Выбрать главу

Czymże bowiem jest ROZUM, którego tak uporczywie we Wszechświecie szukamy? Dlaczego zwykliśmy tak często zakładać, iż legendarny „kontakt” dotyczy jakichś — innych wprawdzie i bardziej lub mniej udziwnionych — ale zawsze białkowych, organicznych istot innoplanetarnych? Musimy się przecież liczyć przede wszystkim z jakimiś —diametralnie różnymi od naszego — centrami inteligencji, czymś w rodzaju galaretowatego oceanu Solaris Lema, krystalicznego rozumu z opowiadania bułgarskiego pisarza Sławczewa czy też „czarnego obłoku” plazmatycznej materii, zrodzonego w wyobraźni amerykańskiego astrofizyka i pisarza s — f Freda Hoyle’a. Trzeba sobie uświadomić, że nasza „inność” jako cywilizacji kosmicznej nie sprowadza się tylko do specyfiki kształtów. Wielki zbieg okoliczności, jakim było powstanie życia na Ziemi, tysiącletnie procesy ewolucyjne — wszystko to czyni nas obiektami pod każdym względem ewenementalnymi we Wszechświecie. W takim samym — co kształty — stopniu specyficzna jest nasza budowa chemiczna, mentalność i zrodzona przez nią nauka; logika rozumowania i wyobraźnia kształtowały się w oparciu o specyfikę ziemskich warunków, a co za tym idzie, dopasowywały się do nich również nasze kategorie myślenia i sposób pojmowania zjawisk…

Pogląd ten świetnie ilustruje wypowiedź jednego ze znawców tematu, prof. E. Kolmana:

„Naiwne byłoby przypuszczenie, jakoby u wszystkich wysoko zorganizowanych istot zasady ich funkcjonowania i percepcji były na tyle podobne do naszych, że moglibyśmy je modelować za pomocą konstrukcji cybernetycznych… Przypisywanie hipotetycznym, z pewnością do nas niepodobnym istotom jakiegoś podobieństwa do naszej psychiki (myślenie, emocje, doznania estetyczne) jest równie bezpodstawne jak przekonanie, że dwa różnoimienne ładunki elektryczne przyciągając się przeżywają miłość…”

Musimy jednak — właśnie dlatego, iż rościmy sobie prawa do miana cywilizacji kosmicznej — dopuszczać możliwości istnienia również innych, zupełnie różnych realizacji ROZUMU. Być może za wcześnie jeszcze, aby nasza ziemska wyobraźnia mogła nam wszystkie takie możliwości uświadomić. Ale z tego właśnie powinniśmy sobie zdawać sprawę i tym ostrzej kontrolować nasze wyobrażenia o adresatach emitowanych przez Ziemię sygnałów. Musimy się również pogodzić z faktem, iż na każdym etapie ewolucji — bez względu na to, jak wysoki poziom rozwoju by oznaczał — istnieć muszą takie kanony logiki i zasady rozumnego działania, które niemożliwe będą do zrozumienia przez inne, słabiej rozwinięte czy młodsze cywilizacje. I dlatego właśnie sposoby nawiązania kontaktu, jakich poszukujemy, winny być jak najbardziej uniwersalne i zawierać jak największy margines rozumienia przy jak najmniejszym prawdopodobieństwie nieporozumienia.

Cywilizacje, których szukamy, powstały zapewne w sposób równie ewenementalny, jak my — na drodze jakiegoś niepowtarzalnego przypadku, inicjującego proces ewolucji. Mogły ewoluować w temperaturach tak niskich, lub tak wysokich, iż dla nas byłyby one absolutnie zabójcze. Do pomyślenia są przecież istoty plazmowe — żyjące w temperaturach rzędu milionów stopni; tak więc niewykluczone jest, że ich siedliskiem mogłyby być nieco chłodniejsze gwiazdy… Już sam ten fakt dowodzi błędności naszych codziennych przekonań, iż życia należy szukać tylko na planetach. Mogło się ono również narodzić na tzw. zimnych gwiazdach — a co za tym idzie gwiazdach ciemnych. W tych ciałach niebieskich jedynym źródłem energii jest promieniowanie cieplne ich wnętrza.

Podobnie błędnym przekonaniem jest pogląd, jakoby życia należało — szukać przede wszystkim na planetach, które cechuje jakieś szczególne podobieństwo do naszej Ziemi. Zbieżność taka nie może świadczyć o niczym więcej jak tylko o tym, że natrafiliśmy na obiekt niebieski, zdolny spełnić jeden z tysięcy warunków, jakie złożyły się na narodziny życia w formie podobnej do życia na Ziemi.

Nie są to jednak jedyne trudności w wyszukiwaniu cywilizacji kosmicznych i nawiązywaniu z nimi kontaktu. Warto bowiem przyjrzeć się bliżej środkom, za pomocą których pragnęlibyśmy tego dokonać. I rzecz tu nie tylko w samym nośniku informacji — tu bowiem nasze możliwości i tak są ograniczone do minimum: dysponujemy przecież praktycznie tylko falami elektromagnetycznymi; równie istotne są tu sposoby zakodowania informacji, które pragnęlibyśmy przekazać kosmitom.

Propozycji było tu wiele. Holenderski matematyk H. Freudenthal zbudował specjalny język LINCOS (skr. od łac. lingua cosmica — język kosmiczny), przeznaczony, jak sam uważał, do kodowania informacji przesyłanych innym cywilizacjom. Jak to jednak wykazano, język ten — acz bez wątpienia przydatny w wielu dziedzinach wiedzy ziemskiej — w odniesieniu do emisji kosmicznych komunikatów jest raczej nieprzydatny. LINCOS bowiem — to praktycznie sztuczny, sformalizowany język ziemski, zbliżony w swej strukturze do tzw. metajęzyków, stosowanych w informatyce i lingwistyce matematycznej. Głównym „grzechem” LINCOSu jest dość szeroki margines dowolności interpretacyjnej słów, zapisanych w tym języku; nie jest to wada zasadnicza, kiedy słowa te odczytujemy my — Ziemianie, wyposażeni w ziemską wyobraźnię, aparat kojarzenia i możliwości konsultacji. Ale dla kosmitów zbyt dużo byłoby tu odgadywania i zbyt dużo możliwości błędnej interpretacji…

Tak więc pozostajemy tu nadal przy starych koncepcjach przekazywania sygnałów najprostszych — jak liczba pi, symbole i zasady arytmetyki, informacje o naszym.usytuowaniu w Kosmosie… Wszystko to jednak grzeszy pewną dozą antropomorfizmu — bowiem i te pojęcia stanowią w pewnym sensie jedynie wytwór ziemskich warunków i obarczone są subiektywizmem interpretacyjnym. Nikt bowiem nie powiedział, że nasze (jak nam się wydaje — uniwersalne i słuszne dla całego Wszechświata) informacje, zostaną tak samo odebrane przez adresatów. I tu właśnie docieramy do zasadniczego problemu współczesnych nauk przyrodniczych, a w szczególności dwudziestowiecznej kosmologii: Czy istnieje tylko jedna matematyka, fizyka czy astronomia? Czy też jest ich wiele? Nieskończenie wiele?

Są to zarazem problemy, na które nie widać odpowiedzi. I nic nie wskazuje na to, że uporamy się z nimi sami — tu, na Ziemi, potęgą naszych umysłów. Wszystkie stałe fizyczne, na jakich bazuje współczesna fizyka i astrofizyka, uważane są przez nas za stałe uniwersalne — prawdziwe dla wszystkich zakątków Kosmosu. Jest to jednak tylko postulat — i nie od dziś odzywają się głosy, żądające rewizji naszych poglądów w tym względzie. Do tego jednak potrzebne są jakieś nowe dane eksperymentalne. A tych, jak dotąd, brak…

Zresztą nie tylko w mnogości fizyk i matematyk tkwi kłopot. Jeden z najwybitniejszych współczesnych fizyków, Rosjanin W. I. Ginzburg, w takich oto słowach odpowiedział na pytanie, czy może istnieć fizyka różna od ziemskiej:

„Fizyka nakłada wiele ograniczeń ale i pozostawia dla życia wiele możliwości. Choćby zjawisko nadprzewodnictwa. Jak wykazują ostatnie badania, zachodzenie tego zjawiska byłoby podobno możliwe i w temperaturach pokojowych, a więc ewolucja mogłaby sobie z nim w zasadzie poradzić. Jednym słowem fizyka to nie kaftan bezpieczeństwa. Fizyk może być wiele, ale i przy jednej fizyce może jeszcze istnieć wiele biologii (podkr. K. M.)”.

Tak czy inaczej wszystko wskazuje na to, że w tym właśnie względzie nawiązanie kontaktu z kosmitami mogłoby przynieść ziemskiej nauce nieocenione korzyści. Gdyby ICH logika, ICH wiedza fizyczna, astronomiczna czy biologiczna bazowała na takich samych jak nasze przesłankach, mielibyśmy wszelkie podstawy do przypuszczeń, że nasza cywilizacja w istocie dysponuje wiedzą w pewnym sensie uniwersalną. Że nasze poglądy na strukturę Kosmosu są właściwe i obiektywne.