Выбрать главу

Lord Rutherford, który ma największe zasługi w odkryciu struktury wewnętrznej atomu, także dostarczył słynnego przykładu braku wyobraźni. Lubił pokpiwać z rozsiewaczy sensacyjnych wiadomości, którzy przepowiadali, iż pewnego dnia będziemy w stanie zaprząc do pracy energię uwięzioną w materii. W roku 1937, w niespełna pięć lat po jego śmierci, uzyskano w Chicago pierwszą reakcję łańcuchową. Przy całej swej wspaniałej intuicji Rutherford nie przeczuwał, że zostanie odkryta reakcja jądrowa, która wyzwoli więcej energii, niż potrzeba do jej zapoczątkowania. Aby wyzwolić energię z materii, konieczny był „zapłon” nuklearny analogiczny do spalania chemicznego. To umożliwiło rozszczepienie uranu. Po tym odkryciu wykorzystanie energii atomowej stało się rzeczą nieuniknioną, aczkolwiek gdyby nie presja wojny, mogłoby nastąpić znacznie później.

Przykład lorda Rutherforda jasno wykazuje, że człowiek posiadający najgłębszą znajomość danego przedmiotu i będący uznanym autorytetem w swej dziedzinie, może nie przewidywać przyszłych kierunków jej rozwoju. Zbyt wielkie brzemię wiedzy może zahamować lot wyobraźni. Próbowałem ująć ten fakt w prawo Clarke’a, które można by sformułować w sposób następujący:

„Kiedy wybitny, lecz starszy już uczony stwierdza, iż coś jest możliwe, niemal zawsze ma rację. Kiedy natomiast twierdzi, iż coś jest niemożliwe, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że się myli”.

Przymiotnik „starszy” wymaga ściślejszej definicji. W fizyce, matematyce i astronautyce oznacza człowieka po trzydziestce. W innych dyscyplinach granica może się niekiedy przesunąć poza czterdziestkę. Oczywiście zdarzają się chwalebne wyjątki, ale, o czym dobrze wiedzą wszyscy młodzi pracownicy naukowi, uczeni po pięćdziesiątce nadają się wyłącznie na członków rad naukowych i za wszelką cenę powinno się ich trzymać z dala od laboratoriów.

Znacznie rzadziej mamy do czynienia ze zbyt bujną wyobraźnią niż z jej brakiem. Zbyt bujna wyobraźnia doprowadza zwykle jej niefortunnego posiadacza do frustracji i porażki — chyba że jest na tyle rozsądny, by o swych pomysłach wyłącznie pisać, a nie dążyć do ich urzeczywistnienia. W tej kategorii znajdziemy wszystkich autorów fantastyki naukowej, historyków przyszłości, twórców Utopii — oraz obydwu Baconów, Rogera i Francisa.

Mnich Roger (ok. 1214 — ok. 1292) wyobrażał sobie przyrządy optyczne, napędzane mechanicznie łodzie i latające maszyny — wybiegając daleko poza istniejącą wówczas lub nawet możliwa do przewidzenia technikę. Trudno uwierzyć, że słowa te napisano w trzynastym wieku:

„Być może zbudują kiedyś urządzenia, dzięki którym ogromne okręty, kierowane tylko przez jednego człowieka, pędzić będą z większą szybkością niż przy całej armii żeglarzy. Być może, zbudują kiedyś powozy zdolne poruszać się z niewiarygodną szybkością bez pomocy zwierząt. Człowiek skonstruuje aparaty latające, w których siedząc swobodnie i oddając się medytacjom, będzie na podobieństwo ptaków unosił się w powietrzu na swych sztucznych skrzydłach… jak również maszyny, które pozwolą mu spacerować po dnie mórz…”

Przytoczony urywek jest triumfem wyobraźni nad twardą rzeczywistością. Wszystko to stało się ciałem, jakkolwiek w czasach, gdy Roger Bacon pisał te słowa, były raczej aktem wiary niż logiki. Zapewne wszystkie długofalowe przepowiednie powinny odznaczać się takim charakterem, aby mieć szansę spełnienia. Prawdziwej przyszłości nie da się logicznie przewidzieć.

Wspaniałym przykładem człowieka, którego wyobraźnia wyprzedziła znacznie epokę, w której żył, jest angielski matematyk, Charles Babbage (1792 — 1871). W roku 1819 Babbage opracował podstawowe zasady automatycznych maszyn obliczeniowych. Wpadł na myśl, że wszystkie formuły matematyczne można rozłożyć na serie kolejnych operacji, które, teoretycznie, mogą być wykonywane przez maszynę. Dzięki dotacji rządowej, która w sumie wyniosła siedemnaście tysięcy funtów — co w trzecim dziesięcioleciu dziewiętnastego wieku było sumą wcale niebagatelną — zaczął pracować nad skonstruowaniem „maszyny analitycznej”.

Jakkolwiek poświęcił temu projektowi resztę swego życia i znaczną część prywatnych funduszy, nie był w stanie ukończyć maszyny. Jego plany udaremnił fakt, iż technika precyzyjna, niezbędna przy konstruowaniu potrzebnych mu urządzeń, po prostu jeszcze w owych czasach nie istniała. Jego próby przyczyniły się do powstania przemysłu maszynowego — ostatecznie więc rząd zyskał znacznie więcej niż owe siedemnaście tysięcy funtów — i dziś nie nastręczałoby żadnych trudności ukończenie komputera Babbage’a, który stoi obecnie jako jeden z najbardziej fascynujących eksponatów w londyńskim Muzeum Nauki. Babbage mógł za życia zademonstrować działanie tylko stosunkowo niedużej części maszyny. W dwanaście lat po śmierci uczonego jego biograf napisał: „Ten niezwykły pomnik genialnej myśli teoretycznej pozostaje przeto i bez wątpienia pozostanie na zawsze teoretyczną możliwością”.

Niewiele dziś ocalało z tego „bez wątpienia”. W chwili obecnej tysiące komputerów pracują na zasadach, które nakreślił Babbage przeszło sto lat temu — tyle że w zakresie oraz z szybkością, o jakich mu się nie śniło. Przypadek Babbage’a jest dlatego tak interesujący i tak patetyczny, ponieważ wyprzedził nie jedną, lecz dwie rewolucje techniczne. Gdyby w roku 1820 istniał przemysł precyzyjny, Babbage mógłby zbudować „maszynę obliczeniową”, która pracowałaby znacznie szybciej niż człowiek, aczkolwiek bardzo wolno, gdybyśmy ją chcieli oceniać w dzisiejszych kategoriach. Jej szybkość byłaby bowiem ograniczona maksymalnymi dopuszczalnymi szybkościami przekładni zębatych, wałków, krzywek i innych mechanizmów.

Automatyczne maszyny obliczeniowe nie mogły być zbudowane, dopóki elektronika nie umożliwiła osiągnięcia szybkości operacji tysiąc i milion razy większych niż przy zastosowaniu czysto mechanicznych urządzeń. Ten poziom techniki został osiągnięty w latach czterdziestych dwudziestego wieku i wtedy Babbage został z miejsca zrehabilitowany. Przyczyną jego niepowodzenia nie był brak wyobraźni — po prostu urodził się sto lat za wcześnie.

Jest tylko jeden sposób, aby przygotować się na przyjęcie rzeczy nieprzewidzianych — zachowanie otwartego i bezstronnego umysłu, ale osiągnąć to jest niezwykle trudno, nawet przy najlepszych chęciach. Prawdę powiedziawszy, umysł całkowicie otwarty byłby pusty, a wolność od uprzedzeń jest ideałem nieosiągalnym. Istnieje jednak pewna forma treningu umysłowego, którą zalecałbym jako świetne ćwiczenie podstawowe dla ewentualnych proroków. Każdy, kto chce zajmować się przyszłością, powinien odbyć w wyobraźni wsteczną podróż w czasie — powiedzmy do roku 1900 — i zadać sobie pytanie, na ile współczesna technika byłaby nie tylko nie do wiary, lecz wręcz niepojęta dla najtęższych uczonych głów tego okresu.

Wybierzmy rok 1900, najsposobniejszą okrągłą datę, gdyż wtedy mniej więcej rozpętało się istne piekło w nauce. J. B. Conant tak o tym mówi:

„Około roku 1900 nauka przyjęła całkiem nieoczekiwany obrót. Istniało do tej pory kilka rewolucyjnych teorii w historii nauki, ale to, co zdarzyło się między rokiem a powiedzmy 1930, jest nieporównywalne. Zawiodły na całej linii ogólne prognozy opierające się na dotychczasowych eksperymentach”.

P. W. Bridgman ujął to nawet mocniej:

„Fizycy przeszli kryzys intelektualny spowodowany odkryciem pewnych faktów wykazanych eksperymentalnie, jakich uprzednio nie przewidzieli i jakich nie uważaliby nawet za możliwe”.

Upadek nauki „klasycznej” rozpoczął się de facto z odkryciem przez Roentgena promieni X w roku 1895. Była to pierwsza wyraźna wskazówka, iż obraz wszechświata przyjmowany w ramach zdrowego rozsądku nie jest zgodny z rzeczywistością. Promienie X — sama nazwa odzwierciedla konfuzję zarówno naukowców, jak i laików — mogą przenikać przez ciała stałe tak, jak światło przez szklaną szybę. Nikt nigdy nie wyobrażał sobie ani nie przepowiedział czegoś podobnego. Nawet najśmielszy prorok nie zasugerował, że można będzie zajrzeć w głąb ludzkiego ciała i tym samym zrewolucjonizować medycynę i chirurgię.