Bardzo wiele relacji o spotkaniach z człowiekiem śniegu (zwanym tam ałmasem) pochodzi z Mongolii; nic też dziwnego, że wśród badaczy zagadnienia poważną rolę odegrali uczeni mongolscy. W latach dwudziestych żmudną pracę wykonał profesor C. Ż. Żamcarano, przeprowadzając wielką ilość rozmów z Mongołami. Każde doniesienie o spotkaniu z ałmasem od końca XIX wieku do roku 1928 nanoszono na specjalną mapę, zaznaczając datę spotkania. Uczestnik tych badań akademik D. Mejren, omawiając ich wyniki, stwierdza, że jeszcze na początku czternastego sześćdziesięciolecia według kalendarza mongolskiego (lata 1807–1867) ałmasy zamieszkiwały dość gęsto w wielu okolicach Mongolii Wewnętrznej i Zewnętrznej.
Wyniki badań nad ustaleniem wyglądu ałmasów (zwanych też chun-guresu) podsumował uczony mongolski, akademik Rinczen:
„Ałmasy są bardzo podobne do ludzi, z tym że ciało ich pokrywają rudawoczarne włosy, dość rzadkie, gdyż między włosami prześwieca skóra, co nigdy nie zdarza się u dzikich zwierząt, żyjących na stepach. Wzrost podobny jak u Mongołów, ale ałmasy chodzą pochylone i na ugiętych kolanach. Mają potężne szczęki i niskie czoło. Łuki nadbrwiowe bardzo wydatne w porównaniu do Mongołów. Kobiety mają wiszące piersi, tak że siedząc na ziemi mogą przerzucić pierś do tyłu i karmić stojące za plecami dziecko”.
Zdziwienie musi budzić wiadomość, że resztki dzikich ludzi dożyły naszych czasów nie tylko na stokach najwyższych gór świata, lecz także w Stanach Zjednoczonych. Amerykanin Ivan T. Sanderson, autor książki o śnieżnym człowieku, w czasopiśmie „Argosy” (luty 1968) opowiada o tym, jak doszło do zdobycia zdjęć żywego okazu bipfoota, czyli wielkiej stopy, jak go tam nazywają. (Widocznie częściej widywano ślady stóp niż samo zwierzę). Było to w górach północnej Kalifornii, gdzie znajdują się dzikie i trudno dostępne tereny, w odległości 35 mil od najbliższej szosy. Roger Patterson i Bob Gimlin wędrowali z jucznymi końmi, które wiozły żywność, nabitą broń i naładowane kamery filmowe oraz aparaty fotograficzne. W pewnej chwili konie stanęły dęba i zrzuciły jeźdźców. Roger zdążył jeszcze schwycić kamerę filmową. W odległości stu stóp (a więc około 30 m) po przeciwnej stronie potoku zobaczył bigfoota.
„…Na drugim brzegu strumienia, twarzą do nas a plecami do lasu stała człowiekowata istota, wzrostu, jak ustaliliśmy potem mierząc wysokość drzew, na tle których zrobiliśmy jej zdjęcie, rzędu siedmiu stóp (213 cm)… Była to samica pokryta krótkim, czarnym, lśniącym włosem. Włosy spadały na czoło, zakrywając brwi. I jeszcze jedno: nie miała szyi! Podstawa głowy rozszerzała się i przechodziła bezpośrednio w szerokie, muskularne ramiona”.
Zdjęcie filmowe pokazano ekspertom z Holywood, którzy stwierdzili, że zrobienie podobnych zdjęć trickowych musiałoby kosztować kilka milionów dolarów.
Ivan Sanderson był też jednym z dwóch zoologów (drugim był Belg Heuvelmans, autor wydanej u nas książki „Siadami zaginionych zwierząt”), którzy oglądali zamrożone w bryle lodu ciało człowieka śniegu.
Heuvelmans zebrał relacje o spotkaniach z człowiekowatymi istotami na terenach Himalajów, Półwyspu Malajskiego i Indonezji oraz Ameryki Południowej. Himalaje wydają się być jedynym terenem, gdzie występują dwie wyraźnie różniące się odmiany paleoantropów. Górale mówią tam o dużym i małym jeti. Mały, o wzroście około 150 cm, odpowiada opisom ałmasów oraz owłosionych dzikich ludzi, znajdowanych niegdyś na terenie Europy. Duży jeti, który dał początek legendzie o „odrażającym człowieku śniegu”; jest pokryty czarnym włosem, sięga 3 m wzrostu i ma charakterystyczną spiczastą głowę (grzebień kostny, jak u samców goryli). Jego opisy odpowiadają zdjęciom z Kalifornii i Heuvelmans wysuwa hipotezę, że może on być identyczny z rzekomo kopalnym gigantropem, którego ząb trzonowy znaleziono w Chinach.
Heuvelmans uważa, że nauka rozporządza już wystarczającą ilością danych na temat tego zwierzęcia, aby wprowadzić je do systematyki i proponuje nazwę Dinanthropoides nivalis.
Wśród badaczy zajmujących się sprawą człowieka śniegu szczególną pozycję zajmuje moskiewski uczony Borys Porszniew, doktor filozofii i historii (odpowiednik docenta hab. w Polsce), laureat nagrody państwowej. Jego zainteresowania naukowe obejmują psychologię społeczną, etnografię, antropologię i biologię.
Zajmując się problemem stosunku kopalnego człowieka neandertalskiego do środowiska przyrodniczego, Porszniew zwrócił uwagę na pewne zbieżności pomiędzy doniesieniami o śnieżnym człowieku a wynikami swoich badań. Sprawa, którą skłonny był traktować jak kaczkę dziennikarską, ukazała mu się nagle w nowym świetle. Od tego czasu doktor Porszniew zajął się badaniem tego zagadnienia, angażując całą swoją rozległą wiedzę i pasję uczonego. Zgromadziwszy ogromną ilość materiału, Porszniew wystąpił ze zwartą i udokumentowaną teorią na temat człowieka śniegu. Człowiek neandertalski, twierdzi Porszniew, nie wymarł gwałtownie, lecz był stopniowo wypierany przez gatunek homo sapiens i proces ten dobiega końca dopiero w naszych czasach.
„Wystarczająco duża ilość niezależnych doniesień, z których żadnego nie można bezwarunkowo uznać za całkowicie pewne, w sumie daje pewność — pisze Borys Porszniew o przyjętej metodzie pracy. — Nie wszyscy obserwatorzy zauważyli na przykład właściwości szyi albo sposób uciekania przed człowiekiem, albo paznokcie, albo sposób zachowania się koni przy spotkaniu z człowiekiem śniegu. Uwzględniliśmy setki takich powtarzających się szczegółów. Na kartę z napisem „szyja” nanosiliśmy symbole wszystkich epizodów, w których wspomniana była szyja, a z drugiej strony perforowaliśmy w odpowiednim miejscu wszystkie karty z odpowiednimi epizodami. W ten sposób otrzymaliśmy serie”.
Dzięki tej metodzie udało się odtworzyć nie tylko wygląd współczesnego neandertalczyka, lecz także tryb jego życia. Zacytujmy jeszcze raz doktora Porszniewa:
„Paleoantrop może mieszkać wszędzie, gdzie występują jakiekolwiek inne zwierzęta. Odpowiada mu każda okolica, nie odstrasza go żadna wysokość. Przed chłodem i brakiem pożywienia w zimie chroni się, jak można sądzić z pośrednich danych, obniżając przemianę materii przez długotrwały sen z krótkimi przerwami, rzadziej zapadając w letarg w przygotowanych przez siebie jamach lub w jaskiniach. Przed chłodem chroni go nie tyle skóra, ile nagromadzona jesienią podskórna warstwa tłuszczu.
Paleoantropy są pożeraczami przestrzeni. Potrafią biegać jak konie, przepływać rzeki i bystre potoki. W procesie przejścia na dwunogi sposób poruszania się, u samic, w odróżnieniu od małp, rozwinęły się długie piersi, pozwalające karmić w marszu dziecko uczepione na plecach. Ogromnej ruchliwości tego gatunku odpowiada brak instynktu tworzenia długotrwałych schronień — mają jedynie prowizoryczne legowiska. Samce podejmują dalsze wyprawy niż samice. Samce i samice tworzą trwałe pary w wieku dojrzałości płciowej. Okolice, gdzie zaobserwowano małe, są ściśle określone i bardzo nieliczne na Ziemi.
Jest to obecnie najbardziej rozrzedzony gatunek ssaków, choć możliwe, że kiedyś występował w większych skupieniach… Typowe jest jednak rozproszenie osobników na rozległych przestrzeniach. Przyroda wyposażyła go w zdolności do odnajdywania się, w tym również potężnym i przenikliwym krzykiem… Dalekie marsze, rzadkie kontakty i być może krótkotrwałe skupiska, łączą gatunek w jedną niewidzialną siatkę na całym obszarze jego występowania. Oczywiście mamy też do czynienia ze względną izolacją. W obrębie gatunku występuje niezwykle duże zróżnicowanie wzrostu, barwy sierści i budowy ciała”.