Odkrycie promieni X było pierwszym wielkim włamaniem się do królestwa, do którego umysł ludzki dotąd się nie zapuszczał. Była to zaledwie jaskółka zwiastująca jeszcze większe rewelacje — radioaktywność, wewnętrzna strukturę atomu, teorię względności, teorię kwantów, zasadę nieoznaczoności…
Reasumując, wynalazki i urządzenia techniczne naszego współczesnego świata można podzielić na dwie ściśle określone kategorie. Z jednej strony — maszyny, których działanie byłoby w pełni zrozumiane przez każdego wielkiego myśliciela starożytności. Z drugiej — te, których najtęższe głowy starożytności nie byłyby w stanie pojąć. Nie tylko zresztą starożytności — obecnie wchodzą w użycie urządzenia, które mogłyby przyprawić o chorobę umysłową Edisona czy Marconiego, gdyby usiłowali zgłębić ich działanie.
Chciałbym poprzeć to stwierdzenie przykładami. Gdybyśmy zademonstrowali nowoczesny silnik dieslowski, samochód, turbinę parową czy helikopter Beniaminowi Franklinowi, Galileuszowi, Leonardowi da Vinci lub Archimedesowi — lista obejmująca dwa tysiące lat — każdy z nich bez trudu zrozumiałby ich działanie. Leonardo, prawdę mówiąc, rozpoznałby niektóre ze swych szkiców. Wszyscy czterej uczeni byliby zaskoczeni tworzywem oraz wykonaniem, które wydawałoby im się magiczne w swej precyzji, ale po otrząśnięciu się ze zdziwienia, poczuliby się niemal w domu — dopóki nie zagłębiliby się zbytnio w układy pomocnicze oraz elektryczne.
Załóżmy teraz, że pokażemy im telewizor, komputer, reaktor jądrowy, radar. Abstrahując od złożoności tych urządzeń, ich poszczególne elementy składowe będą niezrozumiałe dla człowieka nie urodzonego w dwudziestym wieku. Jakikolwiek byłby poziom jego wykształcenia czy inteligencji, nie posiadałby on struktury umysłowej będącej w stanie pojąć wiązkę elektronową, tranzystory, rozszczepienie atomu, prowadnice falowe czy lampy elektronowe.
Trudność, niech mi będzie wolno raz jeszcze powtórzyć, nie leży tu w złożoności. Niektóre z najprostszych nowoczesnych urządzeń byłyby najtrudniejsze do objaśnienia. Najlepszym przykładem jest tu bomba atomowa (a przynajmniej jej wczesne modele). Cóż może być prostszego od zetknięcia dwóch bryłek metalu? A jak wytłumaczyć Archimedesowi, że rezultatem byłoby zniszczenie znacznie większe, niż to, którego dokonały wszystkie wojny między Trojanami a Grekami?
Załóżmy, że ktoś z nas uda się do uczonego z końca dziewiętnastego wieku i powie mu: „Proszę, oto są dwa kawałki metalu zwanego uranem 235. Jeśli będzie pan je trzymał osobno, nic się nie wydarzy, lecz jeśli zetknie je pan raptownie, wyzwoli się tyle energii, ile można jej uzyskać w wyniku spalenia dziesięciu tysięcy ton węgla”. Bez względu na swą dalekowzroczność i wyobraźnię, nasz prawie współczesny uczony odrzekłby: „Ależ to kompletny nonsens! To magia, a nie nauka. Takie rzeczy nie mogą się zdarzyć w świecie realnym!” Około roku 1890, gdy istniały już podwaliny fizyki i termodynamiki, byłby w stanie nawet wyjaśnić, dlaczego jest to niemożliwe.
„Energia nie może powstać z niczego” — powiedziałby zapewne. „Musi pochodzić z reakcji chemicznych, baterii elektrycznych, sprężyn zwojowych, sprężonego gazu, kręcących się kół zamachowych lub innego ściśle określonego źródła. Wszystkie tego typu źródła są w tym przypadku wykluczone — a nawet gdyby nie były, ilość uzyskanej energii jest absurdalna. Przecież to przeszło milion razy więcej, niż można osiągnąć w wyniku najsilniejszej reakcji chemicznej!”
Fascynujący jest fakt, który się wiąże z powyższym przykładem — nawet wówczas, gdy już w pełni doceniono istnienie energii atomowej, powiedzmy około roku 1940, niemal wszyscy naukowcy wyśmialiby pomysł wyzwalania jej poprzez zetknięcie dwóch kawałków metalu. Ci, którzy wierzyli, iż energia jądra może być kiedyś wyzwolona, bezsprzecznie wyobrażali sobie, że odbędzie się to za pomocą skomplikowanych urządzeń elektrycznych — „rozbijaczy atomów”. (Być może, okaże się to prawdą. Być może będziemy potrzebowali takich maszyn do fuzji jąder atomów wodoru na skalę przemysłową. Któż to wie?).
Nieoczekiwane odkrycie rozszczepienia uranu w roku 1938 umożliwiło zbudowanie tak niezwykle prostych (w zasadzie, jeśli nie w praktyce) urządzeń, jak bomba atomowa czy reaktor jądrowy. Żaden uczony ich nie przewidział. A gdyby przewidział — naraziłby się na szyderstwa kolegów.
Nader pouczające i pobudzające wyobraźnię byłoby sporządzenie listy wynalazków i odkryć pod kątem, które z nich zostały przepowiedziane, a które nie. Postaram się to zrobić.
Wszystkie pozycje znajdujące się po lewej stronie zostały już zrealizowane lub odkryte. Zawierają one element niespodzianki lub całkowitego zaskoczenia. O ile mi wiadomo, niewiele czasu upłynęło między ich przewidywaniem i odkryciem
Po prawej stronie znajdują się pomysły krążące od setek i tysięcy lat. Niektóre już zostały zrealizowane, inne będą, jeszcze inne, być może, nie dadzą się zrealizować. Ale które?
Niespodziewane — Spodziewane
Promienie X — Samochody
Energia jądrowa — Latające maszyny
Radio, telewizja — Maszyny parowe
Elektronika — Łodzie podwodne
Fotografia — Statki kosmiczne
Zapisywanie dźwięku — Telefon
Mechanika kwantowa — Roboty
Teoria względności — Promienie śmierci
Tranzystory — Transmutacja
Masery. Lasery — Sztuczne życie
Nadprzewodniki. Nadciecze — Nieśmiertelność
Zegary atomowe. Efekt Mossbauera — Niewidzialność
Określenie składu ciał niebieskich — Lewitacja. Teleportacja
Datowanie (węgiel 14, itd.) — Porozumiewanie się z umarłymi
Wykrywanie niewidzialnych planet — Podróże w przeszłość i przyszłość
Jonosfera. Pasy Van Allena — Telepatia
Lista po prawej stronie jest rozmyślnie prowokująca. Obejmuje czystą fantazję, jak również poważne spekulacje naukowe. Ale jedynym sposobem odkrycia granic możliwości jest cofnięcie się w przeszłość, gdy wiele odkryć wydawało się niemożliwością. Gdy bowiem rzucę okiem na lewą kolumnę, uświadamiam sobie, że zaledwie dziesięć lat temu kilka jej pozycji uważałbym za nierealne…
Przełożyła z angielskiego Elżbieta Zychowicz
Krzysztof W. Malinowski
Wedrując po Wszechświatach
1
Opowiadanie Isaaca Asimova „Ostatnie pytanie” poznałem po raz pierwszy z jego autorskiego streszczenia, które Asimov opublikował w jednym ze swych artykułów na łamach „Science Journal”. Chociaż było to streszczenie dość zwięzłe (jak na Asimova w każdym razie) i tym samym oddawało jedynie główną ideę opowiadania, zaskoczyła mnie wtedy, pamiętam, pewna niezwykła koncepcja ukryta właściwie w tle samego opowiadania. W tle bowiem utwór stanowi sugestywną wizję agonii Wszechświata ukazaną przez pryzmat losów ludzkości i jej swoistego duchowego przywódcy — superkomputera AC. Otóż w drugim niejako planie opowiadania znalazła się i inna, zdawałoby się drugorzędna i mocno już w fantastyce wyświechtana idea „hiperprzestrzeni”.
Hiperprzestrzeń jest w science fiction pojęciem w istocie,hiper uniwersalnym”. Hiperprzestrzeń to jedyna szansa ucieczki bohatera przed czymś, co nie dopuszcza już możliwości ucieczki; to pokonywanie trudności niepokonywalnych, zawracanie nieodwracalnego biegu czasu i włażenie tam, gdzie z definicji dostać się nie można. A jednak tym razem hipoteza Asimova okazała się nader oryginalna i przy tym zadziwiająco zbieżna z pewną zupełnie nie znana teorią fizyczną, zaproponowaną w połowie lat pięćdziesiątych przez grupę amerykańskich fizyków na czele z J. A. Wheelerem.