Wygrał również drugą partię, gdy jego przeciwnik doznał nagłego rozstroju żołądka po pierwszych sześciu posunięciach. Trzeci przeciwnik wstał od stołu i z obrzydzeniem opuścił salę, by nigdy już nie zasiąść do szachów. Czwarty wybuchnął płaczem, błagając Von Gooma, by zaprzestał rozgrywania gambitu. Sędzia główny musiał biedaka wyprowadzić z sali. Kolejny przeciwnik po prostu siedział i wpatrywał się osłupiały w pozycję na szachownicy, aż przegrał przez niedoczas.
Po tym paśmie zwycięstw Von Goom znalazł się wśród liderów turnieju i jego następnym przeciwnikiem miał być mistrz wyższych uczelni John George Bateman, gracz agresywny i pełen temperamentu. Von Goom grał swój gambit, czy też ściślej mówiąc kontrgambit, gdyż przypadły mu czarne. Odpowiedź Johna George’a była równie niekonwencjonalna, co nieskuteczna: zerwał się na równe nogi, sięgnął przez stół, schwycił Von Gooma za koszulę i uderzył go w twarz. Ale na nic mu się to nie przydało. Von Goom padając wykonał następny ruch. John George Bateman, który w życiu nie wiedział, co to choroba, dostał ataku epilepsji.
W ten sposób Von Goom, któremu nigdy dotąd nie zdarzyło się wygrać w szachy, miał stanąć do finałowej walki z zaprawionym w bojach arcymistrzem Miroslavem Terminskym. Na nieszczęście partia była demonstrowana licznie zgromadzonym widzom na wielkiej tablicy ustawionej w końcu sali. W atmosferze pełnej napięcia zawodnicy zasiedli do gry. Z piersi widzów wydarł się jęk przerażenia na widok wstępnych ruchów gambitu Von Gooma. Potem zapadło milczenie, długie, nieprzerwane milczenie. Reporter, który wpadł pod koniec dnia, żeby przeprowadzić wywiad ze zwycięzcą, stwierdził ze zdumieniem, że zarówno widzowie jak i uczestnicy turnieju skamienieli. Jedynie Terminsky ocalał z pogromu. Szczęśliwiec wykręcił się utratą zmysłów.
Kilka jeszcze podobnych wyników w turniejach i Von Goom walkowerem został szachowym mistrzem Ameryki. Jako taki otrzymał zaproszenie do udziału w turnieju pretendentów. Zwycięzca tego turnieju miał grać o mistrzostwo świata z aktualnym mistrzem doktorem Fieorintoszkinem, pisarzem, humanistą i laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Niektórzy przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Szachowej zaczęli mówić o zakazie stosowania gambitu, ale Von Goom złożył im wizyty o północy i zademonstrował im swój gambit, po czym zniknęli z powierzchni ziemi. Wyglądało na to, że droga do mistrzostwa świata stoi przed nim otworem.
Von Goom nie wiedział jednak, że w noc poprzedzającą jego przybycie do Portoroż w Jugosławii, gdzie miał się odbyć turniej, Międzynarodowa Federacja Szachowa zwołała tajne posiedzenie. Najtęższe mózgi świata zebrały się, aby znaleźć odpowiedź na gambit Von Gooma — i znalazły. Następnego wieczoru najwybitniejsze umysły pokolenia, czołowi arcymistrzowie świata, wyprowadzili Von Gooma do lasu i zastrzelili go. Wielki humanista doktor Fieorintoszkin spojrzał na ciało i powiedział: „Tak oto miłosierna śmierć dosięgła Van Goona”.,Von Gooma” poprawił cichy, skrzypiący głos pełen bezdennego sarkazmu. Wówczas czołowi arcymistrzowie strzelili powtórnie i ukryli jego ciało w płytkim grobie tak przemyślnie, że nie odnaleziono go do dzisiaj. Ostatecznie były to najwybitniejsze umysły świata.
A co można powiedzieć o gambicie Von Gooma? Szachy są grą logiczną. Trzydzieści dwie figury poruszają się po szachownicy złożonej z sześćdziesięciu czterech pól, ciemnych i jasnych na przemian. Poruszając się tworzą pewne układy. Jedne z tych układów są przyjemne dla logicznego umysłu, inne nie. Wykazują one, do czego człowiek jest zdolny, a co przekracza jego możliwości. Weźmy jakąkolwiek pozycję figur na szachownicy. Zazwyczaj zdradza ona logiczne plany grających, ich strategię gry na zwycięstwo albo na remis i ich osobowości. Jeżeli widzimy pozycję przyjętego gambitu królewskiego, wiemy, że obaj gracze są taktykami, że gra będzie krótka, ale zacięta. Natomiast nie przyjęty gambit hetmański mówi nam, że gracze są strategami, obliczającymi drobne korzyści, takie jak osłabienie pojedynczego piona albo umieszczenie gońca na półotwartej linii. Na podstawie takich układów — miłych, albo niemiłych dla oka — można bardzo wiele powiedzieć nie tylko o grze i grających, lecz także o człowieku w ogóle, a może nawet o porządku Wszechświata.
Przypuśćmy teraz, że ktoś przypadkiem albo rozmyślnie odkrywa układ figur na szachownicy, który jest bardziej niż niemiły, nieludzki układ, który mówi straszliwe rzeczy o umyśle gracza, o człowieku w ogóle i o porządku Wszechświata. Przypuśćmy, że każdy normalny człowiek, który raz ujrzy taki układ, nigdy już nie będzie normalny. Niewątpliwie taki właśnie układ musiał tworzyć gambit Von Gooma.
Chciałbym, aby ta opowieść kończyła się w tym miejscu, ale obawiam się, że nie będzie to koniec na długo. Historia dowodzi, że tego, co raz zostało odkryte, nie można zakryć z powrotem. Dwa miesiące temu w Camden w stanie New Jersey znaleziono czterdziestotrzyletniego mężczyznę skamieniałego nad szachownicą. W Salt Lake City mistrz stanu Utah nagle zwariował. A w zeszłym tygodniu w Minneapolis kobieta studiująca szachy urodziła nagle bliźnięta, chociaż wcale nie była w ciąży.
Jeżeli chodzi o mnie, to kończę z szachami.
Przełożył Lech Jęczmyk
Wiaczesław Moroczko WIECIE, JAK SIĘ NAZYWAM
Mojo imia wam izwiestno
Statek pasażerski „Kiteż” wyruszył w kolejny rejs międzyplanetarny. Kiedy Ziemia pozostała daleko za nimi, Ersie poczuł spokój, jakiego nie zaznał już od lat, lat przeżytych na próżno, bezużytecznie. Teraz skazał się na dobrowolne wygnanie.
Czekało go nieznane. Być może na jakiejś odległej planecie zdoła zająć się zwykłą, powszednią pracą, nie wymagającą umiejętności przewidywania przyszłych zjawisk. Nie próbując więcej prorokować, Ersie nastawił się jedynie na długą podróż w nieznane.
Już to, że udało mu się wykonać swój zamysł i opuścić Ziemię, uznał za dobry omen. Nareszcie zdołał zdławić w sobie nierealne marzenia, zrodzone z mitu o wszechmocy człowieka. Właśnie z mitu, bo tylko tak traktował teraz wszystko, co słyszał o Wyjątkowym.
Ersie zbyt długo zabiegał o spotkanie z tym nadczłowiekiem. Ale czyż komukolwiek udało się spotkać bohatera baśni? W każdym razie nie takiemu zdeklarowanemu pechowcowi jak Ersie. W iluż dziedzinach próbował swoich sił?! Mając znakomitą pamięć, wchłaniał wiedzę jak gąbka, ale nie przynosiło mu to żadnej korzyści. Wycofał się ‘z geofizyki, kiedy przepowiedziane przezeń trzęsienie ziemi z jakichś powodów nie nastąpiło. Ostatecznie położyła go na łopatki medycyna. Pierwszego swego pacjenta uznał za nieuleczalnie chorego. Całą noc spędził przy łóżku umierającego i myślał, myślał, myślał… Nigdy przedtem jego mózg nie pracował tak precyzyjnie, tak żywo. Prześledził rozumowo cały przebieg choroby i ułożył kolejność wydarzeń zachodzących w organizmie. Ale co były warte te wszystkie męczarnie, skoro rankiem konsylium specjalistów stwierdziło u chorego jedynie objawy ropnego zapalenia płuc z nieznacznymi komplikacjami, zacierającymi obraz diagnostyczny.
Po tym zdarzeniu Ersie zrozumiał, że i medycyna nie jest dla niego. Wypróbował jednak jeszcze wiele zawodów, zanim przekonał się ostatecznie, że nie potrafi użyć swojej wiedzy do żadnej pożytecznej pracy.
Trudno powiedzieć, co było przyczyną jego niepowodzeń. Ersie nie mógł na przykład uskarżać się na brak fantazji. Wręcz przeciwnie: myślał tak wyraziście, tak dokładnie wyobrażał sobie wszystkie możliwe warianty, że w rezultacie… żadne z jego przewidywań się nie spełniało.