Zanim jednak do tej teorii bliżej nawiążę, chciałbym raz jeszcze pokrótce przypomnieć główną myśl opowiadania Asimova. Mam nadzieję, że mi to — jako tłumaczowi tegoż opowiadania — wybaczy…
2
„Ostatnie pytanie” — to opowieść o bilionoletniej ewolucji ziemskiej cywilizacji, począwszy od dnia wyjścia ludzkości w Kosmos, a skończywszy na dniu śmierci Wszechświata. W okresie tym ludzkość doświadcza niewyobrażalnej, co do skali, ewolucji, opanowując najpierw Układ Słoneczny, potem Galaktykę, Metagalaktykę i wreszcie cały Kosmos.
W toku tej ewolucji wiernie ludzkości towarzyszy najdoskonalsza stworzona przez nią maszyna — komputer, doznający u boku swych twórców równie zadziwiających przeobrażeń. Stopniowo, w miarę upływu milionoleci, z pomocnika ludzi staje się on najpierw ich doradcą, a potem — swoistym duchowym przywódcą, wielokrotnie przewyższającym ludzi pod względem intelektualnym, choć zawsze bezgranicznie im oddanym.
I oto, u kresu swej historii, ludzkość poczyna zespalać się w jedno, w pewnym sensie pozbawione indywidualności, ciało zawieszone w pustce Kosmosu. Czuwa nad nim Kosmiczny AC (jak go wtedy ludzkość nazywa). „Kosmiczny AC był wszędzie wokół nich — pisze Asimov — choć nie w Kosmosie… Zrobiony z czegoś, co nie było ani materią, ani energią, czuwał, skryty w hiperprzestrzeni. Zagadnienie jego rozmiarów i natury nie miało już znaczenia w żadnym z aspektów możliwych do pojęcia dla Człowieka”.
A Kosmos umierał — dopalały się słońca, stygł kosmiczny PYŁ zagarniany eskalującą pustką przestrzeni kosmicznej.
„Człowiek — jeden po drugim — jednoczył się z AC. Ciała fizyczne raz po raz traciły swe umysłowe indywidualności…” „Człowiek zapytał: — AC! Czy to już koniec? Czy tego chaosu nie da się już z powrotem obrócić we Wszechświat? Czy nie dałoby się tego dokonać?”
Maszyna nie umiała jeszcze udzielić na to pytanie odpowiedzi.
I wtedy „…ostatni umysł Człowieka zjednoczył się z maszyną i istniał już teraz tylko AC — a i on w hiperprzestrzeni”.
Czym była u Asimova owa hiperprzestrzeń? W opowiadaniu jako pierwsza znalazła się tam maszyna. W hiperprzestrzeni bowiem nie istniał czas, traciło sens pytanie o przeszłość i przyszłość, tam też mogła się schronić i przetrwać ludzkość, kiedy konał Wszechświat. I tam właśnie — gdzie nie istniał problem czasu — mógł AC rozmyślać nad tym, jak przywrócić Kosmos na powrót do życia. Była więc hiperprzestrzeń w pewnym sensie tworem transtemporalnym, nadrzędnym w stosunku do naszej codziennej czasoprzestrzeni.
Podajmy tu jeszcze, gwoli uczciwości, pointę opowiadania Asimova:
„W ciągu następnego interwału ponadczasowego AC rozważał, jak można by tego (tzn. przywrócenia Wszechświata do życia — przyp. K.W.M.) najlepiej dokonać. Starannie, pieczołowicie przygotował program.
Świadomość AC ogarniała już teraz wszystko, co kiedykolwiek wydarzyło się we Wszechświecie i analizowała to, co było teraz Chaosem. Krok po kroku wszystko zostanie zrobione…
I wreszcie AC rzekł: NIECH SIĘ STANIE ŚWIATŁO!
I stało się światło…”
3
Nie sposób odmówić opowiadaniu Asimova ogromnej dozy fantazji. Jest w nim jednak poza fantazją coś jeszcze — coś, co uderzyć musi przede wszystkim tych, którzy na co dzień parają się fizyką: owa idea hiperprzestrzeni — szczególnej przestrzeni fizycznej, w której ustaje bieg zdarzeń, a pojęcie przeszłości i przyszłości zatraca swój sens.
Trudno byłoby chyba dziś stwierdzić, czy Asimov zaczerpnął ten pomysł z jakiegoś źródła naukowego (jako biochemik studiuje z pewnością materiały z fizyki teoretycznej — jest zresztą znany jako popularyzator wszechnauk) — czy też zrodził się on w jego wyobraźni. Faktem jest, że opowiadanie to stanowi — dla mnie przynajmniej — jeden z klasycznych przykładów opowiadań fantastycznonaukowych, w którym kilka świetnych hipotez naukowych bezwzględnie zaważyło na wartości całego opowiadania. Wróćmy jednak do Asimovowskiej hiperprzestrzeni…
4
Jak już wspomniałem, na początku lat pięćdziesiątych coraz częściej rozlegać się poczęły głosy o potrzebie modyfikacji einsteinowskiej teorii względności. Warto tu przypomnieć atmosferę tamtych lat: był to w fizyce okres, kiedy zelżał już nieco entuzjazm i zachwyt nad sukcesami tej teorii, a w czasopismach naukowych i popularnych na całym świecie zaroiło się od prac, zmierzających do podważania, modyfikacji czy wręcz obalenia teorii Einsteina. Całe zastępy młodych naukowców śniły po nocach o sposobach nadgryzienia szczególnej bądź ogólnej teorii względności i zastąpienia jej „czymś lepszym”. Wtedy to właśnie ukazały się również pierwsze prace fizyków amerykańskich — C. W. Misnera, B. S. De Witta, J. Schwingera, a później i J. A. Wheeler a — poświęcone pewnym propozycjom rozwinięcia i modyfikacji teorii względności. Trzeba tu jeszcze dodać, że te akurat prace nie spotkały się z ostrzejsza krytyką — może dlatego, że Wheeler był kiedyś współpracownikiem, a w pewnym sensie i uczniem, Einsteina. Ostatecznie więc miał prawo wiedzieć w większym niż inni stopniu, co w trawie piszczy.
A było przecież co krytykować: hipoteza Wheeler a i jego kolegów była niezwykle śmiała i dotyczyła najbardziej chyba drażliwego problemu nauk ścisłych — zagadnienia natury i pochodzenia Wszechświata. Warto chyba będzie na kilku stronicach przedstawić pokrótce główne punkty rozumowania Wheelera. Nie jest to może zadanie najwdzięczniejsze i proste — bowiem teoria ta jest silnie zmatematyzowana i hermetyczna, ale jeśli pobalansować na granicy pomiędzy ogólną teorią względności Einsteina i „ogólną teorią wszystkiego” Lema, można sobie jako tako wyrobić pogląd na zadziwiający obraz wheelerowskiego „Superwszechświata”.
5
Aby zrozumieć zamysł Wheelera trzeba wpierwej, jak to już uświęciła tradycja, wspomnieć w kilku słowach o najważniejszych założeniach teorii względności. Główne bowiem natarcie Wheelera poszło na einsteinowski sposób pojmowania przestrzeni — przede wszystkim zaś na samo pojęcie „czasoprzestrzeni”.
Jak wiadomo, teoria względności wprowadziła do dwudziestowiecznej fizyki pojęcia czterowymiarowej przestrzeni, opisywanej trzema współrzędnymi przestrzennymi i czwartą — czasem. Tak więc taki „punkt” w przestrzeni czterowymiarowej nie tylko lokalizował położenie ciała w znanej nam przestrzeni trójwymiarowej, ale i chwilę czasu, w której rozważane przez nas ciało tam się znajdowało. Usytuowanie ciała w czasoprzestrzeni związane było również z innym fundamentalnym pojęciem STW (szczególnej teorii względności) — pojęciem „bariery świetlnej”; zgodnie z tym pojęciem żadne ciało materialne nie może się w naszym Wszechświecie poruszać z prędkością większą od prędkości światła c = 300 000 km/s.
I oto J. A. Wheeler stwierdził, iż pojęcie czasoprzestrzeni — owego czterowymiarowego kontinuum, o którym tyle już napisano w fizyce i science fiction — jest w teorii względności zupełnie niepotrzebne! Powoływał się Wheeler przy tym na nie byle jakie autorytety, wyznające podobny pogląd. Wspominał on o pracach choćby największego z żyjących obecnie fizyków — Paula A. M. Diraca.