Выбрать главу

W innych źródłach broń ta nosi nazwę „błyskawic” lub porównywana jest z błyskawicami. Możliwe, że to nie tylko przenośnia oddająca jedynie wrażenie wzrokowe. Ostatnie badania świadczą o realności takiej broni. Czasopismo angielskie „Discovery” informuje, że obecnie wiele laboratoriów wojskowych prowadzi gorączkowe badania właśnie w tym kierunku. Sztuczne pioruny kuliste, które w okamgnieniu będą godzić w ‘cel, zamierza się stosować zarówno w roli broni zaczepnej jak i odpornej, a także do niszczenia rakiet w locie.

Można przypuszczać, że wszystkie wspomniane świadectwa starożytnych kryją jakieś ziarno prawdy.

Niektóre znaleziska archeologiczne mogą być interpretowane jako potwierdzenie treści przedstawionych wyżej podań. Mury twierdz Dundalk i Ekoss w Irlandii noszą ślady oddziaływania temperatury tak wysokiej, że stopieniu uległy granitowe głazy. Temperatura topnienia granitu przekracza tysiąc stopni. Uprawnia nas to do wysunięcia przypuszczenia, że właśnie tam zastosowano straszliwą broń celtyckich legend.

Inny ślad możliwego zastosowania tej broni odkryto niedawno w Azji Mniejszej podczas odkopywania ruin Hattuszas — stolicy starożytnych Hetytów. Miasto uległo ongiś zniszczeniu wskutek wysokiej temperatury niewiadomego pochodzenia. Zdaniem archeologa Bittela, choćby w mieście przechowywano dowolnie wiele materiałów palnych, zwykłe pożary nigdy by nie zdołały wytworzyć takiej temperatury. Ceglane mury domów uległy stopieniu w twardą czerwoną masę. W mieście nie ma żadnego domu, świątyni czy ściany, które uniknęłyby straszliwego żaru. Powołując się na wyniki wykopalisk archeologicznych C. Ceram pisze: „Aby doszło do takiego stanu, miasto musiałoby płonąć przez wiele dni, a może i tygodni”.

W innej okolicy Bliskiego Wschodu, na terenie dawnego Babilonu, zachowały się ruiny wieży, wznoszące się dziś jeszcze na 46 m. Jest to wieża króla Nimruda, którego Józef Flawiusz nazywał budowniczym wieży Babel. Na tej podstawie niektórzy badacze uważają owe ruiny za pozostałości legendarnej budowli.

Jak głosi legenda, właśnie tu Bóg, „zstąpiwszy”, poraził budowniczych wieży rozpraszając ich później po całej ziemi. Jednakże nie tylko możliwy związek z podaniem biblijnym zainteresował archeologów. Znaleźli oni tam te same ślady wysokiej temperatury, co w Dundalk i Hattuszas. „Niepodobna znaleźć wyjaśnienia — pisze jeden z badaczy — skąd się wziął taki żar, który nie tylko rozpalił, ale i roztopił setki palonych cegieł, osmalił cały korpus wieży i wszystkie jej gliniane ściany”.

Brak jakiegokolwiek racjonalnego wytłumaczenia podobnych znalezisk zmusza zwykle badaczy do samego tylko stwierdzenia i opisu odkrytych faktów.

Wzmiankę o jeszcze jednym miejscu, gdzie — być może — zastosowano ową hipotetyczną broń, znajdujemy u Strabona, który pisze w swojej „Geografii”, że w rejonie Morza Martwego znajdują się skały obtopione nieznanym ogniem. Znane są również inne, równorzędne może z opisanymi fakty, które badacza zapędzają w ślepą uliczkę. Wystarczy wspomnieć o znalezieniu w Indiach szkieletu ludzkiego o radioaktywności 50–krotnie przekraczającej normalną. Aby związki wykryte w szkielecie miały tak wysoką promieniotwórczość, człowiek ten, zmarły przed 4 tysiącami lat, musiał przez długi czas spożywać pokarmy, których radioaktywność setki razy przekraczała normalną.

Wyliczanie niepospolitych faktów i dowodów wiedzy, jaką dysponowali starożytni, można by kontynuować.

Niewytłumaczalność większości z nich skłania do przypuszczenia, że były to ułamki wiedzy nagromadzonej przez ludzi jeszcze przed katastrofą, którą tradycja egipska nazywała „unicestwieniem ludzkości”.

Gdzież poszukiwać kolebki owej domniemanej pracywilizacji? Czas i żywioły uczyniły wszystko, byśmy dziś nie mogli znaleźć na to odpowiedzi. Musimy się jednak zdumiewać, jeśli zdarzenia o wiele bliższej nam rzeczywistości historycznej okazują się zapomniane, a wiedza o nich zagubiona. Po całych narodach i państwach nie pozostaje czasem nic prócz nazwy przypadkowo wspomnianej w którymś ze starożytnych tekstów.

To, co pozostało po drugiej stronie linii wyznaczonej przez domniemaną katastrofę, jest zasłonięte przed naszym wzrokiem. Jedynie pośrednie informacje, co prawda dość doniosłe, pozwalają nam przypuszczać, że istniało tam coś więcej niż odziany w skóry łowca mamutów.

Poszukiwanie kolebki tej hipotetycznej cywilizacji komplikuje się tym bardziej, że w ciągu tysiącleci dzielących nas od przypuszczalnego jej istnienia wiele fragmentów lądu pogrążyło się w morzu. Takie zatopione lądy, obejmujące zapewne znaczne terytoria, istniały jeszcze za pamięci ludzkiej np. na Atlantyku. O jakimś lądzie na Oceanie Atlantyckim pisze Platon. Zgodnie z jego relacją owa olbrzymia wyspa „skutkiem trzęsień ziemi się zapadła i zrobiło się z niej błoto nie do przebycia dla tych, którzy stąd wypływają na tamto morze — drogi już nie ma tamtędy”[3]. Platon powołuje się przy tym na greckiego filozofa Solona, który odbył podróż do Egiptu i wiadomości te uzyskał od kapłanów egipskich.

Grecki filozof Krantor z Soloi (IV–III w. p. n. e.) widział w czasie swego pobytu w Egipcie kolumny, na których zapisana była historia ogromnej wyspy zatopionej na Oceanie Atlantyckim.

Wielu współczesnych badaczy łączy zatopienie lądu w Atlantyku z pewnym kataklizmem związanym być może z tymi katastrofalnymi wydarzeniami, o których tu mowa. Bez wątpienia już w czasach historycznych w rejonie Atlantyku następowały kolejne zatopienia jakichś resztek lądu. Potwierdzeniem takiego przypuszczenia byłoby i to, że wielu starożytnych historyków i geografów wspomina nie o jednej wyspie, lecz leżących na zachód od Słupów Herkulesa wielkich wyspach Kronos, Posejdonos i in., które się także stopniowo pogrążyły w oceanie.

Wiadomości o jakichś ziemiach, które stanowią teraz dno morza, spotykamy i wśród mieszkańców wysp Oceanu Spokojnego. Na przykład podania mieszkańców wysp leżących na południowy zachód od Nowej Zelandii mówią, że w dawnych czasach ocean pochłonął ziemię Ka — houpo — o — Kane (Ciało boga Kane). W mitach polinezyjskich często pojawia się jakaś „Wielka Ziemia”. Mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej opowiadają o zatopionych w oceanie ziemiach Motu — Mario — Hiwa.

Świadectwom tym odpowiadają znaleziska archeologiczne. W sąsiedztwie wyspy Ponape (Karoliny) odkryto np. ruiny sporego miasta, na wpół zanurzone w morzu. Podobnie jak na Atlantyku, pogrążanie się lądu w Pacyfiku trwało oczywiście dłuższy czas.

Mamy również wiadomości o jakichś zaginionych lądach na Oceanie Indyjskim. U starożytnych autorów znajdujemy wzmianki o jakimś przesmyku łączącym ongiś Indie z Afryką. O jakiejś wielkiej wyspie na Oceanie Indyjskim na południe od równika pisał Pliniusz. O resztkach lądu na Oceanie Indyjskim wspominali jeszcze średniowieczni historycy arabscy.

I te świadectwa znajdują potwierdzenie w odkryciach ostatnich lat. Na przykład wielu językoznawców doszukuje się podobieństw między drawidyjskimi językami południowych Indii a językami wschodniej Afryki. Flora i fauna tych okolic również przemawia za tym, że w tych okolicach istniały ongiś rozległe obszary lądowe. Na Madagaskarze występuje dziesięć gatunków lemurów, które poza tym spotyka się tylko w Indiach. Jak jednak wiemy, lemury nie umieją pływać i nie mogły przebyć oceanu. Dwadzieścia sześć gatunków roślin, które można znaleźć na Madagaskarze, rośnie ponadto w jednej jeszcze okolicy — w południowej Azji, brak ich natomiast w najbliżej Madagaskaru położonej Afryce. A dziewięć innych roślin Madagaskaru odkryto aż w odległej o tysiące kilometrów Polinezji.

вернуться

3

Platon, Timaios, Warszawa 1960, s 177