Выбрать главу

Aldez pobiegł dalej korytarzem, nie zamykając drzwi pokoju Jana. Korzystając z tego, Jan poszedł za nim. Gdy stanął w drzwiach magazynu, Aldez klęczał na podłodze pod ścianą. Obok niego leżał Dag. Na jego piersiach spoczywała niewielka skrzynka. Jan poznał ją od razu. Wewnątrz musiał znajdować się uranowy pojemnik do przewozu źródeł radioaktywnych. Skrzynka, mimo małych wymiarów, zawierała dwieście kilogramów metalu, a więc ważyła tu więcej niż masa trzydziestu kilogramów na Ziemi. Twarz Daga zalana była krwią.

— To uran — powiedział Jan. — Dag przeliczył się z siłami. Chciał to widocznie zdjąć z regału i…

— Co ty mi tu głupstwa opowiadasz! — warknął Aldez wściekle. — To musiałoby spadać sześć razy wolniej niż na Ziemi! Zdążyłby uskoczyć! Do diabła! Kto tu jest oprócz nas?

— Tylko my i Molton.

— Molton! — Aldez obmacał kieszenie Daga, wydobył pistolet i nie oglądając się na Jana wybiegł. Jan słyszał, jak wbiega po schodach, otwiera drzwi śluzy, potem zamyka je z trzaskiem. Znów przebiegł obok otwartych drzwi magazynu w stronę celi Moltona.

Jan ruszył w tamtą stronę. W otwartych drzwiach stał Aldez, patrząc na zwiniętą pod pledem postać w kącie. Po chwili, uspokojony jakby, podszedł do leżącego, pochylił się nad nim i nagle, odrzucony silnym kopnięciem, znalazł się znów przy drzwiach. Chwycił równowagę, wycelował z pistoletu do wstającego z barłogu wysokiego młodego mężczyzny, który szedł w jego stronę z wyciągniętą do przodu lufą miotacza gazu usypiającego. Pistolet Aldeza nie wypalił. Jan cofnął się odruchowo. Usłyszał syk strumienia gazu.

Tknięty nagłym olśnieniem pobiegł w stronę otwartego magazynu. Rozrzucając stare opakowania w kącie, dogrzebał się jednego ze swych robotów. Drugiego nie było. A właściwie — była tylko jego zewnętrzna powłoka, jakby maskaradowy kostium, oraz plecak, w którym roboty noszą swe baterie zasilające. Zamiast baterii jednak plecak zawierał butle z powietrzem.

— Witam cię! — powiedział ktoś od progu.

Jan odwrócił się.

— Binx?

— Zgadłeś. Twój robot naprawczy, do usług! — roześmiał się tamten. — Pomóż mi zabrać tego… nieboszczyka. Trzeba zamknąć go z Aldezem, bo jeszcze nam ucieknie.

— Jak to? Więc…?

— Żyje, żyje. To farba, nie krew.

— A Heron?

— Niestety… Musiał być chory na serce. Kiedy mnie zobaczył, spadł biedak ze schodów. Musiałem mu potem rozbić głowę, żeby upozorować wypadek, ale on już i tak nie żył, To było dość przykre, ale musiałem.

Jan wszystko już prawie rozumiał, ale wciąż wydawało mu się, że coś tu jeszcze pozostało do wyjaśnienia. Wreszcie przypomniał sobie.

— Słuchaj, Binx! A ten szczur? Skąd tu wziął się ten szczur?

— To rzeczywiście byłoby dziwne i zagadkowe, gdyby nie fakt, że… to ja go miałem ze sobą i wypuściłem z pudełka. Widzisz, świadomość obecności szczurów usypia czujność, znieczula ucho na podejrzane szelesty. A poza tym musiałem przecież coś jeść. Ubytki żywności w magazynie też najłatwiej zwalić na szczury…

VI

Major był w świetnym nastroju i jakby odmłodniał przez tych kilka dni.

— Owszem, mogę teraz odpowiedzieć na pana pytania — powiedział. — Przede wszystkim jednak składam panu serdeczne podziękowanie w imieniu… no, w ogóle, w imieniu wszystkich. Zrobił pan wszystko, czego spodziewaliśmy się po panu, a ponadto jeszcze wykazał pan znakomite wyczucie sytuacji. Jak pan zdołał zorientować się w czasie pobytu w Arthemis, Aldez za wszelką cenę unikał rozlewu krwi. Grał o wysoką stawkę, ale przez cały czas, realizując swoje plany, liczył się z możliwością przegranej i zabezpieczał sobie odwrót. Gdybyśmy nie byli w stanie udowodnić mu jego prawdziwych zamiarów, on i jego towarzysze otrzymaliby bardzo niskie wyroki. Nie można by im wykazać nawet spowodowania zagrożenia życia pasażerów uprowadzonego statku — Aldez był niezłym pilotem i miał formalnie ważną licencję. W ogóle jak wynikało z analizy jego osobowości, przeprowadzonej przez komputer na podstawie danych z akt Kosmopolu, Aldez jest człowiekiem bardzo ostrożnym i skrupulatnym. Poza tym nie znosi fizycznie widoku krwi…

— Owszem, zauważyłem to w chwili, gdy odkrył śmierć Herona — wtrącił Jan.

— A zatem — kontynuował major — mieliśmy dość spokojne sumienie wysyłając tam pana.

— Wciąż jednak nie wiem, czemu zawdzięczam ten wybór mojej osoby?…

— To proste — uśmiechnął się major — komputer na pana wskazał.

— Komputer?

— Tak. Wybrał pana na podstawie danych osobowych. Dlatego nawet trudno mi powiedzieć, co zadecydowało o wyborze. Nie pytaliśmy komputera o uzasadnienie. Pan rozumie, czas naglił. Podobnie zresztą cały plan akcji był weryfikowany przez maszynę. Teraz mogę panu zdradzić, że miał pan 94 % szans wyjścia cało z tej akcji. Natomiast, gdybyśmy zaatakowali porywaczy bezpośrednio, szanse starego Binxa byłyby bliskie zera. Szanse porywaczy oczywiście także.

— A jaką szansę zdobycia potrzebnych mu informacji miał Aldez?

— Około 20 %, ale tylko w przypadku, gdyby zdołali porwać młodego Binxa i torturowali go na oczach starego. Torturowanie starca nie wchodziło w rachubę. Prędzej by im skonał, niż zdołaliby cokolwiek z niego wydobyć. Wiedzieli o tym.

— Ciekawe, co zrobilibyście, gdyby Binx jednak zdradził tajemnicę?

Major przez chwilę nie odpowiadał, potem popatrzył Janowi w oczy.

— A pan co by wówczas zrobił na naszym miejscu? Gdyby Aldezowi udało się odnaleźć choćby jeden pocisk typu „D”, wycelowałby go w kierunku Ziemi i wtedy już nie moglibyśmy zrobić niczego wbrew jego rozkazom. Ryzykowalibyśmy życie milionów ludzi.

— Tak, rozumiem… — powiedział Jan.

— Binx bardzo kocha swego jedynego wnuka. Aldez oparł na tym cały swój plan, którego drugą, równoległą częścią było porwanie młodego, pracującego na Księżycu. Ta część planu nie powiodła się. Ale wiadomo, że na Księżycu istnieje druga grupa ludzi Aldeza. Możliwe, że na podstawie materiałów zdobytych przez was w Arthemis, uda się ich ująć.

— Zastanawiam się wciąż, jak to się stało, że nie wiedząc nic o planach Kosmopolu, zmyśliłem coś tak bliskiego prawdy… — powiedział Jan w zamyśleniu.

— To jeszcze jeden dowód, że komputer, który pana wybrał, nie omylił się — powiedział major wstając. — Optymalny wariant planu był tylko jeden!

— Ale ja nie jestem przecież komputerem! — stwierdził Jan skromnie.

VII

Siedząc w swoim mieszkaniu Jan przeglądał atlas Księżyca. Rejon, w którym przed pół wiekiem ukryto broń „D”, można było w przybliżeniu zlokalizować na podstawie miejsca lądowania rakiet z groźnym ładunkiem.

Jan prześlizgiwał się wzrokiem po nazwach obiektów selenograficznych w tej części Księżyca.

Jak to powiedział stary Binx, gdy wracali wtedy, z Arthemis? Jan przypomniał sobie jego słowa: „Kerman uważał się zawsze za znakomitego psychologa. To on wybrał miejsce ukrycia pocisków. Ja byłem specjalistą od maskowania, a Dall kierował maszynami. Kerman powiedział, że nikomu nie przyjdzie do głowy szukać właśnie tam — bo to byłoby zbyt proste, jak mówił. Ja wierzę tylko w dobre maskowanie, nie w jakieś tam kabalistyczne własności nazw…”

Potem Jan przypomniał sobie — żartem wypowiedziane — słowa majora Netza: „A może Binx coś nieopatrznie panu powiedział, niech pan się przyzna!”

…potem wzrok Jana padł na łacińską nazwę jednego z „jezior” na księżycowej mapie. Przeczytał ją i pomyślał: