Potterley usiadł.
— Porozmawiajmy o tym, Foster, — rzekł ujmująco. — Doceniam pański idealizm. Jest pan młody. Chce pan sięgnąć do gwiazd. Ale nie może pan zniszczyć samego siebie z powodu ekstrawaganckich zapatrywań na istotę badań. Ja pana w to wciągnąłem. Jestem za to odpowiedzialny i ostro siebie potępiam. Działałem pod wpływem emocji. Moje zainteresowanie Kartaginą zaślepiło mnie, byłem głupcem.
Foster przerwał mu.
— Mam uwierzyć, że zmienił się pan całkowicie w ciągu dwóch dni? Kartagina nic już nie znaczy? Hamowanie badań przez rząd też nie ma znaczenia?
— Nawet taki głupiec jak ja może się czegoś nauczyć, Foster. Moja żona mnie nauczyła. Teraz rozumiem, dlaczego rząd zakazał badań w dziedzinie neutriniki. Jeszcze dwa dni temu nie rozumiałem. A dziś ten zakaz w pełni aprobuję. Widział pan, w jaki sposób zareagowała moja żona na wieść, że mamy u siebie chronoskop. Przewidywałem użycie chronoskopu do celów badawczych. Ona widziała w tym tylko przyjemność neurotycznego powracania do własnej przeszłości, martwej przeszłości. Badacze w ścisłym tego słowa znaczeniu, Foster, stanowią mniejszość. Tacy ludzie jak moja żona będą przeważali. Rząd stoi na stanowisku, że popieranie chronoskopii umożliwiłoby ludziom wejrzenie nie tylko we własną, lecz i w cudzą przeszłość. Urzędnicy państwowi byliby narażeni na szantaż i niestosowną presję, bo któż na tym świecie ma absolutnie czyste konto. Jakikolwiek zorganizowany rząd byłby nie do pomyślenia. Foster oblizał wargi.
— Możliwe. Możliwe, że stanowisko rządu jest w pewnym stopniu usprawiedliwione. Ale tu chodzi o ważną zasadę. Któż wie, jakie jeszcze osiągnięcia nauki mogą być blokowane, skoro uczeni są zepchnięci na wąską ścieżkę. Jeżeli chronoskop stanie się powodem przerażenia kilku polityków, jest to cena, którą trzeba zapłacić. Ogół powinien uświadomić sobie, że nauka musi być wolna i najbardziej dramatycznym sposobem, aby tego dopiąć, jest publikacja mojego odkrycia — tak czy inaczej, legalnie czy nielegalnie.
Krople potu wystąpiły na czoło Potterley a, ale głos jego pozostał spokojny.
— Och, nie tylko kilku polityków, doktorze Foster, proszę tak nie myśleć. Mnie czeka to samo. Moja żona będzie spędzać czas na ciągłym obcowaniu z naszą zmarłą córką. Będzie odbiegać coraz dalej od rzeczywistości. Zwariuje przeżywając w kółko te same sceny. Zresztą, nie tylko o mnie chodzi. Takich jak Caroline będzie wielu. Dzieci poszukujące swych zmarłych rodziców lub własnej młodości. Cały świat zacznie żyć przeszłością. Szczyt obłędu.
— Aspekty moralne nie mogą być tu brane pod uwagę — odparł Foster. — Nie ma takiego osiągnięcia w historii, którego ludzkość nie przeinaczyłaby w pomysłowy sposób. Ludzkość musi również znaleźć środki zapobiegawcze. A co do chronoskopu, to grzebiącym się w martwej przeszłości dość szybko się to uprzykrzy. Przyłapią swoich ukochanych rodziców na pewnych sprawkach, które ukocham rodzice popełniali, i stracą entuzjazm do całego przedsięwzięcia. Ale to wszystko jest bez znaczenia. Mnie chodzi o ważną zasadę.
— Niech pan zapomni na chwilę o pańskiej zasadzie. Czy ludzie nie są dla pana równie ważni? Czy nie rozumie pan, że moja żona będzie przeżywała pożar, który zabił nasze dziecko? Żadna siła jej przed tym nie powstrzyma. Znam ją. Będzie śledziła każdy najdrobniejszy szczegół usiłując zapobiec nieszczęściu. Stale, raz po raz mając nadzieję, że ono się nie stanie. Ile razy chce pan zabić Laurel?
Głos mu się załamał. Fosterowi zaświtała nagła myśl.
— Czego pan się naprawdę boi, doktorze Potterley? Co ona odkryje? Co się stało tej nocy, gdy wybuchł pożar?
Historyk gwałtownie ukrył twarz w dłoniach, zatrząsł się od suchego szlochu. Foster poczuł się nieswojo, odwrócił się i zaczął wyglądać przez okno.
Po chwili Potterley odezwał się.
— Od lat mnie to gnębi. Caroline nie było wówczas w domu. Doglądałem dziecka. Wszedłem wieczorem do dziecinnego pokoju, by sprawdzić, czy Laurel nie skopała pościeli. Trzymałem w palcach papierosa. Wtedy jeszcze paliłem. Musiałem go zgasić kładąc na popielniczce, która stała na komodzie. Byłem zawsze ostrożny. Dziecko spało spokojnie. Wróciłem do saloniku i zasnąłem oglądając video. Obudziłem się, dusząc się od dymu, otoczony płomieniami. Nie wiem, jak powstał pożar.
— Ale myśli pan, że mógł to sprawić papieros, prawda? — powiedział Foster. — Papieros, którego tym razem zapomniał pan zgasić?
— Nie wiem. Próbowałem ją ratować, ale gdy wydostałem się z płomieni, była już martwa w moich ramionach.
— Przypuszczam, że nigdy nie wspomniał pan żonie o papierosie.
Potterley potrząsnął głową.
— Ale żyję z tym.
— Tylko że teraz ona, mając chronoskop, może to odkryć. A jeśli nie był to papieros? Jeśli pan go zgasił? Czy nie jest to możliwe?
Skąpe łzy obeschły na twarzy Potterleya. Czerwień ustąpiła z policzków.
— Boję się tego ryzyka. Ale to nie tylko o mnie chodzi, Foster. Przeszłość kryje przerażające rzeczy dla większości ludzi. Niech pan nie wypuszcza tych strachów na rodzaj ludzki.
Foster przemierzał pokój. No tak, to w pewnym sensie tłumaczyło gwałtowną irracjonalną pasję, z jaką Potterley głosił chwałę Kartagińczyków, a głównie starał się obalić historię o rzucanych w ogień ofiarach dla Molocha. Oczyszczając ich z winy dzieciobójstwa przez całopalenie, sam w sposób symboliczny się z tej winy oczyszczał.
Ten sam ogień, który doprowadził do zainicjowania budowy chronoskopu, teraz doprowadził do zniszczenia przyrządu.
Foster popatrzył ze smutkiem na starszego człowieka.
— Rozumiem pańskie uczucia, doktorze Potterley, dla mnie jednak jest to sprawa wyższego rzędu. Chcę zniszczyć to, co ściska naukę za gardło.
Doprowadzony do ostateczności Potterley zawołał:
— Jednym słowem chce pan rozgłosu i bogactwa, które towarzyszą takiemu odkryciu.
— Nie wiem nic o bogactwie, ale i ten motyw może wchodzić w grę. Jestem tylko człowiekiem. — Nie przemilczy pan swego odkrycia?
— Bez względu na okoliczności — nie! — głos Fostera brzmiał stanowczo.
— No cóż, w takim razie… — historyk podniósł się i stał przez chwilę przeszywając go wzrokiem.
Foster przeraził się na moment. Potterley był starszy od niego, niższy, słabszy i chyba nie uzbrojony. Jednak…
— Jeżeli myśli pan o tym — powiedział — żeby mnie zabić lub o czymś równie szalonym, to chcę pana zawiadomić, że zostawiłem w sejfie informację, którą odpowiedni ludzie znajdą tam w razie mego zniknięcia lub śmierci.
— Niech pan nie będzie idiotą! — odrzekł Potterley z godnością i wyszedł.
Foster zamknął drzwi, przekręcił klucz i usiadł, aby to wszystko przemyśleć. Było mu głupio. Nie zostawił, oczywiście, żadnej informacji w sejfie. Takie melodramatyczne środki zapobiegawcze normalnie nie przyszłyby mu do głowy. Teraz jednak…
Poczuł się jeszcze bardziej głupio. Spędził godzinę na wypisywaniu wzorów dotyczących zastosowania optyki pseudograwitacyjnej do neutrinicznego zapisu oraz na rysowaniu kilku schematów szczegółów technicznych konstrukcji. Włożył to do koperty, zapieczętował, a na wierzchu nakreślił nazwisko Ralpha Nimmo.