Bezmyślne drogi łączyły domy z centrami handlowymi, kościołami, synagogami, szkołami. Drzewa poprzez korzenie trzymały się życia innych drzew. Zwierzęta wydeptywały swoje drogi, drogi, które zaraz znikały, ale łączyły wszystko, co było im potrzebne. Mogłam połączyć jedne domy z innymi, ale ludzie stawiali frustrujące mnie zapory: ogrodzenia drewniane, ogrodzenia elektryczne, paliki wyznaczające dokładnie granice własności, nawet w środku lasu.