Kontakty kosmiczne wymagają tolerancji dla cudzych przekonań, nie ograniczonej żadnymi barierami — choćbyśmy takie bariery uznawali i stosowali wobec siebie. Jedyną granicą naszej tolerancji będzie fizyczne zagrożenie nas samych ze strony pozaziemskiej społeczności.
Krzysztof W. Malinowski
CZEKAJĄC NA KOSMITÓW
Kontrowersyjna książka Ericha von Dänikena „Wspomnienia z przyszłości”, a następnie i film pod tym samym tytułem, zrealizowany przez dr. Haralda Reinla, wywołały nadspodziewanie wielkie zainteresowanie — i to nawet łudzi na co dzień dość obojętnie odnoszących się do ziemskich przedsięwzięć kosmicznych w ogóle, a do przesławnego problemu „kontaktu” z cywilizacjami kosmicznymi w szczególności. A przecież nawiązywanie łączności z reprezentantami, obcych, pozaziemskich (a najprawdopodobniej i spoza Układu Słonecznego) cywilizacji kosmicznych już od stu lat prawie zapładnia wyobraźnię pisarzy fantastów, stanowiąc zarazem jeden z najbardziej wyeksploatowanych tematów fantastyki naukowej.
Nie czas jeszcze zapewne na poważne dyskusje nad poglądami von Dänikena — w każdym zaś razie na dyskusje naukowe. Zbyt wiele bowiem w jego poglądach pozostaje jeszcze w sferze czystej presumpcji. Z drugiej strony zaś zbyt mało jeszcze argumentów może współczesna archeologia i historia sztuki przytoczyć na korzyść starożytnych budowniczych i wynalazców. Tak więc wszelkie polemiki, dotyczące koncepcji von Dänikena, noszą w najlepszym wypadku znamię dyskusji czysto akademickich, a jedynym konkretnym argumentem, jaki można by wysunąć przeciwko Dänikenowi, może być tylko stara naukowa zasada Williama Ockhama: nie mnóżmy bytów ponad potrzebę…
Jednakże wraz z hipoteza o wizycie kosmitów na Ziemi odżył i inny problem — właśnie sprawa nawiązania łączności z wysoko zorganizowanymi cywilizacjami kosmicznymi. Problem ten, jak się wydaje, stanowi wdzięczniejszy, niż Dänikenowskie hipotezy, obiekt do przeprowadzania naukowej analizy. Tym samym więc staje się on również trudniejszy do zbycia kilkoma słowami krytyki.
Nie ulega wątpliwości, iż w ostatnich latach oblicze zagadnienia „kontaktu” istotnie się zmieniło. Z przedmiotu fantastycznych popisów literackich i nieprawdopodobnych hipotez stał się on jednym z obiektów intensywnych badań naukowych, zmierzających do znalezienia optymalnego sposobu nawiązania łączności z braćmi po rozumie. A przecież próby nawiązania takiej łączności czyni się od dawna — już bowiem dwanaście lat temu amerykański astronom i astrofizyk F. Drake rozpoczął emisję w Kosmos specjalnie kodowanych sygnałów elektromagnetycznych. Sygnały te przeznaczone są dla inteligentnych istot, zamieszkujących (być może) najbliższe okolice Układu Słonecznego.
Od tego czasu program takiej łączności jest konsekwentnie realizowany w ZSRR i w Stanach Zjednoczonych. Główny udział ma tu oczywiście nasłuch radioastronomiczny — dziesiątki obserwatoriów na całym świecie „wsłuchują się” w pomrukiwanie Wszechświata w nadziei zidentyfikowania jakichś nienormalnych, sztucznie wytworzonych sygnałów, przeznaczonych dla Ziemian lub przedstawicieli innej, wysoko rozwiniętej cywilizacji kosmicznej.
Ale Kosmos, jak dotąd, milczy.
I to właśnie uporczywe „silentium universi” zmusza nas do nieustannego rewidowania naszych poglądów na sprawę „kontaktu”. Jedno jest już pewne — optymizm wielkich fantastów sprzed pół wieku był mocno przesadzony; milczenie nieba skłania do refleksji, których rezultaty nie są — w każdym razie na pierwszy rzut oka — najweselsze. Rodzą się coraz nowe pytania i wątpliwości, na które nie jesteśmy Jeszcze dziś w stanie odpowiedzieć. Ale już sam fakt, że takie pytania powstają i że rodzą się wątpliwości, z których jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu nie zdawaliśmy sobie sprawy, zdaje się świadczyć o tym, że — tak czy inaczej — znajdujemy się na razie na etapie dojrzewania do „kontaktu”; że Ziemianie przeżywają obecnie dopiero stadium kreacji na cywilizację kosmiczną i nie pozostają w tyle, lecz wręcz przeciwnie — raczej przedwcześnie usiłują rozbić skorupkę…
Czy więc dorośliśmy już do nawiązania takiej łączności? Czy aby wiemy na pewno, jak się do tego w ogóle zabrać? A może Kosmos wcale nie milczy, a tylko my — ludzie — nie potrafimy się z jego sygnałami uporać? Może wysoko zorganizowane cywilizacje kosmiczne przekazują nam swoje komunikaty metodami, które są nam jeszcze zupełnie nie znane?
To mniemanie zyskuje sobie ostatnimi czasy coraz więcej zwolenników. Amerykański astronom Carl Sagan podał tu znamienny przykład: przecież i dziś, na Ziemi, fale elektromagnetyczne emitowane przez stacje radiowe i telewizyjne, niosąc nieprzebrane bogactwo informacji, przenikają poprzez ciała niczego nieświadomych australijskich Papuasów… Czyż oznacza to, że oni tych wiadomości nie pragną? Oni po prostu nie znają takiego sposobu przekazywania informacji. Faktem jest także, że utyskiwania radioastronomów na wysoki poziom kosmicznych szumów (naturalnych zakłóceń) skłania do przypuszczeń, iż każda rozumna cywilizacja kosmiczna, świadoma istnienia takiego właśnie kłopotu, winna dążyć do przekazywania swoich kosmicznych komunikatów przy pomocy metod, zapewniających wysoką jakość i niezawodność przesłania informacji. Troska o maksymalną „odróżnialność” nadawanych sygnałów od innych składników kosmicznego pomruku, winna więc zaważyć na wyborze jakiegoś niekonwencjonalnego nośnika informacji (np. fal grawitacyjnych, których my, Ziemianie, nie wykryliśmy jeszcze ostatecznie).
Istnieją oczywiście i inne — jeszcze radykalniejsze — poglądy w tym względzie. Uważa się na przykład, że większość zaawansowanych w rozwoju cywilizacji kosmicznych może po prostu… milczeć i co najwyżej przysłuchiwać się — podobnie jak my — odgłosom Kosmosu.
Dlaczego?
Powodów po temu mogłoby być wiele: fatalne doświadczenia przeszłości, nieudany, czy też katastrofalny w skutkach poprzedni kontakt (mit o tym, jakoby wysoko rozwinięta, superinteligentna cywilizacja musiała się cechować tym, co my zwykliśmy nazywać humanitaryzmem, należy odłożyć do lamusa), czy też wreszcie niechęć do nawiązywania łączności z innymi rozumnymi istotami z powodów, których my, ludzie, jako cywilizacja młoda jeszcze i zapewne niezupełnie dojrzała, po prostu nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Być może w oczach dojrzalszych kosmitów jesteśmy jeszcze kosmicznymi oseskami, niezdolnymi do odgrywania we Wszechświecie roli świadomej swych obowiązków cywilizacji galaktycznej. Świetny obraz takiej właśnie sytuacji — „zmowy milczenia”, jaka mogłaby nas otaczać — dał Stanisław Lem w swojej „Nowej kosmogonii”.
Oczywiście wszystkie wymienione przeze mnie racje pozostają na razie tylko w sferze hipotez; i jedynym na to lekarstwem jest czas. Ale czy i dziś, na poziomie współczesnej ziemskiej wiedzy, nie jesteśmy w stanie niczego wywnioskować? Czy w trakcie naszych dywagacji, prób „rozbicia skorupki”, nie popełniamy jakichś omyłek?
Ostatnio jednym z najbardziej krytykowanych stanowisk wobec sprawy „kontaktu” stał się niczym nie uzasadniony — a najczęściej wręcz nieświadomy — antropomorfizm. Faktem jest niestety, że wiele propozycji nawiązania łączności, oraz sposobów przekazywania kosmitom naszych informacji, grzeszy takim właśnie, antropomorficznym podejściem.