Mimo swego nietuzinkowego intelektu kwadryg jest po jros’tu samobieżną taczką, załadowaną robactwem. Dlatego nie ma podstaw, aby zaliczyć go do naszych braci w rozuue. Najodpowiedniejszym miejscem dla kwadryga jest ogród zoologiczny.
Uwaga! Niebezpieczeństwo! Osoby szczególnie wrażliwe, kobiety i dzieci prosimy o niezbliżanie się do klatek! Umieściliśmy w nich najbardziej krawawe i żarłoczne potwory Metagalaktyki. Oto puudli, okrutne zwierzę-telepata, czytający myśli i w dodatku cierpiący na manię prześladowczą. Znajdując się na wolności puudli unicestwia każde napotkane żywe stworzenie po prostu na wszelki wypadek, powodowany zwyczajnym instynktem samozachowawczym. Uspokaja się nieco jedynie w okresie rozrodu, gdy wypączkowuje mnóstwo malutkich puudląt. Wówczas straszliwego zwierza można łowić gołymi rękami. W ten właśnie sposób puudli znalazł się w naszym zwierzyńcu.
Ale nawet puudli jest łagodnym jaroszem w porównaniu z mieszkanką sąsiedniej pancernej klatki — gigantyczną pijawką. Pijawka może rosnąć bez końca, żywiąc się energią zewnętrzna i pochłaniając całe planety, słońca i gwiazdy. Szczególnie temu potworowi smakuje energia wybuchów jądrowych. Uwaga! Kategorycznie zabrania się przeprowadzania robót strzałowych w bezpośrednim sąsiedztwie obiektu!
Nie radzimy też zanadto zbliżać się do otarków. Są to drapieżne niedźwiedzie wyhodowane w sposób sztuczny na Ziemi. Otarki władają biegle kilkoma językami obcymi, posiadają rozległą wiedzę naukowo-techniczną i doskonałą znajomość wyższej matematyki. Przy całym swym pozornym intelektualizmie otarki zachowały krwiożerczość dzikich pobratymców i chętnie pożerają się nawzajem, nie gardząc też przekąską z człowieka, co stanowi jeszcze jeden dowód szkodliwości jednostronnego wykształcenia. Jeśli więc zapragniecie przedyskutować z otarkami problemy lingwistyki strukturalnej, topologii różniczkowej, przestrzeni wielowymiarowych lub behawiorystyki — radzimy czynić to z możliwie jak największej odległości.
Musimy z żalem przyznać, że nie zdołaliśmy uzyskać dla naszego ogrodu wielu trudno dostępnych gatunków niebezpiecznej fauny. Do tej pory na przykład nie złowiono ani jednego chyba gigantycznego samoświecącego potwora, który żyje w otwartej przestrzeni kosmicznej i w odległych okolicach Galaktyki napada na statki zwiadowcze. Nie ustajemy jednak w staraniach i nie szczędzimy kosztów, aby zdobyć chociażby niewielki egzemplarz tego rzadkiego zwierzęcia.
5. Ogród botaniczny
Nasz kosmiczny zwierzyniec ma swoistą filię, coś w rodzaju niewielkiego ogrodu botanicznego, wyposażonego w szklarnie i oranżerie. Można w nim obejrzeć istoty z pogranicza świata roślinnego i zwierzęcego, wykazujące w dodatku pewne formy myślenia. Niektóre gatunki flory pozaziemskiej są całkowicie nieszkodliwe, do innych natomiast nie radzimy się zbliżać.
W zielonych alejach mogą się czaić skaczące drzewa oraz krzewy-wampiry, obdarzone zdolnością ruchu drapieżniki zwierzęce. Ale najbardziej niebezpieczne są tryfidy — okrutne rośliny, które potrafią same się wykopywać i nawiązywać ze sobą łączność dźwiękową za pomocą łodyg. Tryfidy polują na ludzi, paraliżując ich długimi wiciami. Zachowaj cię ostrożność w czasie spacerów po naszym. ogrodzie!
O wiele przyjemniejsze są kontakty z rozumnymi fioletowymi kwiatami. Te urocze roślinki wyprzedziły człowieka w rozwoju technicznym, umysłowym i moralnym, skoro więc pragniecie podnieść swój poziom kulturalny i poszerzyć horyzonty myślowe, lepszych rozmówców nie znajdziecie.
Poza ogrodem botanicznym przy naszym zwierzyńcu uruchomiliśmy niedawno Gabinet Śmiechu. Kłębią się w nim mieszkańcy Merkurego wyglądający jak wielobarwne bąble. Są to zgęstki energii, które osiągnęły najwyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego. Bąbelki zabawiają się z nudów w ten sposób, że transformują myśli i przybierają dowolne kształty — człowieka, kota, wielbłąda, butelki whisky itp. - w zależności od tego, o czym sobie pomyślicie. Goście śmieją się z tej fantasmagorii, a bąbelki podśmiewają się z ludzi. Dlatego nazwa „gabinet śmiechu” ma charakter obosieczny i nie wiadomo, kto tam ma więcej uciechy.
6. Posłowie
Kierownictwo ogrodu zoologicznego, uprzedzając sceptyczne uwagi na temat istnienia opisanych tu kurdli, kwadrygów i innych stworów, stwierdza kategorycznie, że nikt również nie dowiódł ich nieistnienia! A skoro tak, zoologia ma obowiązek umieścić w swych spisach całą prezentowaną u nas faunę. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż fantastyka odzwierciedla rzeczywistość znacznie pełniej i wiarygodniej niż czyni to nauka oficjalna.
Podziękowanie
Autor przewodnika wyraża głęboką wdzięczność wszystkim Instytucjom i osobom, które zechciały mu służyć swą życzliwą radą i pomocą, a zwłaszcza:
Stanisławowi Lemowi,
Robertowi Sheckleyowi,
Braciom Arkademu i Borysowi Strugackim,
Siewierowi Gansowskiemu,
Cliffordowi Simakowi,
Teodorowi Sturgeonowi,
Paulowi Andersenowi,
Kingsleyowi Amisowi,
Johnowi Wyndhamowi,
którzy odkryli i po raz pierwszy opisali mieszkańców naszego zwierzyńca.
Przełożył z rosyjskiego Tadeusz Gosk.
FAKTY, HIPOTEZY, ZAGADKI
Arthur C. Clarke
Ryzyko prorokowania
I. Brak odwagi
Każdy, kto miałby ochotę spróbować swych sił jako prorok, powinien dla własnego dobra zaznajomić się najpierw z sukcesami, jakie odnieśli inni w tym niebezpiecznym zawodzie, a jeszcze lepiej — z niepowodzeniami.
Z monotonną regularnością ludzie najbardziej kompetentni stwierdzali autorytatywnie, co jest technicznie możliwe, a co nie — i często, nim zdążył obeschnąć atrament z ich piór, okazywało się, że absolutnie nie mieli racji. Po dokładnej analizie można zaryzykować twierdzenie, iż niepowodzenia te dzielą się na dwie kategorie, które nazwałbym brakiem odwagi oraz brakiem wyobraźni.
Najczęściej chyba występuje brak odwagi. Są to przypadki, gdy prorok in spe znając nawet wszystkie istotne fakty nie jest w stanie dostrzec ich nieuniknionych konsekwencji. Niektóre z tych niepowodzeń są tak niewiarygodnie śmieszne, że mogłyby stanowić interesujący materiał dla psychoanalizy. „Oni mówią, że tego nie da się dokonać” — jest zdaniem przewijającym się przez całą historię wynalazczości. Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek usiłował wniknąć w przyczyny, dla których „oni” tak mówili, często z zupełnie niepotrzebnym zacietrzewieniem.
Nie sposób obecnie odtworzyć w pamięci klimatu duchowego, który towarzyszył budowie pierwszych lokomotyw. Ich krytycy zapewniali uroczyście, iż każdego, kto osiągnie straszliwą prędkość trzydziestu mil na godzinę, czeka śmierć przez uduszenie. Równie trudno uwierzyć, że zaledwie osiemdziesiąt lat temu idea oświetlania mieszkań elektrycznością była wyszydzana przez wszystkich „ekspertów” — z wyjątkiem trzydziestojednoletniego wynalazcy amerykańskiego Thomasa Alvy Edisona. Kiedy akcje spółek gazowniczych spadły na łeb w roku 1878 wskutek oświadczenia Edisona (wówczas już ważnej figury z fonografem i mikrofonem węglowym na swym koncie), że pracuje nad lampą żarową, parlament brytyjski powołał komisję do zbadania tej sprawy. (Westminster może bez trudu pobić Waszyngton w tej grze).