Wtedy wyjaśnił mi, że poprzednim razem użył prawie tych samych słów co teraz. Ale nie wierzę. Nadal mam wrażenie, że mnie specjalnie wtedy zwodził, żeby zrobić sobie ze mnie zgrywę. Jak by nie było — sam już zresztą nie wiem — nie uwierzę żebym był wtedy do tego stopnia upośledzony na umyśle…
Wolno przechodziliśmy od kartki do kartki. Jedna z nich wyglądała jak dwa splecione nietoperze albo coś takiego. Na innej było coś jak dwaj mężczyźni walczący na szable. Wyobrażałem sobie różne rzeczy, myślę że mógłbym tak w nieskończoność — ale cały czas mu nie dowierzałem, obracałem je w kółko i nawet zaglądałem na odwrotne strony, żeby sprawdzić czy tam czasem nie ma czegoś, co mógłbym ominąć. Podczas gdy robił notatki, starałem się kątem oka wyłapać co tam zapisuje. Ale wszystko to było szyfrem i wyglądało jakoś tak:
WF + AdF — Ad. oryg. WF — A SF + ob.
Ten test dalej wydaje się nie mieć sensu. Moim zdaniem każdy mógłby wymyślać różne kłamstwa w miejsce rzeczy, których w rzeczywistości wcale tam nie widzi. Skąd on miałby wiedzieć, że nie robiłem z niego balona i nie wymieniałem rzeczy, których naprawdę wcale tam nie dostrzegałem? Może to zrozumiem kiedy dr Strauss zezwoli mi na studiowanie psychologii.
25 kwietnia. Wymyśliłem nowy system współpracy maszyn w fabryce i pan Donnegan powiedział, że to mu pozwoli zaoszczędzić tysiące dolarów rocznie na robotnikach i zwiększeniu produkcji. Dał mi czek na dwadzieścia pięć dolarów.
Chciałem zabrać Joego Carpa i Franka Reilly na lunch, żeby to jakoś uświęcić ale Joe powiedział, że musi kupić parę rzeczy dla swojej żony, a Frank powiedział, że się umówił na lunch ze swoim kuzynem. Coś mi się wydaje, że trzeba będzie trochę czasu żeby oni obaj przyzwyczaili się do tych zmian we mnie. Wszyscy robią wrażenie jakby się mnie bali. Kiedy podszedłem kiedyś do Amosa Borga i klepnąłem go w ramię to aż podskoczył.
Ludzie ze mną za wiele nie rozmawiają. Nawet dzieci po drodze do fabryki, chociaż zwykle to robiły. Przez to robota zrobiła się jakaś smutniejsza.
27 kwietnia. Obudziłem się dziś z postanowieniem, że poproszę pannę Kinnian żeby zjadła ze mną jutro obiad z okazji tego czeku.
Na początku nie była pewna czy to będzie w porządku. Ale zapytałem dr. Straussa i on powiedział że wszystko jest okay. Dr Strauss i dr Nemur nie robią wrażenia jednomyślnych. Ciągle się spierają. Tego popołudnia, kiedy tam wszedłem żeby zapytać dr. Straussa o obiad z panną Kinnian słyszałem jak krzyczał do dr Nemura. Dr Nemur mówił że to był jego eksperyment i jego badania, a dr Strauss krzyknął na to, że jego wkład był równie wielki, bo to on mnie wyszukał za pośrednictwem panny Kinnian i to on wykonał operację. Powiedział, że któregoś dnia tysiące neurochirurgów na całym świecie być może zacznie stosować jego technikę.
Dr Nemur chciał pod koniec miesiąca opublikować wyniki eksperymentu. Natomiast dr Strauss chciał jeszcze dla pewności trochę poczekać. Dr Strauss powiedział, że dr Nemur jest bardziej zainteresowany w stołku psychologii w Princeton, niż w samym eksperymencie. Na to dr Nemur odparł, że dr Strauss jest niczym więcej jak tylko oportunistą, który próbuje stroić się w cudze piórka.
Kiedy wyszedłem stamtąd stwierdziłem że cały się trzęsę. Nie wiem napewno dlaczego, ale to było coś takiego jakbym obu tych ludzi po raz pierwszy ujrzał naprawdę, wyraźnie. Pamiętam jak dziś Burta, mówiącego do mnie, że dr Nemur ma żonę cholerę. Że ona nieustannie żąda od niego żeby wszystko publikował. Pragnie, żeby stali się sławni. Burt powiedział wtedy, że marzeniem żony tamtego jest posiadanie męża-bomby.
Czy dr Strauss rzeczywiście chciał się stroić w jego piórka?
28 kwietnia. Nie rozumiem dlaczego nigdy wcześniej nie zauważyłem jak piękna jest panna Kinnian? Ma brązowe oczy i puszyste brązowe włosy opadające na kark. I ma tylko trzydzieści cztery lata! Zdaje się, że od początku byłem przekonany, że jest geniuszem — i że jest bardzo, bardzo stara. Teraz, za każdym razem, wydaje mi się coraz młodsza i coraz cudowniejsza.
Zjedliśmy obiad a potem długo rozmawialiśmy. Kiedy powiedziała, że czynię bardzo szybko postępy i wkrótce zostawię ją z tyłu, roześmiałem się.
— To prawda, Charlie — powiedziała wtedy. - Już teraz czytasz lepiej niż ja. Jesteś w stanie przeczytać w okamgnieniu całą stronicę, podczas gdy ja w tym czasie zaledwie zdążę przeczytać kilka linijek. I zapamiętujesz każdą rzecz, którą przeczytasz — a ja jestem szczęśliwa, jeśli jestem w stanie przypomnieć sobie główne idee i ogólny sens tego co przeczytałam.
— Nie czuję się inteligentny. Jest tyle rzeczy, których nie rozumiem.
Wydobyła papierosa i zapaliłem go jej.
— Trochę cierpliwości. Ostatecznie doskonalisz w ciągu kilku dni to, co normalnym ludziom zabiera pół życia. I to właśnie jest tak zaskakujące: jesteś jak gigantyczna gąbka, błyskawicznie wsysająca w siebie wszystko — fakty, obrazy i wiedzę. Rychło je zaczniesz ze sobą. kojarzyć. Zobaczysz, jak wiążą się ze sobą różne dziedziny wiedzy. Jest bardzo wiele poziomów tej wiedzy, Charlie, jak szczebli w gigantycznej drabinie. Prowadzą cię coraz wyżej, tak byś mógł widzieć coraz to więcej ze świata, który cię otacza… Ja, Charlie, mogą dojrzeć tylko drobny fragment z tego wszystkiego i nie zajdę już wyżej niż zaszłam — ale ty będziesz się wspinał coraz wyżej i widział coraz więcej. Każdy krok będzie przed tobą odkrywał nowe światy, których nigdy nie widziałeś, nie myślałeś nawet, że mogą istnieć…
Zmarszczyła nagle brwi.
— Wierzę — dodała. - Po prostu wierzę… że Bóg nie…
— Co? — Nie, nic, Charles. Po prostu mam nadzieję, że ale zrobiłam źle doradzając ci, byś tam poszedł… jako pierwszy.
Zaśmiałem się.
— A co miałoby się stać? Wszystko jest w porządku, nieprawdaż? Nawet Algernon nadal jest inteligentny.
Przez chwilę panowała cisza. Wiedziałem o czym myśli, kiedy tak obserwowała mnie bawiącego się łańcuszkiem, na którym umocowana była moja królicza łapka i klucze. Nie chciałem myśleć o takiej ewentualności — tak jak.starzy ludzie nie lubią myśleć o śmierci. Wiedziałem, że to był dopiero początek. I wiedziałem co miała na myśli, mówiąc o owych poziomach — bo kilka z nich już osiągnąłem. Myśl o tym, że mógłbym ją pozostawić w tyle zasmuciła mnie.
Kocham pannę Kinnian.
DZIENNIK POSTĘPÓW 12
30 kwietnia. Rzuciłem pracę w Zakładach Opakowań Plastikowych Donnegana. To Donnegan nastawał na to. Powiedział, że będzie lepiej dla wszystkich pracowników, jeśli wypowiem. Co ja takiego zrobiłem, że mnie tak znienawidzili?
Po raz pierwszy dowiedziałem się o tym od Donnegana, kiedy pokazał mi petycję. Osiemset czterdzieści nazwisk, każde związane z zakładami. Wyjątek stanowiła Fanny Girden — kiedy szybko przelatywałem wzrokiem listę, zauważyłem że brakowało tylko jej nazwiska. Cała reszta była za tym by mnie wylano.
Joe Carp i Frank Reilly nie chcieli o tym ze mną rozmawiać. Również i nikt inny — z wyjątkiem Fanny. Była ona jedną z nielicznych osób, jakie znałem, nigdy nie zmieniającą zdania. Zawsze uważała, iż nie ma żadnego znaczenia co myśli, mówi lub uważa reszta świata.
Fanny powiedziała, że nie sądzi bym powinien być wyrzucony. Zdecydowanie też sprzeciwiała się podpisaniu petycji i wbrew naciskom i pogróżkom nie ustąpiła. - Co jednak nie oznacza — powiedziała do mnie — że nie uważam, Charlie, iż dzieje się z tobą coś dziwnego. Coś bardzo dziwnego. I to właśnie zmieniło ich zdanie o tobie. Nie rozumiem tego. Znaliśmy cię jako dobrego, swojego człowieka — może nie za błyskotliwego, ale uczciwego. Jeden czort wie, coś ty ze sobą zrobił żeby tak zmądrzeć. Więc, Charlie, podobnie jak wszyscy naokoło i ja uważam, że to nie jest w porządku.