Выбрать главу
* * *

Minął jeden, dwa, trzy wieczory, aż wreszcie zmizerowany i na wpół przytomny z podniecenia zawołał Potterleya.

Profesor stanął w połowie schodów i powiódł wzrokiem po skleconej przez Fostera aparaturze.

— Rachunki za elektryczność są bardzo wysokie — przemówił swoim łagodnym głosem. — Nie chodzi mi o wydatek, po prostu może to zwrócić uwagę władz miejskich. Czy jest na to jakaś rada?

Wieczór był ciepły, Potterley jednak miał na sobie kamizelkę i kołnierzyk zapięty pod szyją. Foster, ubrany tylko w podkoszulek, podniósł na niego załzawione oczy i rzekł drżącym głosem:

— To już nie będzie długo trwało, doktorze Potterley. Poprosiłem pana na dół, gdyż chcę panu coś oznajmić. Chronoskop może być zbudowany. Nieduży, oczywiście, ale może.

Potterley przytrzymał się poręczy. Postać jego zwiotczała nagle.

— Można go zbudować tutaj? — z trudem wydobył z siebie szept. — Tak, tutaj w suterenie.

— Mówił pan…

— Wiem, co mówiłem — wykrzyknął niecierpliwie Foster. — Mówiłem, że nie da się tego zrobić. Nie wiedziałem wtedy nic. Nawet Sterbinski nie wiedział.

Profesor potrząsnął głową.

— Jest pan pewien? Nie myli się pan, doktorze Foster? Nie przeżyłbym, gdyby…

— Nie mylę się — odparł Foster. — Do diabła, gdyby wiadomości teoretyczne były wystarczające, moglibyśmy mieć chronoskop już ponad sto lat temu, kiedy zaczęło się mówić o neutrino. Całe nieszczęście w tym, że pierwsi badacze uważali je wyłącznie za tajemniczą cząstkę elementarną nie posiadającą masy czy ładunku, które dałyby się wykryć. Było to po prostu coś dla wyrównania bilansu i uratowania zasady zachowania masy i energii.

Nie miał pewności, czy Potterley dobrze go rozumie. Było mu zresztą wszystko jedno. Pragnął obecności jakiejś żywej istoty, aby dać ujście swym skłębionym myślom. Potrzebował także tła do tego, co będzie musiał za chwilę oznajmić Potterley owi. Ciągnął więc:

— To Sterbinski pierwszy odkrył, że neutrino przedziera się przez barierę przekroju czynnego czasu i przestrzeni, że podróżuje przez czas i dlatego pozostaje nie wykryte. On pierwszy stworzył metodę zatrzymania neutrino. Wynalazł przyrząd, rejestrujący je i doszedł do tego, jak objaśnić wzór strumienia neutrino. Oczywiście, na strumień oddziałuje i odchyla go każda rzecz, przez którą neutrino przechodzi w swej podróży przez czas, a odchylenia mogą być analizowane i przekształcane w obrazy rzeczy, powodujących te odchylenia. Możliwe jest wejrzenie wsteczne. W ten sposób można wykryć nawet wibrację powietrza i przekształcić w dźwięk.

Potterley wyraźnie nie słuchał.

— Tak. Tak — mruknął. — Ale kiedy będzie pan w stanie zbudować chronoskop?

— Proszę pozwolić mi skończyć — nalegał Foster. — Wszystko zależy od metody użytej do wykrywania i analizowania strumienia neutrino. Metoda Sterbinskiego była trudna i okrężna. Wymagała ogromnej energii. Ale ja studiowałem pseudograwitykę, doktorze Potterley, naukę o sztucznych polach grawitacyjnych. Specjalizowałem się w dziedzinie zachowania się światła w takich polach. To nowa nauka, Sterbinski nic o tym nie wiedział, inaczej znalazłby — każdy by znalazł — znacznie lepszą i wydajniejszą metodę, wykorzystującą pole pseudograwitacyjne. Gdybym zaczynając znał lepiej neutrinikę, od razu bym na to wpadł.

Potterley rozpogodził się trochę.

— Wiedziałem — rzekł. — Nawet jeśli wstrzymają badania w dziedzinie neutriniki, rząd nie może mieć żadnej absolutnie pewności, że odkrycia w innych gałęziach nauki nie dostarczą wiedzy na temat neutriniki. Taka jest wartość scentralizowanego zarządzania nauką. Doszedłem do tego wniosku na długo przedtem, zanim pan przystąpił tu do pracy, doktorze Foster.

— Gratuluję panu — powiedział Foster — ale jest jedna rzecz…

— Och, wszystko to nieważne. Niech pan mi odpowie, proszę. Kiedy pan będzie w stanie skonstruować chronoskop?

— Niech mi pan pozwoli dokończyć, doktorze Potterley. Chronoskop na nic się panu nie przyda. (Nareszcie mam to z głowy, pomyślał).

* * *

Potterley powoli zszedł ze schodów. Stanął, patrząc Fosterowi prosto w oczy.

— Co chce pan przez to powiedzieć? Dlaczego ma się nie przydać na nic?

— Nie zobaczy pan Kartaginy. To jest właśnie to, co chciałem panu powiedzieć. To jest to, do czego prowadziłem. Nigdy nie będzie pan mógł zobaczyć Kartaginy.

— Och, nie, myli się pan. Jeśli pan będzie miał chronoskop, nastawimy po prostu odpowiednią ostrość….

— Nie, doktorze Potterley. To nie kwestia ostrości. Istnieją przypadkowe czynniki, które oddziałują na strumień neutrino, tak jak oddziałują na wszystkie cząstki elementarne atomu. Nazywamy to zasadą niepewności. Gdy strumień jest zarejestrowany i zinterpretowany, przypadkowy czynnik występuje jako brak wyrazistości lub „szumy”, jak nazywają to łącznościowcy. Im dalej przenika się w głąb czasu, tym większy jest brak wyrazistości, większe szumy. Wreszcie szumy zatapiają obraz. Czy rozumie pan?

— Większa moc — rzekł Potterley martwym głosem.

— To nie pomoże. Kiedy szumy rozmazują jakiś detal, powiększa się on, powodując z kolei zwiększanie się szumów.

Nie zobaczy pan nic na wyblakłym filmie powiększając go, prawda? Własności fizyczne wszechświata stawiają pewne ograniczenia. Przypadkowe ruchy termiczne molekuł powietrza wyznaczają granice wykrywalności dźwięku za pomocą przyrządu. Długość fali świetlnej lub elektronowej stawia ograniczenia co do wielkości obiektów, dających się zobaczyć za pomocą przyrządu. W ten sam sposób działa to w chronoskopii. Może pan zastosować wejrzenie wsteczne do określonej głębokości.

— Ale jak głęboko? Jak?

Foster zaczerpnął tchu.

— Sto dwadzieścia pięć lat. To jest maksimum.

— Przecież miesięczny biuletyn Komisji dotyczy niemal całkowicie historii starożytnej. — Potterley zaśmiał się nerwowo. — Pan się myli! Rząd jest w posiadaniu danych aż z trzechtysięcznego roku przed naszą erą!

— Odkąd to zaczął pan im wierzyć? — spytał pogardliwie Foster. — Rozpoczął pan tę całą historię od udowadniania mi kłamstwa, gdy utrzymywałem, że żaden historyk nie korzystał z chronoskopu. Czy nie rozumie pan teraz, dlaczego? Bo nic by mu to nie dało, z wyjątkiem kogoś zainteresowanego historią współczesną. Żaden chronoskop, w żadnych warunkach, nie może wejrzeć w głąb czasu dalej niż do roku 1950.

— Myli się pan. Nie wie pan wszystkiego — powtarzał Potterley.

— Prawda nie zawsze jest taka, jaką chciałby pan ją widzieć. Niech pan zrozumie. Rola rządu polega tu na podtrzymywaniu oszustwa.

— Dlaczego?

— Nie wiem.

Perkaty nos Potterleya drgał. Oczy wychodziły z orbit.

— To tylko teoria, doktorze Foster. Niech pan zbuduje chronoskop — błagał. — Niech pan zbuduje i wypróbuje.

Foster uwięził ramię Potterleya w gwałtownym uścisku.

— Czy myśli pan, że go nie mam? Że powiedziałbym panu to wszystko przed sprawdzeniem na wszelkie znane mi sposoby? Zbudowałem chronoskop. Znajduje się tu, obok pana. Niech pan spojrzy.

Podbiegł do przełączników kabli zasilających. Nacisnął jeden po drugim. Wyregulował opornik, pokręcił gałkami, zgasił światło w piwnicy.

— Niech pan zaczeka. Musi się rozgrzać.

Mniej więcej pośrodku ściany ukazał się malutki jasny punkt. Potterley wymamrotał coś bez związku, ale Foster znów krzyknął:

— Niech pan patrzy!

Światło wyostrzyło się, rozjaśniło, następnie rozłamało na ciemne i jasne desenie. Kobiety i mężczyźni! Niewyraźni. Rysy zamazane. Ręce i nogi — po prostu smugi. Przemknął staromodny naziemny pojazd, niewyraźny, ale dający się rozpoznać, jeden z tych używanych ongiś z silnikiem spalinowym na benzynę.