Выбрать главу

Literatura fantastyczno — naukowa różni się od literatury popularnonaukowej tym, że ma uświęcone prawo do obalania podstawowych praw natury.

Konieczne i bezdyskusyjne jest obalanie pierwszej i drugiej zasady termodynamiki. (O istnieniu trzeciej zasady autor może nie wiedzieć).

Fantasta ma prawo dowodzić lub po prostu deklarować możliwość poruszania się z prędkością przewyższającą szybkość światła, pozyskiwania energii z materii w ilościach przewyższających te, które wynikają z równania Einsteina, zwijania przestrzeni siłą woli i tworzenia pól, których nazwy nie można rozszyfrować nawet przy pomocy słownika wyrazów obcych.

Fakt, że konieczną tego przesłanką musi być całkowity krach współczesnej nauki nikogo nie peszy, gdyż mamy do czynienia z fantastyką naukową, dziecięciem postępu naukowego.

Czyniono próby, aby pomniejszyć triumf wyobraźni nad prawami natury przez wprowadzenie do narracji różniczkowych równań cząstkowych — chwyt wyraźnie nie fair zarówno w stosunku do kolegów po piórze, jak i do czytelników. Tego rodzaju tendencje do chwalenia się wykształceniem należy w fantastyce zdecydowanie tępić.

E. Delfiny

Przeciwnicy literatury fantastyczno — naukowej utrzymują, że ten rodzaj tematyki dawno już wyczerpał wszystkie możliwe wątki fabularne i istnieje jedynie dzięki wielokrotnemu przeżuwaniu jednego i tego samego. O tym, że opinia ta jest całkowicie pozbawiona podstaw, świadczy inwazja delfinów na utwory fantastyczne.

W trakcie całej swej historii ludzkość współistniała z delfinami, ale dopiero niedawno, kiedy ssaki te zostały niemal całkowicie wytępione, naukowcy odkryli, że stosunek masy mózgu do ciężaru ciała jest u tych zwierząt wyższy niż u człowieka. Wywołało to całą powódź spekulacji na temat życia wewnętrznego waleni uzębionych, a zwłaszcza delfinów śródziemno — i czarnomorskich.

Jeśli usystematyzować wszystko, co prasa pisze o delfinach, to ponad wszelką wątpliwość okaże się, że:

Po pierwsze, delfiny lubią ludzi. Chociaż miłości nie da się mierzyć wedle jakiejkolwiek skali absolutnej lub względnej, to jednak istnieją pewne podstawy do przypuszczenia, iż delfin czuje nieco mniejszą sympatię do człowieka niż pies i nieco większą niż świnia.

Po drugie, delfiny łatwo wytresować. Zdaje się niewiele trudniej niż lwy morskie (te ostatnie mają stosunkowo o wiele mniej mózgu niż delfiny i wobec tego nie interesują ani naukowców, ani fantastów).

Po trzecie, delfiny rozmawiają ze sobą gwiżdżąc. Wszystko wskazuje na to, że język delfinów pod względem bogactwa znaczeniowego i celności skojarzeń nie ustępuje językowi ptaków śpiewających. Jednak problem ten wymaga uściślenia, jako że nikt jeszcze nie sporządził słownika delfiniego ani ptasiego.

Niestety to już prawie wszystko, co przemawia za delfinami. Oczywiście w porównaniu z niedźwiedziami, rozbijającymi się w modnych spodniach na motocyklach, osiągnięcia delfinów wydają się być mniej niż skromne, ale fantaści powinni rozwijać waleniową tematykę, bo w przeciwnym razie mógłby ktoś zapytać, po co im taki potężny mózg, w który wyposażyła je natura? (Chodzi tu, rzecz jasna, nadal o delfiny).

F. Potwory

Czytelnik lubi rzeczy niezwykłe. Im więcej potworów w tekście, tym lepiej.

Obecnie zostały już spożytkowane wszystkie postacie mitologiczne:

centaury, smoki, pegazy, cyklopy, a nawet anioły, zwykłe i sześcioskrzydłe.

Produkcję potworów na potrzeby utworów fantastycznych można zrealizować metodami potokowymi. Istnieją dwie takie metody:

Hybrydyzacja. W tym wypadku sporządza się krzyżówkę najbardziej odległych przedstawicieli fauny i flory. Krzew róży z tygrysimi łbami zamiast kwiatów, dziewczyna z ciałem węża, latające meduzy, mieszaniec pająka z jastrzębiem. Im śmielszy zestaw cech takiej hybrydy, tym lepszy efekt artystyczny i silniejsze oddziaływanie emocjonalne na czytelnika.

Zmiana skali. Jeden z najprostszych i najskuteczniejszych sposobów, nie wymagający szczególnych wyjaśnień. Pluskwa wielkości konia lub dinozaur mieszczący się w pudełku po zapałkach otwiera niewyczerpane wprost możliwości konstruowania dynamicznej, pasjonującej fabuły.

To właściwie już wszystkie prawidła kompozycji utworów fantastyczno — naukowych. Należy jedynie dodać, że tytaniczna praca, której wynikiem jest systematyzacja pomysłów fantastycznych, znacznie ułatwi pisarzom wybór tematów. Wystarczy wziąć na chybił trafił kilka pomysłów i zręcznie je połączyć. Liczba kombinacji jest przy tym tak wielka, że wystarczy jeszcze kilku pokoleniom fantastów.

Przełożył Tadeusz Gosk

Arthur C. Clarke OGNIE OD WEWNĄTRZ

The Fires Within

— Znalazłem coś dla ciebie — powiedział Karn z miną ważniaka. — Rzuć na to okiem. — I posunął w moją stronę plik dokumentów, a ja po raz nie wiadomo który postanowiłem prosić, żeby go przenieśli gdzie indziej. A jak nie jego, to mnie.

— O co chodzi? — spytałem niechętnie.

— Raport miejskiego doktora Matthewsa, adresowany do Ministra Nauki. — Machnął mi tym przed nosem. — Weź i przeczytaj!

Bez wielkiego zapału zacząłem przerzucać te papiery. Po chwili spojrzałem na niego i burknąłem: — Możliwe, że się tym razem nie mylisz. — Nie odezwałem się więcej, aż przeczytałem do końca…

„Szanowny Panie Ministrze (brzmiał początek listu). Wypełniając Pańskie polecenie zdaję niniejszym sprawę z eksperymentów prof. Hancocka, które przyniosły tak nieoczekiwane i rewelacyjne wyniki. Na skutek pośpiechu nie mogłem nadać temu pismu bardziej urzędowej formy, toteż przesyłam Panu po prostu brulion.

Ponieważ z pewnością wiele innych spraw też zaprząta Pańską uwagę, może streszczę pokrótce dzieje naszych kontaktów z prof. Hancockiem. Do r. 1955 prof. Hancock pełnił na Uniwersytecie Brendońskim obowiązki kierownika Katedry Urządzeń Elektrycznych im. Kelvina, po czym otrzymał bezterminowy urlop na prowadzenie badań naukowych. Współpracownikiem jego został wówczas nieżyjący dziś dr Clayton, niegdyś naczelny geolog w Ministerstwie Energetyki. Ich połączone prace badawcze finansowane były dotacjami z Funduszu Paula oraz Towarzystwa Królewskiego.

Profesor zamierzał rozwinąć sonar jako metodę szczegółowych badań geologicznych. Sonar jest, jak Panu wiadomo, akustycznym odpowiednikiem radaru, wprawdzie mniej znanym, za to o kilka milionów lat starszym, jako że nietoperze posługują się nim z powodzeniem dla wykrywania w ciemności nocnej owadów i przeszkód. Prof. Hancock zamierzał wysyłać impulsy ultradźwiękowe o dużej mocy w głąb Ziemi, a następnie odtwarzać na podstawie odbitego echa obraz tego, co się tam znajduje. Obraz uzyskiwany byłby na ekranie lampy oscyloskopowej, całe zaś urządzenie opierać się miało na zasadzie podobnej do radaru, używanego w lotnictwie do obserwowania Ziemi przez warstwę chmur.

W r. 1957 dwaj badacze osiągnęli częściowe wyniki, ale wyczerpali posiadane fundusze. Z początkiem r. 1958 zwrócili się bezpośrednio do rządu o dalsze kredyty. Dr Clayton podkreślił olbrzymią wartość urządzenia, umożliwiającego uzyskanie pewnego rodzaju rentgenogramów wnętrza skorupy ziemskiej, a Minister Energetyki przekazał to podanie nam, z góry zaopatrzywszy je w swoją akceptację. Na krótko przedtem opublikowane zostało sprawozdanie Komitetu Bernalowskiego, w związku z czym zależało nam bardzo na jak najszybszym załatwieniu spraw, aby uniknąć dalszych ewentualnych zarzutów. Natychmiast więc udałem się do prof. Hancocka i sporządziłem raport, który wypadł pozytywnie: w kilka dni później wypłaciliśmy na konto S/543A/68 pierwszą ratę dotacji.