24 lipca. Nie mam więcej pieniędzy i Pani Flynn muwi że muszę iść gdzieś do pracy żeby płacić za ten pokuj bom już nie płacił zgurą dwa miesiące. Nie znam żadnej pracy tylko tą robotę tam w Zakładach Opakowań Plastikowych u Donnegana. Nie chcę tam spowrotem iść bo oni fszyscy znali mię jak byłem mondry i może będą się teraz ze mnie śmiali. Ale nie wiem co jeszcze mugłbym robić żeby mieć pieniądze.
25 lipca Popaczyłem na kilka stron w mojim Dzienniku. To bardzo dziwne ale nie potrafię nawet pszeczytać com tam popisał. Mogę otczytać kilka słuw ale one nie mają nawet sęsu.
Panna Kinnian pode szła pod dźwi ale powiedziałem jej niech Pani idzie nie chce Pani widzieć. Ona płakała i ja też płakałem ale nie pozwoliłem jej wejść bo nie chciałem, żeby się ze mnie śmiała. Powiedziałem jej że jej już nie lubię. Powiedziałem że nie chce więcej być mondry. Ale to nie prawda. Dalej ją kocham i dalej chce być mondry ale musiałem jej to powiedzieć żeby sobie poszła. Dała Pani Flynn pieniądze na mieszkanie. Nie chce ich. Musze iść do roboty.
Proszę… proszę nie dajcie mi zapomnieć jak się czyta i pisze…
27 Zip. Pan Donnegan był bardzo miły kiedyżem pszyszed spowrotem i zapytał o rotote jako struż. Na początku to był bardzo podejżliwy ale mu powiedziałem co się ze mną zrobiło i f tedy wyglądał jak bardzo smutny i położył rękę na mojim ramiu i powiedział ty masz pecha Charlie Gordon. Fszyscy paczyli namnie jak szedłem na duł i zaczołem pracować w toalecie. Czyściłem ją tak jak zwykle. Powiedziałem sobie Charlie jak oni będą sobie z ciebie robili zgrywę to niech cię to nie boli bo pszecież pamientasz że oni nie są tacy mondży jak kiedyś myślałeś. A poza tym to oni byli kiedyś tfoi pszyjaciele i jak się z ciebie śmiali to nic bo oni cię ruwnież lubili.
Jeden z nowych ludzi co to pszyszed do pracy już jak ja odszedłem zrobił gupi dofcip i powiedział hej Charlie jazem słyszał że ty jesteś cholernie mondry facet prawdziwe genialne dziecko. Powiecno coś mondrego. Pszykro mi się zrobiło ale nadszedł Joe Carp złapał go za koszule i powiedział dej mu spokuj zafszony dofcipnisiu bo ci kark pszetrące. Nie myślałem że Joe będzie po mojej stronie. Tak że po mojemu to on jest na prawdę mojim pszyjacielem. Puźniej nad szed Frank Reilly i powiedział Charlie jak ktoś ci tu miesza albo prubuje robić numery zawołaj mię albo Joego to go ustawimy jak cza. Dzięki Frank powiedziałem i tak mię ścisnęło za gardło że musiałem się odwrucić i pujść do magazynu żeby mię nie widział jak płacze.
28 lip. Zrobiłem dziś gupstfo. Zapomniałem żem nie miał więcej iść do klasy Panny Kinnian tak jakżem to sobie obiecał. Fszedem tam i siadłem na moim starym miejscu z tyłu klasy a ona tak dziwnie popaczyła namnie i powiedziała Charles. Nie pamiętam żeby mię ona tak nazywała kiedykolwiek pszed tym. Zafsze muwiła Charlie. No to powiedziałem dzieńdobry Panno Kinnian pszygotowałem się nadzisiaj do lekcji tylkożem zapomniał mojej ksiąszki. To ona nagle się rospłakała. Fszyscy zaczęli się na mnie paczyć i ftedy zobaczyłem że to nie byli ci sami ludzie ktuży byli pszed tym w mojej klasie.
I naglem se pszypomniał troche o tej operancji i o tym jakem zmondżał i powiedziałem se niech to diabli teraz tom z siebie żeczywiście zrobił Charlie Gordona. I wyszedłem zanim Panna Kinnian wruciła do klasy. To dla tego wyjeżdżam nazafsze z Nowego Jorku. Nie chce zrobić cośtakiego jeszcze raz. Nie chce żeby Pannie Kinnian było pszykro przeżeranie. Każdy mi fspuł czuje. W fabryce też. Tego też nie chce i dla tego jadę tam gdzie nikt nie wie że Charlie Gordon przed tym to był genjusz a teraz to nawet nie umie pszeczytać ksiąszki albo pisać. Biorę ze sobą kilka książek. Nawet jak nie umiem czytać to będę prubował i może nie zapomnę fszystkiego czegom się nałczył. Jak się będę starał to może zrobię się trochę mondżejszy niż byłem pszed operancją. Mam moją łapkę kruliczą i pieniąszka na szczęście. Może mi pomogą. Jeśli kiedy to Pani przeczyta Panno Kinnian niech Pani nie będzie pszykro. To dobże że miałem taką szansę żeby być mondry. Kupę się nałożyłem i to takich rzeczy kturych nigdy nie wiedziałem nawet że mogą być na śfiecie no to jestem wdzięczny że to fszystko mogłem zobaczyć. Nie wiem czemum znowu gupi i właściwie to co ja takiego zrobiłem może się niedość starałem. Ale jak będę mocno prubował i starał się to może stanę się odrobinę mondżejszy i dowiem się jakie są te inne śfiaty.
Tak czy inaczej mogę się założyć jestem pierszy gupek na śfiecie ktury zrobił coś dla nałki. Pamiętam że coś takiego zrobiłem tylko nie pamiętam, co. Ale zdaj e się że to było coś dla fszystkich takich nie dorozwiniętych jak ja. Żegnam Panią Panno Kinnian i Dr Straussa i fszystkich. PS. I proszę powiedzieć dr Nemurowi żeby nie był taki drażliwy jak się ludzie z niego śmieją to będzie miał więcej pszyjaciuł. Można sobie robić łatfo pszyjaciuł jak się pozwoli ludziom pośmiać ssiebie. Tam gdzie jadę będę miał kupę pszyjaciuł.
PPS. Jak by Pani miała możność to proszę czasem położyć trochę kfiatkuf na grobie Algernona na podwurku…
Przełożył z angielskiego Krzysztof W. Malinowski
John Brunner
Marnotrawstwo
Zadźwięczał dzwonek u drzwi.
Hal Page zajmował się właśnie ostatnimi przygotowaniami: po pierwsze — dokładnie przeglądał całe mieszkanie sprawdzając, czy wszystko jest gotowe do tego absolutnie szałowego przyjęcia, jakie się miało odbyć; po drugie — nie mógł się zdecydować, gdzie ukryć ostrzeżenie. Najchętniej by je zniszczył, ale gdy podszedł do wlotu pochłaniacza i otworzył go, pozwalając, aby lekki powiew odoru z odległych pieców krematoryjnych zmieszał się z mocnym zapachem perfum unoszącym się w powietrzu — zmienił zdanie. Brakowało mu właśnie dotyku czegoś konkretnego, jakiegoś szelestu, aby doprowadzić swój zamiar do końca.
Podczas przyjęcia nic w mieszkaniu nie mogło pozostać nietknięte. Był znany z lekkomyślności — goście brali więc za punkt honoru, aby odnaleźć i zniszczyć wszystko, co posiadał najcenniejszego, by zmusić go do bicia następnych rekordów, kiedy bałagan był już uprzątnięty i zastąpiono zniszczone przedmioty nowymi. Nie chciał jednak, by się ktokolwiek domyślał powodu, dla którego wydawał tak olbrzymie przyjęcie w zupełnie przypadkowo wybranym dniu. Gdyby się ktoś zorientował, że Hal dostał ostrzeżenie, rozeszłoby się to jak wieść o zarazie i spędziłby dzisiejszy wieczór samotnie, wpatrując się w nicość z uczuciem strachu, które jak zimna dłoń podpełza powoli ku sercu.
— A niech to jasna cholera! — powiedział głośno, spiesznie wpychając ostrzeżenie do kieszonki ukrytej w fałdach luźnej, jedwabnej koszuli. Machinalnie spojrzał na zegarek, chociaż wiedział, że dzwonek rozległ się dwadzieścia minut przed czasem. Był to najdroższy zegarek na świecie; kosztował go całe cztery lata. Nosił go z tyłu wskazującego palca lewej ręki. Zegarek odmierzał okres rozpadu mikroskopijnego grana radu.
Dzwonek zabrzmiał znowu. Hal podjął decyzję. Czy ukrycie ostrzeżenia miało jakikolwiek sens? Każde słowo dobrze mu się wryło w pamięć, a treść można było wyrazić jednym strasznym słowem: j u t r o!
Ale ponieważ nie zamierza tu zostać, a jutro pewnie już żyć nie będzie — co go jeszcze powstrzymuje przed zniszczeniem kawałka papieru?