Выбрать главу

— Co to jest entropia, papo? — pisnęła Jerrodette II.

— Entropia, skarbie, to takie słowo, które oznacza liczbę końców, liczbę śmierci we Wszechświecie. Wszystko się wyczerpuje, widzisz, tak jak twój mały robot „walkie — talkie”. Pamiętasz?

— I nie można po prostu założyć nowej baterii, tak jak do mojego robota?

— Gwiazdy już same z siebie są źródłami energii, kochanie. Kiedy one się skończą, nie będzie już żadnych innych źródeł.

Jerrodette I jęknęła: — Och, nie pozwól im tatusiu! Nie pozwól, żeby gwiazdy się skończyły!

— Widzisz, do czego doprowadziłeś! — szepnęła Jerrodine zirytowana.

— Skąd mogłem wiedzieć, że tak się przestraszy? — odszepnął jej Jerrodd.

— Tato, niech tata zapyta MICROVACa! — lamentowała Jerrodette I. — Niech tata zapyta, jak to zrobić, żeby gwiazdy z powrotem świeciły?!

— No, zapytajże! — powiedziała Jerrodine. — Będzie przynajmniej spokój. (Jerrodette II zaczynała już płakać). Jerrodd wzruszył ramionami.

— No już, dobrze, dzieci. Zapytam MICROVACa. Nie martwcie się, zaraz nam powie, v Rzucił MICROVACowi pytanie, pośpiesznie dodając: „Odpowiedź drukuj”.

Potem rozwinął cienką, cellurową wstęgę wydruku i odezwał się do dziewczynek pełnym otuchy głosem:

— No widzicie? MICROVAC powiedział, że kiedy nadejdzie czas, będzie na wszystko uważać. Więc już się nie martwcie.

— A teraz, dziewczynki, czas spać — dorzuciła Jerrodine. — Niebawem będziemy w naszym nowym domu.

Zanim zniszczył cellurową taśmę, Jerrodd raz jeszcze przeczytał wydrukowane na niej słowa:

BRAK DOSTATECZNYCH DANYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI.

Wzruszył ramionami i spojrzał na wideoplan. X–23 była tuż, tuż…

VJ–23X z Lamethy wpatrywał się przez chwilę w czeluść trójwymiarowej mapy Galaktyki, sporządzonej w mikroskali, a potem powiedział:

— Ciekawe, czy my nie jesteśmy śmieszni z tym naszym zainteresowaniem materią?

MO–17J z Nicrona potrząsnął głową.

— Myślę, że nie. Wiesz przecież, że przy obecnym tempie ekspansji, Galaktyka zapełni się w ciągu pięciu lat…

Obaj wyglądali najwyżej na jakieś dwadzieścia lat. Byli wysocy i idealnie zbudowani.

— Mimo to — odezwał się VJ–23X — waham się jeszcze, czy przedstawić tak pesymistyczny raport Radzie Galaktycznej.

— Nawet bym się nie zastanawiał nad tonem raportu. Wstrząśnij nimi trochę. To im dobrze zrobi.

VJ–23X westchnął.

— Ale Kosmos jest nieskończony! Czeka na nas sto bilionów galaktyk. Więcej nawet!

— Sto bilionów to nie jest nieskończoność. I ta liczba wciąż maleje. Pomyśclass="underline" dwadzieścia tysięcy lat temu rodzaj ludzki po raz pierwszy uporał się z problemem wykorzystywania energii gwiazd. A w niewiele stuleci później stały się praktycznie możliwe podróże międzygwiezdne. Ludziom trzeba było miliona lat na zapełnienie jednego małego świata, a potem wystarczyło im tylko piętnaście tysięcy lat na wypełnienie reszty Galaktyki. Teraz ludność podwaja się co dziesięć lat!

VJ–23X przerwał mu:

— To dzięki nieśmiertelności.

— Zgoda. Nieśmiertelność jest faktem i musimy się z nią liczyć. To prawda, że nieśmiertelność ma i drugie oblicze. Galaktyczny AC rozwiązał wiele naszych problemów, ale trzeba przyznać, że przy rozwiązywaniu problemu nieśmiertelności zapomniał o swoich poprzednich rozwiązaniach…

— Ale mimo to, jak sądzę, nie miałbyś ochoty pożegnać się z życiem?

— No, wiesz! — żachnął się MQ–17J, natychmiast łagodniejąc. — Jasne, że nie. Stanowczo nie osiągnąłem jeszcze odpowiedniego wieku. Ile masz lat?

— Dwieście dwadzieścia trzy. A ty?

— Ja nie mam jeszcze dwóch setek. Ale wracając do rzeczy — populacja podwaja się regularnie co dziesięć lat. Nasza Galaktyka jest już przepełniona, następną będziemy mieli zapełnioną w ciągu następnych dziesięciu lat. Jeszcze dziesięć lat i jeszcze dwie galaktyki więcej. Następna dekada — i cztery dalsze. W ciągu tysiąca lat mamy milion zaludnionych galaktyk, a w ciągu dziesięciu tysięcy lat — całą Metagalaktykę. I co wtedy?

— Jeśli już przy tym jesteśmy, to istnieje tu jeszcze problem transportu. Ciekaw jestem, jak wiele energii trzeba zużyć na przeniesienie istot z jednej galaktyki na drugą?

— Bardzo słuszna uwaga! Już obecnie ludzkość zużywa dwie jednostki słoneczne na rok.

— Większość z tego jest tracona. Poza tym nasza Galaktyka zupełnie bezużytecznie wyrzuca w Kosmos tysiąc jednostek słonecznych rocznie. A my zużywamy tylko dwie z nich.

— W porządku, ale nawet przy stuprocentowej wydajności bylibyśmy w stanie tylko odroczyć nasz koniec. Nasze wymagania energetyczne rosną w postępie geometrycznym — nawet szybciej niż zaludnienie. Energii zabrakłoby nam szybciej niż miejsca w Galaktyce. To była słuszna uwaga. Bardzo słuszna…

— Wobec tego będziemy musieli budować nowe gwiazdy z gazu międzygwiezdnego…

— Może jeszcze z rozproszonego ciepła? — rzucił ironicznie MQ–17J.

— A jeśli rzeczywiście istnieje jakiś sposób na zawrócenie entropii? Powinniśmy o to zapytać Galaktycznego AC.

VJ–23X nie powiedział tego zupełnie poważnie, ale MQ–17J dobył już z kieszeni swój łącznik AC i położył go przed sobą na stole.

— Ja też mam na to ochotę — powiedział. — Ostatecznie to jest problem, przed którym tak czy inaczej stanie kiedyś ludzkość…

Przez chwilę przyglądał się małej, sześciennej kasetce. Nie było w niej nic szczególnego poza tym, że przez hiperprzestrzeń połączona została z wielkim Galaktycznym AC, będącym na usługach całej ludzkości. Jak uważano, nawet sama hiperprzestrzeń stanowiła integralną część Galaktycznego AC.

MQ–17 zastanawiał się chwilę, czy w jego nieśmiertelnym życiu uda mu się kiedykolwiek ujrzeć Galaktycznego AC. Znajdował się pono na swojej własnej planecie spowitej pajęczyną wiązek pola siłowego, utrzymujących w swym wnętrzu materię. Stamtąd brały swój początek fale submezonowe, które zastąpiły teraz prymitywne zawory molekularne. I mimo tak subeterycznej pracy Galaktyczny AC — jak mówiono — mierzył sobie pełnych tysiąc stóp średnicy.

MQ–17J, nagle zdecydowany, rzucił w mikrofon kasety pytanie:

— Czy można będzie kiedykolwiek zawrócić bieg entropii?

VJ–23X spojrzał na niego zaskoczony i powiedział:

— Nie sądziłem, że naprawdę o to zapytasz.

— Dlaczego nie?

— Obaj wiemy, że entropia nie może maleć. Nie sposób zamienić dymu i popiołu na powrót w drzewo.

— Masz na swoim świecie drzewa? — odparł MQ–17J.

Przerwał im Galaktyczny AC. Z małej kasety na biurku dobył się piękny, delikatny głos:

BRAK DANYCH WYSTARCZAJĄCYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI.

— Widzisz? — powiedział VJ–23X.

Po czym obaj mężczyźni powrócili do swego raportu, który mieli przygotować dla Rady Galaktycznej.

Umysł Zee Pierwszego kontemplował nową galaktykę bez szczególnego zainteresowania dla niezliczonych gwiezdnych spiral, które ją stworzyły. Nigdy przedtem jej nie widział. Zresztą, czy kiedykolwiek mógłby je wszystkie obejrzeć? Tyle ich przecież, każda z własnym brzemieniem ludzkości — i to brzemieniem, które zawsze było zbędnym balastem. Coraz częściej prawdziwą esencję człowieczeństwa można było znaleźć tu, w przestrzeni międzygwiezdnej.

I to umysły! Nie ciała! Nieśmiertelne ciała pozostawały hen, na planetach, zawieszone ponad wiekami. Czasem zrywały się jeszcze do jakiejś materialnej działalności, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Wprawdzie kilka nowych istot podjęło materialną egzystencję, przyłączając się w ten sposób do tego nieprawdopodobnego tłumu, ale jakież to mogło mieć teraz znaczenie? Tak czy inaczej, we Wszechświecie brakowało już miejsca dla nowych istot…