Mister Wayne nie mógł uwolnić się od niepokojącego uczucia, że Tompkins przypomina naganiacza sprzed cyrkowej budy, obiecującego nie istniejące cuda. Ale mister Wayne przypomniał sobie, że za jego życia zdarzyły się już rzeczy, w które nigdy by nie uwierzył. Nigdy! Niewykluczone więc, że cuda, o których mówił Tompkins, też są możliwe.
— Znajomi mówili mi także… — zaczął mister Wayne.
— Że jestem pospolitym oszustem?
— Niektórzy z nich robili takie aluzje — powiedział mister Wayne ostrożnie — ale ja nie chcę się uprzedzać. Mówili też…
— Domyślam się, co mówili pańscy obleśni przyjaciele. Powiedzieli panu o spełnianiu życzeń. Czy chciałby się pan dowiedzieć czegoś na ten temat?
— Tak. Mówili mi, że wszystko czego zapragnę, wszystko co chciałbym…
— Zgadza się — powiedział Tompkins. — To jest zasada wszystkiego. Istnieje nieskończona liczba światów, spośród których może pan wybierać. Pańska świadomość kieruje się w wyborze wyłącznie pragnieniami. Pańskie najskrytsze pragnienia są jedyną rzeczą, jaka się liczy. Jeżeli marzył pan potajemnie o morderstwie…
— Ależ skąd! — przerwał mister Wayne.
— …znajdzie się pan w świecie, gdzie będzie pan mógł mordować, gdzie będzie pan mógł pławić się we krwi, przewyższyć markiza De Sade, Nerona czy kogoś tam jeszcze, kto jest pańskim bożyszczem. Albo przypuśćmy, że pożąda pan władzy. Wówczas wybierze pan świat, gdzie będzie pan bogiem, w przenośni i dosłownie. Krwiożerczym Juggernautem na przykład, lub mądrym Buddą.
— Nie sądzę, abym…
— Są też inne pragnienia. Wszystkie nieba i wszystkie piekła staną przed panem otworem. Nieokiełznana rozpusta. Obżarstwo, pijaństwo, miłość, sława — wszystko czego pan zechce.
— Zdumiewające! — powiedział mister Wayne.
— Tak — zgodził się Tompkins. — Oczywiście ta krótka lista nie wyczerpuje wszystkich możliwości, wszystkich kombinacji i odmian pragnień. Przecież może pan także wybrać proste, spokojne, sielankowe życie na jakiejś południowej wyspie wśród wyidealizowanych krajowców.
— To już jest bardziej do mnie podobne — powiedział mister Wayne z nieśmiałym uśmiechem.
— Ale kto wie? Pan sam może nie znać swoich prawdziwych pragnień. Można nawet pragnąć własnej śmierci.
— Czy to się często zdarza?
— Od czasu do czasu.
— Ja nie będę chciał umrzeć.
— To są rzadkie przypadki — powiedział Tompkins patrząc na paczkę mister Wayne’a.
— Pan wie najlepiej… Ale skąd mam wiedzieć, czy to wszystko dzieje się naprawdę? Cena jest niezwykle wysoka: cały mój majątek. A pan może dać zwyczajny zastrzyk, po którym będę miał sny. Cały mój majątek za jeden zastrzyk heroiny i dużo wielkich słów!
Tompkins uśmiechnął się uspokajająco. — Przeżycie nie będzie miało nic wspólnego z widzeniem narkotycznym ani ze snem.
— Jeżeli to prawda — spytał mister Wayne odważnie — to dlaczego nie mogę pozostać w wymarzonym przez siebie świecie na zawsze?
— Pracuję nad tym — powiedział Tompkins. — Dlatego właśnie biorę tak drogo, że potrzebne mi są materiały do doświadczeń. Chcę znaleźć sposób, żeby przejście było trwałe. Jak na razie nie udało mi się przeciąć pępowiny, która łączy człowieka z jego własną Ziemią i przyciąga go do niej z powrotem. Nawet najwięksi mistycy nie potrafili tej sztuki dokonać inaczej niż przez śmierć. Ale mimo to nie tracę nadziei.
— Byłoby to wspaniałe, gdyby się panu udało — wtrącił mister Wayne uprzejmie.
— Tak, niewątpliwie! — zawołał Tompkins z niespodziewanym wybuchem entuzjazmu. — Wtedy moja nędzna buda stanie się bramą do raju. Operacja nie będzie nic kosztować, będzie dostępna dla wszystkich! Każdy będzie mógł przenieść się na Ziemię, jaką sobie wybierze, taką, która mu naprawdę odpowiada, pozostawiając ten przeklęty świat szczurom i karaluchom…
Nagle Tompkins urwał w pół zdania i powiedział znowu z lodowatym spokojem. — Obawiam się, że dałem wyraz swoim uprzedzeniom. Na razie nie umiem zapewnić ostatecznej ucieczki z tego świata, w każdym razie takiej, która nie pociągałaby za sobą śmierci. Może nigdy mi się to nie uda. Jak dotychczas mogę panu zaproponować jedynie wakacje, zmianę, posmak innego świata i spojrzenie na własne pragnienia. Cenę pan zna. W razie niepowodzenia wszystko zwracam.
— To bardzo ładnie z pańskiej strony — powiedział mister Wayne zupełnie szczerze. — Ale jest jeszcze inna sprawa, o której wspominali mi znajomi: dziesięć lat życia.
— Na to nie ma rady — powiedział Tompkins. — Tego panu nie mogę zwrócić. Moja operacja stanowi ogromne obciążenie systemu nerwowego, co odpowiednio skraca życie. To jest jedna z przyczyn, dla których nasz tak zwany rząd uznał moje operacje za nielegalne.
— Nie egzekwują tego zakazu zbyt surowo — powiedział mister Wayne.
— Nie. Oficjalnie rzecz jest zakazana jako szkodliwe oszustwo. Ale urzędnicy też są ludźmi. Oni też chcieliby uciec z tej Ziemi, tak jak wszyscy inni.
— Cena — zastanawiał się mister Wayne, przyciskając do siebie zawiniątko. — I dziesięć lat życia! Za realizację moich najskrytszych pragnień… Muszę się przez chwilę zastanowić.
— Niech się pan zastanawia — powiedział Tompkins obojętnie.
Mister Wayne zastanawiał się przez całą drogę do domu. Myślał o tym, kiedy pociąg dojechał do stacji Port Washington na Long Island. Jadąc samochodem od stacji do domu nadal rozmyślał o lisiej twarzy Tompkinsa, o innych światach i o realizacji marzeń.
Gdy tylko jednak przekroczył próg domu, musiał zacząć myśleć o czymś innym. Janet, jego żona, żądała, żeby porozmawiał ostro z gosposią, która znowu piła. Jego syn Tommy prosił go o pomoc przy budowie łódki, którą miał jutro spuścić na wodę, a mała córeczka chciała opowiedzieć o przedszkolu.
Mister Wayne porozmawiał spokojnie ale stanowczo z gosposią. Pomógł synowi pomalować dno łódki minią i wysłuchał opowieści Peggy o jej przygodach w przedszkolu.
Później, kiedy dzieci były już w łóżkach, a on i Janet siedzieli we dwoje w saloniku, żona spytała go, czy coś się stało.
— Co się miało stać?
— Wyglądasz na zmartwionego. Czy miałeś zły dzień w biurze?
— Nie, wszystko jak zwykle…
Nie miał zamiaru mówić Janet ani nikomu innemu, że wziął wolny dzień i pojechał zobaczyć Tompkinsa i jego zwariowany sklep światów. Tym bardziej nie chciał mówić, że każdy człowiek powinien choć raz w życiu mieć prawo do realizacji najskrytszych pragnień. Janet ze swoim zdrowym rozsądkiem nigdy by tego nie zrozumiała.
Następny dzień w biurze był wyjątkowo gorączkowy. Na Wall Street panował niepokój w związku z wydarzeniami w Azji i na Bliskim Wschodzie, co oczywiście odbiło się na notowaniach giełdowych. Mister Wayne zabrał się do pracy. Usiłował nie myśleć o spełnieniu pragnień za cenę wszystkiego co posiada plus dziesięć lat życia na dodatek. Cóż za szalony pomysł! Stary Tompkins musi być nienormalny!
W czasie weekendów pływał na łódce z Tommym. Łódka sprawowała się bardzo dobrze, prawie wcale nie przepuszczając wody. Tommy domagał się nowych żagli, ale mister Wayne odmówił mu zdecydowanie. Może w przyszłym roku, jeżeli sytuacja gospodarcza się poprawi. Na razie muszą wystarczyć stare.